Prof. Andrzej Nowak: Pamięć Katynia - łańcuch niewidzialny
Krzyż ze zniczy i portret Pary Prezydenckiej przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Żałoba narodu po tragedii 10 kwietnia 2010 r. Fot.: Hołd Katyński/Biały Kruk Zaczyna się film „Suworow”. Reżyser – Wsiewołod Pudowkin. Data produkcji – maj 1940 roku (film od razu wszedł na ekrany tysięcy sowieckich kin). Pierwsza scena to pobojowisko, gdzieś w Polsce. Feldmarszałek Katarzyny II bije wojska Kościuszki. Po zwycięskiej bitwie odbiera meldunki kolejnych oddziałów. Na końcu meldują rosyjscy kawalerzyści. Mają trochę strapione miny. Meldują, że się nie ustrzegli błędu: wysiekli polskich jeńców. Suworow się nie gniewa. Przeciwnie. Z rozpromienioną twarzą mówi: „Prawilno! Niedorubliennyj lies opiat’ wyrastajet” – „Słusznie! Las nie docięty do końca znowu odrasta”.
Jak dowiadujemy się z najnowszych opracowań historii kina sowieckiego pod rządami Stalina, „wódz” osobiście dopisał tę kwestię swojemu ulubionemu aktorowi, Czerkasowowi, odtwarzającemu rolę Suworowa. Stalin rzeczywiście sprawdzał wszystkie niemal filmy sowieckie przed ich dopuszczeniem na ekran. Tutaj najwyraźniej miał jakieś ważne przesłanie: do Rosjan i do Polaków.
W Katyniu trwała właśnie wycinka polskiego lasu: dzień po dniu, od początku kwietnia, egzekucje polskich oficerów z obozu w Kozielsku. Ciągnął się również nieprzerwany przez ponad sześć tygodni łańcuch likwidacji polskich jeńców z innego obozu, w Ostaszkowie. Doprowadzano ich na rzeź do więzienia NKWD w Kalininie (obecnie Twer). Zastrzelonych zakopywano w masowych, anonimowych mogiłach pod Kalininem – w Miednoje. Od pierwszych dni kwietnia maszyna śmierci pracowała także nad polskimi oficerami z obozu w Starobielsku, których przewożono na egzekucję do siedziby NKWD w pobliskim Charkowie – przy ulicy Dzierżyńskiego. Ich zwłoki transportowano nocą do dołów wykopanych we wsi Piatichatki pod Charkowem.
Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk – Katyń, Twer, Charków – Katyń, Miednoje, Piatichatki. Miejsca uwięzienia, miejsca śmierci, miejsca zbiorowego pochówku, miejsca, o których nikt nie miał się dowiedzieć. A jednak symbolizujące je wspólnie słowo KATYŃ nie dało się zasypać ziemią zapomnienia. Polacy odgrzebywali je uporczywie i z narażeniem na kolejne wielkie ofiary przez następne dziesięciolecia. Aż do 10 kwietnia 2010 roku. Ci, którzy to robili, też mieli jakieś ważne przesłanie: do Polaków i do Rosjan. Do wszystkich ludzi.
(…)
Przemoc pierwszego państwa, w którym doszli do władzy wyznawcy komunistycznej ideologii, musiała się zwrócić przeciw tym wszystkim, którzy nie pasowali do jej planów. Nierzeczywistość ideologii tylko przemocą mogła zastąpić rzeczywistość ludzi, ich przywiązań, ich wartości, ich życia. Ta przemoc uderzała w każdą jednostkę, wspólnotę, społeczność, która znalazła się w jej zasięgu. Najpierw i najdłużej była to zatem wspólnota samych Rosjan, potem kolejnych narodów i narodowości dawnego imperium Romanowów, odbudowywanego przez Lenina i jego towarzyszy. Polska i Polacy mieli na szlaku tej przemocy miejsce, niestety, „uprzywilejowane”.
