Brytyjski rząd zamierza przypominać uniwersytetom, że ich obowiązkiem jest dbanie o wolność słowa.
Wolność słowa to jedno z podstawowych praw gwarantowanych przez Konstutucję. Coraz częściej jednak zamyka się usta szczególnie tym, którzy chcą głosić prawdę. Fot.: Piotr VaGla Waglowski/ Wikimedia Commons Jest to reakcja na zablokowanie wystąpień kilku grup pro-life na tamtejszych uczelniach wyższych.
Rząd Wielkiej Brytanii poinformował, że rozważa zmuszenie uniwersytetów do obrony wolności słowa, po tym jak doszło na nich do kilku incydentów, kiedy zabroniono zorganizowania spotkań niektórym związkom studentów. Wśród nich były także organizacje broniące życia poczętego.
Jo Johnson, minister szkolnictwa wyższego napisał list do wszystkich uniwersytetów Wielkiej Brytanii, w którym przypomina, że mają one "prawny obowiązek", aby bronić wolności wypowiedzi. Johnson podkreślił w nim również, że kampusy uniwersyteckie nie mogą "odmówić żadnej osobie czy organizacji na jakichkolwiek podstawach, wyrażania swoich przekonań, obiekcji czy poglądów politycznych".
Obowiązująca obecnie ustawa z 1986 roku, zobowiązuje uniwersytety do działań na rzecz obrony wolności słowa i musi mieć przełożenie w realnych działaniach uczelni. Minister Johnson podkreślał, że takie przepisy nie mogą być lekceważone, ponieważ są one kluczowe jeśli chodzi o możliwość zademonstrowania studentom, że wolność słowa powinna być "sercem społeczności studenckiej".
"Niezwykle ważne jest zwrócenie uwagi, że ten obowiązek rozszerza się zarówno na budynki uniwersytetu, jak i budynki zamieszkiwane przez związki studenckie, nawet jeśli nie są one częściami kampusów", podkreślił szef resortu.
Dyktatura gender
Z obrony skrajnej mniejszości zrodził się atak na olbrzymią większość. Z tolerancji dla odmienności - gloryfikacja dewiacji i wszelkich zaburzeń. Z badań nad wpływem kultury na zachowania człowieka - koncepcja inżynierii biologicznej. Z nowoczesnego wychowania - seksualizacja dzieci i to już od przedszkola. Ze swobody światopoglądowej - obowiązkowa ateizacja. Kompletna swawola przedstawiana jest jako prawdziwa wolność. Tak oto na naszych oczach rodzi się dyktatura ideologii gender.
Taka zdecydowana reakcja rządu jest odpowiedzią na szykany jakich w ostatnim czasie doświadczyły szczególnie grupy pro-life. W niedalekiej przeszłości, wyjątkowo głośno było o przypadku Julie Bindel, która sprzeciwia się propagowaniu ruchów transpłciowych na uniwersytetach. Spotkania z nią zostały odwołane na kilku uczelniach.
Jak informuje magazyn "Spiked", który badał to zjawisko, najczęstszymi ofiarami cenzury padają właśnie osoby i organizacje o poglądach konserwatywnych. Spotkania z pro-liferami próbowano torpedować m.in. w Cardiff, Strathclyde i Newcastle.
Niall O Coinleáin ze Związku Studentów Pro-Life powiedział, że działania rządu mogą w tej materii wywrzeć "pozytywny impuls". Jednak, jak podkreślił, kluczowe będzie podejście i kultura poszczególnych uczelni i związków do kwestii wolności słowa, która nie zawsze objawia się w bezpośrednim zakazie wystąpień. Obrońcy życia bardzo często muszą mierzyć się z biurokracją i "taktyką opóźniania". Objawia się to, otrzymanymi przez nich informacjami, że nie mogą oni wystąpić w danym miejscu bo np. "wciąż czekamy na odpowiedź od władz", "nie mamy na to funduszy", lub też "wasze podanie zaginęło i wciąż go szukamy".
"Ostatecznie potrzeba więc, aby rektorzy uniwersytetów zaszczepili ideę wolności słowa wśród swoich współpracowników i studentów. Tak, aby pamiętali oni, że wygrać debatę to znaczy dyskutować, spierać się i obalać błędne koncepcje, a nie ją blokować", podsumowuje O Coinleáin.
Sytuacja ta do złudzenia przypomina to, co miało miejsce w Polsce, kiedy rektorzy kilku uniwersytetów nie wyrazili zgody na wykład działaczki pro-life Rebecci Kiessling argumentując, że jest on elementem działalności „jawnie lobbystycznej”.
Na taki przejaw cenzury krytycznie zareagował także polski minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. "Jest to dla mnie tym bardziej nie do zaakceptowania, że w przypadku wykładu pani Kiessling mamy do czynienia nie z prezentacją argumentów na rzecz któregoś ze stanowisk skrajnych, lecz z obroną najprostszej wartości: ludzkiego życia. Z poglądami pani Kiessling można się zgadzać lub nie, lecz zabranianie ich artykułowania jest niczym innym jak cenzurą", napisał w oświadczeniu minister Gowin.
Może i w naszej ojczyźnie przydałby się list do uczelni wyższych, przypominający czym jest wolność słowa?
Źródło: The Times, łs
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.