Krótka wojna w obronie Konstytucji 3 Maja
Jan Piotr Norblin "Wieszanie zdrajców" To nie była długa wojna. Rozpoczęła się 18 maja 1792 r. – rok po uchwaleniu Konstytucji trzeciomajowej – a zakończyła podpisaniem przez Stanisława Augusta Poniatowskiego aktu kapitulacji i przystąpieniem do Targowicy (23 lipca 1792). Trochę ponad dwa miesiące walczyła armia polsko-litewska w obronie „majowej jutrzenki” z sojuszniczą armią rosyjską.
Sojuszniczą? Tak przynajmniej twierdził oficjalny przedstawiciel rosyjski w Polsce – ambasador Jakow Bułhakow, w nocie złożonej władzom w Warszawie, w której mowa była, że wkraczające w granice Rzeczypospolitej wojska „okażą się jako przyjacielskie, by współpracować w dziele odbudowy jej praw i przywilejów”, zniesionych przez frakcję uzurpatorów, którzy „wywracając 3 maja 1791 do góry nogami gmach rządowy”, pozbawili szlachtę klejnotu praw i przywilejów, „w cieniu którego Rzeczpospolita przez tyle wieków kwitła i pomyślnie się rozwijała”.
A poza tym Polacy jakoby pogwałcili zasady tolerancji wyznaniowej, aresztując biskupa perejesławskiego i archimandrytę słuckiego Wiktora Sadkowskiego, poddanego jej cesarskiej mości Katarzyny II, co było przejawem niespotykanego w cywilizowanych krajach terroru religijnego, wymierzonego przeciw innowiercom. Czyż imperatorowa, opiekunka wszystkich prawosławnych na świecie, mogła pozwolić na taką zuchwałość?
Że powierzono archimandrycie – choć z łaski Katarzyny, to jednak zupełnie bezprawnie – jurysdykcję nad Cerkwią prawosławną w Polsce? Że prowadził on wobec Rzeczypospolitej nielojalną politykę, którą dobrze ilustrują słowa, jakie miał wyrzec do mieszkańców miasta Bohusławia, chcących udać się do Warszawy ze skargą: „Już nie jedźcie nigdzie, nie traćcie się, już wkrótce cała Ukraina będzie rosyjską; nie będzie tu Lacha ani Żyda”? Że „prześladowani” prawosławni otrzymali w maju 1792 r. cztery biskupstwa? To wszystko nie miało znaczenia dla imperatorowej.
Sto lat temu historyk Edward Likowski tak komentował owe „represje”: „Zaprawdę szlachetna to była zemsta za niepatriotyczny spisek dyzunitów [prawosławnych] polskich przeciw własnemu rządowi z rządem postronnym! Postanowienie sejmowe przeszło i najwygórowańsze oczekiwania dyzunitów. Za Władysława IV jedno tylko mieli w kraju biskupstwo mohylowskie, teraz w ojczyźnie już uszczuplonej [po pierwszym rozbiorze w 1772 r.] otrzymują ich aż cztery!”.
Kogo interesują fakty, gdy przemawia imperium? Zwłaszcza ustami Semiramidy Północy, przed którą klękali filozofowie cywilizowanej Europy? Intelektualiści, którym ponoć nad rozum nic nie było droższego, modlili się do imperatorowej: „Te Catharinam laudamus, te dominam confitemur” (Wolter).
Ex oriente lux?
Około 100 tys. rosyjskich żołnierzy szło na Warszawę w dwóch grupach: jedna pod dowództwem gen. Michała Kreczetnikowa maszerowała przez Litwę, druga, większa, licząca ponad 60 tys. weteranów niedawno zakończonej wojny z Turcją, dowodzona przez gen. Michała Kachowskiego, kroczyła przez szerokie stepy Ukrainy. Za nimi podążali targowiczanie, przejmując władzę na „wyzwolonych” terenach. Szło im to dość opornie, bo szlachta nie chciała tworzyć partykularnych związków konfederackich, zwłaszcza że sejmiki odbywały się pod nadzorem wojsk rosyjskich. Tak więc niezależnie od tego, co powiatowy szlachetka sądził o nowomodnej Konstytucji, uchwalonej rok wcześniej w dalekiej stolicy, obecność wojska carycy była dla niego aż nadto wymowna – to nie przybyli przyjaciele wolności. Tu zaściankowy szlachciura był mądrzejszy od bywalca francuskich salonów. Jednak terror rosyjskich bagnetów, represje, jakie spotykały niepokornych – konfiskata majątków, usuwania z urzędów, stanowisk honorowych – zrobiły swoje. Coraz więcej szlacheckich nazwisk pojawiało się na akcie konfederacji targowickiej.