Powody były dwa. Jeden już wymieniliśmy: centralne położenie na strategicznie najważniejszym szlaku ekspansji odnowionego przez komunistyczną ideologię imperium. Drugim było wyjątkowo uporczywe przywiązanie większości Polaków do narodowej tożsamości. Trudniej niż w przypadku wielu Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów było tę tożsamość podważyć przez odwołanie do klasowej nienawiści; trudniej było ją rozbić. Oparcie owej tożsamości na chrześcijańskim, łacińskim fundamencie jeszcze bardziej utrudniało zadanie jej złamania przychodzącym ze wschodu „wyzwolicielom”.
PAKIET DWÓCH KSIĄŻEK: Hołd Katyński 1 i 2
Dwa poruszające albumy skłaniające do zadumy i refleksji. Fotografie przestawiają Parę Prezydencką Lecha i Marię Kaczyńskich podczas pełnienia obowiązków, a także ich mniej formalne fotografie rodzinne, dramat katastrofy, modlitewne skupienie podczas uroczystości żałobnych: Katyń, Wawel, archikatedra św. Jana Chrzciciela, plac Piłsudskiego. Ostatnia droga pary prezydenckiej: szczegółowo ukazane pożegnanie na Wawelu, unikatowe ujęcia ze złożenia trumien w sarkofagu. Spontaniczne zgromadzenia w hołdzie zmarłym przed Pałacem Prezydenckim, pod Krzyżem Katyńskim w Krakowie, w Częstochowie, Marsz Pamięci w Krakowie.
Łamali ją jednak konsekwentnie. Zbrodnie sowieckie na Polakach mają długą i wyjątkowo, nawet jak na „bolszewickie normy”, krwawą historię. Od pogromów polskich dworów na Kresach w 1917-1918, poprzez zbrodnie popełnione przez Armię Czerwoną i „czerezwyczajkę” na Polakach w wojnie 1919-1920, likwidację znacznej części polskiej mniejszości w ZSRR w latach 1934-1939, operacje związane z napaścią sowiecką na Polskę we wrześniu 1939 roku, aż do powtórnej okupacji Polski od początku 1944 roku…
(…)
Stalin przygotował się do wojny. I ją sprowokował, zawierając 23 sierpnia 1939 roku układ z Hitlerem w Moskwie. Polska miała zostać podzielona. 17 września Armia Czerwona uderzyła. Polska, walcząca od 17 dni przeciw niemieckiej nawale, musiała upaść.
Wielu polskich oficerów, w zaciskających się kleszczach ofensywy sowiecko-niemieckiej, zdecydowało się raczej wybrać kapitulację przed stroną sowiecką, licząc na lepsze traktowanie (skoro Moskwa nie wypowiedziała Polsce nawet wojny…). Pod Lwowem, obleganym z dwóch stron, do sowieckiej niewoli dostało się wielu z generałów, bohaterów wojny z 1920 roku, która tak upokorzyła „czerwoną” Moskwę i Stalina osobiście. Wśród nich był m.in. szef Sztabu Głównego Wojska Polskiego z tamtej wojny, gen. Stanisław Haller – wraz z siedmioma innymi generałami trafił do obozu w Starobielsku. Pięciu innych – do Kozielska. Wraz z nimi tysiące oficerów służby czynnej i powołanych we wrześniu pod broń oficerów rezerwy. W Ostaszkowie osadzeni zostali przede wszystkim funkcjonariusze Policji Państwowej, oficerowie Korpusu Ochrony Pogranicza i polskiego wywiadu.
Teraz można było wyciąć „polski las” już w samym jego mateczniku – do spółki z Hitlerem. W tym samym Zakopanem, które odwiedzał młody Stalin, w lutym 1940 roku funkcjonariusze NKWD spotkali się ze specjalistami z gestapo, by omówić sposoby likwidacji „polskich wrogów”. To już była trzecia taka konferencja od września 1939 roku. Plan eksterminacji elit polskich wchodził w decydującą fazę. Niemcy prowadzili skutecznie swoją akcję AB – operację likwidacji „warstwy przywódczej narodu polskiego”. W zajętej przez siebie części II Rzeczypospolitej strona sowiecka realizowała równie konsekwentnie plan depolonizacji tego obszaru. Taki właśnie, ściśle antypolski cel i charakter miały zwłaszcza dwie pierwsze z czterech wielkich „fal” deportacji ludności z tego obszaru na Syberię, do Kazachstanu i w północno-wchodnie rejony Rosji europejskiej – te z 9/10 lutego oraz 12/13 kwietnia 1940. W tych dwóch akcjach wywieziono, według danych NKWD, nie mniej niż 200 tysięcy ludzi. W drugiej z nich zagarnięto głównie kobiety i dzieci – rodziny tych, o których losie rozstrzygnięto rozkazem z 5 marca.
