Niezadowoleni z wyniku wyborów prezydenckich Kenijczycy wychodzą na ulice.
Wybory ujawniły ukryte napięcia i podziały etniczne w liczącej 45 milionów obywateli Kenii. Fot.: DEMOSH/2.0 generic/Wikimedia Commons W Kenii po ogłoszeniu rezultatów wyborów prezydenckich wybuchły zamieszki. Do starć rozczarowanych wynikami wyborców z policją dochodzi głównie w mieście Kisumu oraz slumsach otaczających stolicę kraju, Nairobi. Głosowanie mające wyłonić nowego prezydenta odbyło się 8 sierpnia, a oficjalne ogłoszenie zwycięzcy nastąpiło trzy dni później, 11 sierpnia. Okazał się nim Uhuru Kenyatta, zdobywca 54.3% głosów. Rozruchy przyjmują gwałtowny charakter, media donoszą o przynajmniej 11 ofiarach śmiertelnych.
Rail Odinga, główny rywal Uhuru, ostateczne wyniki ocenił jako „masowe oszustwo”. Odinga startował z ramienia NASA (National Super Alliance), koalicji opozycyjnych partii centrolewicowych. Rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych zarzuty te skwitował jako „bzdury”. Głos zabrał także minister spraw wewnętrznych, Fred Matiang’i. Jest on przekonany, że zamieszki są dziełem „kryminalistów”. „Bądźmy szczerzy, nie ma żadnych demonstracji. Indywidua bądź gangi rabujące sklepy i włamujące się do domów to nie protestujący, ale bandyci. Oczekujemy, że policja potraktuje ich tak, jak powinno się traktować złoczyńców”, oświadczył reporterom.
Opozycja wytacza ciężkie oskarżenia wobec nowego prezydenta oraz wspierających go ugrupowań. James Orengo, jeden z liderów NASA, stwierdził, że „zabójstwa [demonstrantów] były częścią skrupulatnie przygotowanego i przeprowadzonego planu”. W jego opinii władza chce „zniekształcić wyniki, zniszczyć przeciwników politycznych oraz ukryć dowody”. Ze strony NASA głosy podważające uczciwy charakter wyborów pojawiły się jeszcze przed oficjalnymi podsumowaniami. Odinga wraz z innymi przywódcami NASA wezwał swoich zwolenników do zachowania spokoju. Jednocześnie opozycja jest mocno zdeterminowana, aby wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i męczeństwo chrześcijan XXI w.
Co trzy minuty gdzieś na świecie ginie jeden chrześcijanin; nie umiera naturalną śmiercią; ginie męczeńsko za to, że nie chciał wyrzec się Pana Jezusa. Świat z tego powodu nie lamentuje, wielcy politycy nie protestują, organizacje pozarządowe tego nie zauważają. Śmierć chrześcijanina - niemal zawsze z rąk muzułmanów – nie oburza mass mediów. Co innego nieszczęścia wyznawców islamu – to powinno nas poruszać.
Obecne niepokoje przypominają analogiczną sytuację sprzed dekady, kiedy Odinga, mający wtedy 72 lata, przegrał wyścig o fotel prezydenta w kontrowersyjnych okolicznościach. Podważanie formalnych wyników stało się wówczas zarzewiem społecznych niepokojów, wskutek których życie straciło 1200 osób, a 600,000 zostało przesiedlonych. Straty gospodarki Kenii oszacowano na kilkadziesiąt milionów dolarów. Kofi Annan, były sekretarz generalny ONZ, był mediatorem w czasie tego kryzysu. Przestrzegł obecnych liderów politycznych Kenii, aby „zważali na stosowaną retorykę oraz podejmowane akcje, biorąc pod uwagę napiętą atmosferę”. Ponadto Annan kilkakrotnie apelował do Odingi, aby w przypadku jakichkolwiek podejrzeń dotyczących nieprawidłowości związanych z procesem wyborczym zwrócił się do sądu. Opozycja wyklucza jednak tę możliwość, w związku z „brakiem zaufania do systemu sprawiedliwości”. Warto nadmienić, że sposób przeprowadzenia elekcji w 2007 roku spotkał się z negatywnymi reakcjami zagranicznych obserwatorów.
Podobnie jak poprzednie wybory, tegoroczne głosowanie ujawniło ukryte napięcia i podziały etniczne w liczącej 45 milionów obywateli Kenii. Plemiona popierające Odingę, skupione głownie na zachodzie kraju, miały nadzieję na przerwanie dominacji politycznej przedstawicieli plemion Kikuyu oraz Kalenjin. Ich członkowie zajmują bowiem czołowe pozycje w rządzie centralnym od momentu uzyskania przez Kenię niepodległości w 1963 roku, a prezydent elekt wywodzi się właśnie z plemienia Kikuyu.
Niepokoje społeczne odzwierciedlają mapę podziałów etnicznych, z jakimi musi zmagać się Kenia. Kisumu, miasto na zachodzie kraju, uważane jest za bastion Odingi, jako że wśród jego mieszkańców dominują przedstawiciele ludu Luo, z którego wywodzi się niedoszły prezydent. Nairobi to z kolei etniczna mieszanka Kenijczyków, szczególnie jeśli chodzi o rejon slumsów otaczających stolicę. Rywalizacja plemienna jest spuścizną czasów kolonialnych. Zarządzający wówczas krajem Brytyjczycy często wykorzystywali lokalne waśnie, skłócając różne grupy etniczne przeciwko sobie, aby łatwiej kontrolować podbite terytoria. Jak widać antagonizmy plemienne to wciąż ogromnym problem Kenii.
Źródło: Reuters, kś
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.