Cieszące się poparciem Katarzyny II „legalne władze” w osobach: hetmana polnego koronnego Seweryna Rzewuskiego, generała Szczęsnego Potockiego, hetmana wielkiego koronnego Ksawerego Branickiego i hetmana litewskiego Szymona Kossakowskiego, pojawiły się w Petersburgu, by tam w kwietniu 1792 r. zaprzysiąc konfederację. Caryca stawała się szlachetną protektorką polskich wolności, która nie połakomi się ani na piędź polskiej ziemi – tak sądzili magnaccy targowiczanie, biorący nazwę swego związku, albo raczej spisku, od miasteczka Targowica, leżącego koło Humania, już w granicach Rzeczypospolitej. Konfederacja targowicka – nieźle brzmiało. O wiele lepiej niż – petersburska.
Uległość czy niepodległość
Zbiór głębokich refleksji prof. Andrzeja Nowaka nad losem naszego narodu. Cieszący się ogromną popularnością i szacunkiem pisarz, wybitny patriota i uczony, wypowiada się o sensie walki Polaków o niepodległość – zarówno dawniej, jak i teraz. Wyjaśnia znaczenie i uwarunkowania powstań, poczynając od konfederacji barskiej, zasadność wojny z bolszewikami, września 1939, zrywu i czynu solidarnościowego z końca XX stulecia.
Zieleńce: odwadze wojennej w hołdzie
Armiom: Kreczetnikowa, idącej od północy w sile ok. 30 tys. ludzi i Kachowskiego, liczącej ok. 65 tys. wojska, podążającej od południa, Rzeczpospolita mogła przeciwstawić ok. 65 tys. żołnierzy. Ale nie wszyscy byli uzbrojeni. Brakowało amunicji, umundurowania, żywności. Nasi wodzowie: Józef Poniatowski, dowódca wojsk koronnych, operujący na Ukrainie, i Ludwik książę wirtemberski, stojący na czele wojsk litewskich, nie mieli doświadczenia w dowodzeniu większymi jednostkami wojskowymi. Poza tym od wielkiej wojny północnej (1709) aż do przekroczenia granic Rzeczypospolitej przez armie rosyjskie w maju 1792 r., armia polsko-litewska nie uczestniczyła w regularnych walkach. Na domiar złego książę wirtemberski okazał się zdrajcą (który to już z kolei w ostatnich miesiącach!) i nie podejmował walki z Kreczetnikowem, ustępując bez potrzeby pola walki. Jego następcy: Józef Judycki, a po jego zdymisjonowaniu Michał Zabiełło, nie byli już w stanie naprawić sytuacji. Choć dzielnie walczyli – pierwszy pod Mirem, gdzie jednak poniósł klęskę, drugi pod Brześciem oraz broniąc przepraw na Bugu. Padły Mińsk, Grodno, Wilno, w którym 14 czerwca 1792 r. Kossakowscy zawiązali tzw. Generalność. Litwa została stracona dla sprawy trzeciomajowej.
Kiedy na Litwie kładziono podwaliny pod Konfederację Generalną, wojska pod dowództwem bratanka króla, Józefa Poniatowskiego, stawiały opór na Wołyniu. Idące od południa korpusy Kachowskiego chciały okrążyć wojska młodego wodza. Józef Poniatowski postanowił wycofać się na Lubar i Połonne, gdzie wykorzystując umocnienia postanowiono podjąć walkę. Jednak pod Połonnem czekało Polaków rozczarowanie – umocnienia nie były ukończone, co przekreślało plan Poniatowskiego. Przyszły marszałek Francji Napoleona Bonaparte opuścił obozowisko pod Połonnem i udał się w kierunku Zasławia, gdzie stacjonowały siły Michała Lubomirskiego.
Tymczasem postępujące za Polakami oddziały rosyjskie pod dowództwem Arkadija Markowa natknęły się pod Zieleńcami na korpus dowodzony przez gen. Józefa Zajączka, który obsadził swym wojskiem wzgórze górujące nad drogą Połonne – Zasław. 18 czerwca o 6.00 rano rozpoczęła się bitwa, do której po godzinie dołączyły wojska dowodzone przez Poniatowskiego. Siły polskie liczyły piętnaście tysięcy żołnierzy. Markow dowodził jedenastoma tysiącami wojska. Bitwa trwała ponad dziesięć godzin i dość długo trudno było obstawiać pewnego zwycięzcę. Polacy walczyli dzielnie, ale też zdarzało się, że pod naporem wroga rzucali się do ucieczki – kiedy do ataku ruszyli grenadierzy rosyjscy, piechota polska, składająca się z niedoświadczonych rekrutów, pierzchła na sam widok weteranów wojny z Turcją. Niewiele to jednak dało rosyjskim piechurom, choć bowiem podejmowali kilkakrotnie brawurową walkę na bagnety, za każdym razem spotykali się z twardą odprawą Polaków. Dzięki odwadze i bitności żołnierza polskiego, ale też umiejętnościom dowódczym Józefa Poniatowskiego, można było pokusić się o przejście do kontrofensywy. Markow wysyłał wówczas prośby do Kachowskiego o wsparcie, a nie doczekawszy się pomocy, wycofał się z pola bitwy.