Właśnie 5 marca 1940 roku szef NKWD, Ławrientij Beria, skierował do Stalina notatkę z propozycją wymordowania polskich jeńców wojennych: bez sądu. Wymieniał ich prezycyjnie: „W obozach dla jeńców wojennych przetrzymywanych jest ogółem (nie licząc szeregowców i kadry podoficerskiej) – 14 737 byłych oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, żandarmów, służby więziennej, osadników i agentów wywiadu – według narodowości: ponad 97% Polaków. […] W więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi przetrzymywanych jest ogółem 18 632 aresztowanych (wśród nich 10 685 Polaków)”. Beria proponował, aby – „biorąc pod uwagę, że wszyscy oni są zatwardziałymi, nie rokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej” – polecić NKWD likwidację 14 700 jeńców wojennych oraz spośród przetrzymywanych w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi – 11 tysięcy osób (ta liczba odpowiadała mniej więcej wskazanej przez Berię liczbie samych Polaków w tychże więzieniach).
To miała być operacja ucięcia Polsce głowy. Wśród jeńców jednego tylko obozu w Kozielsku (było ich tam 4410, po usunięciu tych, którzy zdecydowali się na kolaborację z sowieckim systemem, a także tych, których z innych przyczyn zdecydowano się oszczędzić) – głównie oficerów rezerwy – było 535 nauczycieli, 265 inżynierów, 399 urzędników państwowych, 243 lekarzy i 50 farmaceutów, 197 prawników (sędziów, adwokatów, prokuratorów), setki pracowników naukowych, architektów, dziennikarzy, artystów… Tylko w jednym obozie. Polski las miał być docięty do korzenia. Stalin był gotów sadzić nowy las – z tych nielicznych, którzy wybrali kolaborację z mordercą. Najpierw jednak musiał im zrobić miejsce.
(…)
Żałoba przed Krzyżem Katyńskim w Krakowie. Fot.: Hołd Katyński/Biały Kruk Kiedy tylko wybuchła wojna sowiecko-niemiecka i niedobitki polskich jeńców mogły opuścić sowieckie łagry i więzienia, ci, którzy nie wybrali współpracy z sowieckim projektem „nowej Polski”, natychmiast zaczęli poszukiwać swoich zaginionych kolegów, pytać się o ich los. Generał Władysław Anders powierzył zadanie zbadania tej kwestii rotmistrzowi Józefowi Czapskiemu, którego z obozu w Kozielsku wyciągnęła wiosną 1940 roku interwencja niemieckiej ambasady (ze względu na arystokratyczne parantele hrabiego Czapskiego). Dopiero jednak odkrycie grobów katyńskich przez Niemców i ogłoszenie tego światu w kwietniu 1943 roku, pozwoliło na odsłonięcie tragicznej prawdy. Ta prawda była straszliwie niewygodna. Trwała wielka wojna z Hitlerem, w której Stalin był dla mocarstw zachodnich bezcennym sojusznikiem. Uznać głównego sojusznika za zbrodniarza, który może być porównany jedynie z Hitlerem właśnie? Stalin oczywiście wykorzystał samą, nieśmiałą próbę wyjaśnienia zbrodni katyńskiej przez rząd generała Władysława Sikorskiego, za pretekst do zerwania z nim stosunków i rozpoczęcia realizacji własnego scenariusza: „nowej Polski” – zbudowanej na katyńskiej zbrodni i na katyńskim kłamstwie. Mocarstwa zachodnie wolały w tym dziele nie przeszkadzać. Z obawy przed niewyobrażalnymi konsekwencjami politycznymi podważenia katyńskiego kłamstwa zdecydowały się go oficjalnie nie naruszać.
Byli jednak Polacy, którzy z tym kłamstwem zdecydowali się walczyć. W zmaganiach z nim odnaleźli nowy, a może wieczny?, sens polskości. Najpiękniej wyraził ten sens jeden z tych, którzy w walce z katyńskim kłamstwem zasłużyli się najbardziej: Józef Czapski.
(…)
Ten łańcuch przedłużyli w następnych latach inni, wierni Polsce, wierni pamięci ofiar dla niej poniesionych i wierni prawdzie – przeciwko totalitarnemu kłamstwu. „Żołnierze wyklęci” polskiego podziemia antykomunistycznego, robotnicy poznańscy z 1956 roku, obrońcy Krzyża z Nowej Huty w 1960 roku, studenci z roku 1968, stoczniowcy z 1970, założyciele Wolnych Związków Zawodowych z 1978, ludzie „Solidarności” z 1980. Ostatnią, jak się zdawało, ofiarą życia złożoną dla prawdy o Katyniu był ksiądz Stefan Niedzielak. Proboszcz parafii św. Karola Boromeusza w Warszawie, współzałożyciel i duszpasterz Rodzin Katyńskich, inicjator ustawienia Krzyża Katyńskiego na warszawskich Powązkach w 1981 roku, a później także budowy Sanktuarium Poległych na Wschodzie. 21 stycznia 1989 roku został zamordowany „przez nieznanych sprawców”.
Piętnaście miesięcy później, 13 kwietnia 1990 roku, sowiecka agencja prasowa TASS opublikowała komunikat, oficjalnie stwierdzający, że za mord polskich oficerów odpowiada NKWD. Jeszcze nie państwo sowieckie, jeszcze nie sam Stalin, ale jednak NKWD. Generalny sekretarz KC KPZR, Michaił Gorbaczow, pół roku potem zlecił Akademii Nauk ZSRR, Ministerstwu Obrony, Prokuraturze oraz KGB podjęcie „prac badawczych w celu ujawnienia materiałów archiwalnych, dotyczących wydarzeń i faktów z historii sowiecko-polskich stosunków dwustronnych, w których wyniku poniosła straty Strona Sowiecka” (Rozporządzenie prezydenta ZSRR z 3 XI 1990). Tak zaczęła się nowa faza katyńskiego kłamstwa, polegająca na próbie relatywizacji sowieckiej zbrodni poprzez wynalezienie swoistego anty-Katynia. Akademia Nauk, ramię w ramię z KGB, zajęła się tym zadaniem. Złą sytuację sanitarną i masową umieralność sowieckich jeńców wojny 1920 roku na choroby zakaźne (przede wszystkim tyfus) w polskich obozach – zaczęto zestawiać ze zbrodnią katyńską, jako jej odpowiednik po polskiej stronie. Odszedł na chwilę od tej polityki, już po rozpadzie ZSRR, pierwszy prezydent Rosji, Borys Jelcyn, który potrafił przyznać pełną odpowiedzialność sowieckiego państwa za Katyń i potrafił zwrócić się do Polaków w słowach najprostszych: „Przebaczcie, jeśli możecie”. Niestety, walka o prawdę, w której mogliby znaleźć ukojenie bliscy ofiar i w której mogliby znaleźć oczyszczenie sami Rosjanie, trwać musiała nadal. Rosja wróciła w oficjalnym dyskursie swych władz do półprawd i relatywizacji zbrodni. W masowej debacie publicznej wróciły najgorsze wersje katyńskiego kłamstwa. Dziedzictwo Stalina raz jeszcze zaczęło się odradzać: zbrodnia i kłamstwo w imię wielkości imperium!
Tak było jeszcze do 7 kwietnia 2010 roku. Czy tragedia 10 kwietnia 2010 roku pogrzebie na zawsze katyńskie kłamstwo – wyzwalając z niego nie Polaków przede wszystkim, ale Rosjan? Jeszcze jedno, jakże bolesne, ogniwo do owego łańcucha niewidzialnego, spajającego polskość, nadającego jej metafizyczny sens, zostało dodane w tym dniu. Na pewno nie na próżno. Te ofiary muszą ostatecznie zwyciężyć.
Fragment eseju prof. Andrzeja Nowaka z książki „Hołd Katyński”
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.