Jak zauważa historyk, bitwa ta, choć zwycięska, nie była rozstrzygająca – nie rozbito oddziałów rosyjskich, zmuszono je jedynie do wycofania się z pola walki. Ale po raz pierwszy od dziewięćdziesięciu lat wojsko polskie stanęło do walki i nie uciekło, tak jak to było pod Kliszowem w 1702 r. (M. Markiewicz). Przełamana została bariera psychiczna, która do tej pory wzbraniała Polakom wierzyć, iż mogą zwyciężyć na otwartym polu w walce z regularną armią – konfederaci barscy, odważni i pełni poświęcenia, ograniczali się do wojen partyzanckich i obrony fortec. Po raz pierwszy od bitwy pod Podhajcami w 1698 r. (ostatnia bitwa z wojskami tatarskimi) Polacy samodzielnie osiągnęli zwycięstwo. Ważne dla ducha narodowego było też to, iż od bitew pod Cudnowem i Połonką w 1660 r. Polacy znów tryumfowali nad wojskami moskiewskimi. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w kontekście ustanowionego po bitwie pod Zieleńcami orderu Virtuti Militari.
Dubienka: geniusz Kościuszki
O ile pod Zieleńcami zmagały się dywizje o porównywalnej sile, o tyle miesiąc później, 18 lipca pod Dubienką, przewaga była po stronie rosyjskiej. 5 tys. żołnierzy Tadeusza Kościuszki powstrzymywało 25-tysięczny korpus dowodzony przez gen. Kachowskiego, który dzień wcześniej przeprawił się przez Bug, a 18 lipca wysłał część swych wojsk, aby wiązały siły Poniatowskiego oraz Michała Wielhorskiego, nie pozwalając im na wsparcie Kościuszki. Bitwa z okopanym pod Dubienką wojskiem polskim trwała około sześciu godzin. Około 21.00 Tadeusz Kościuszko mimo odnoszonych sukcesów – załamały się próby uderzeń frontowych dokonywanych przez piechotę Kachowskiego oraz manewrów oskrzydlających jegrów rosyjskich – postanowił opuścić w zwartym szyku bronione pozycje. Straty Rosjan były olbrzymie – legło ok. 4 000 ludzi. Polacy stracili w tej bitwie 900 żołnierzy.
Polacy mogli tak długo utrzymać swoją pozycję dzięki fortyfikacjom polowym, których pomysłodawcą był Kościuszko. Inżynierskie zdolności w tym zakresie udowodnił wcześniej w Ameryce, budując m.in. słynny West Point. Wojna nie była jednak jeszcze rozstrzygnięta. Wprawdzie armia rosyjska parła w kierunku Warszawy, ale jej liczba topniała, problem pogłębiało oddalenie od baz zaopatrzenia. Tymczasem litewski i polski żołnierz walczył na swoim terenie, zaś rezerwy Rzeczypospolitej były nietknięte (A. Sulima Kamiński).
Kapitulacja reformatorów
Gdy polskie i litewskie wojska walczyły na polach bitew, politycy ze Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele myśleli nie o obronie, ale o jak najkorzystniejszych… warunkach kapitulacji. Od połowy czerwca, mając przyzwolenie rządu ustanowionego przez Konstytucję 3 Maja, nazwanego Strażą Praw, Stanisław August prowadził negocjacje w sprawie poddania się. Monarcha sądził naiwnie, że będzie mógł uratować część zaprowadzonych reform, oferując tron polski Konstantemu – wnukowi Katarzyny (J. Michalski).
23 lipca król przedstawił rosyjskie ultimatum na naradzie Straży Praw zwołanej na Zamku Królewskim. Za jego przyjęciem opowiedziało się siedem osób. Był wśród nich podkanclerzy koronny Hugo Kołłątaj. Pięciu uczestników zebrania, w tym m.in. marszałek sejmu Stanisław Małachowski i Kazimierz Nestor Sapieha, głosowało za kontynuowaniem wojny.
W geście sprzeciwu wobec decyzji Warszawy wielu polskich dowódców, w tym książę Józef Poniatowski i generał Tadeusz Kościuszko, podało się do dymisji. Kraj opuściło spore grono przedstawicieli polskich elit, m.in. marszałek Stanisław Małachowski oraz marszałek wielki litewski Ignacy Potocki. Obradujący od czerwca do listopada 1793 r. ostatni sejm Rzeczypospolitej zatwierdził drugi rozbiór Polski. Duch wojenny Polaków, tak jeszcze sto lat temu przemożny, nie został na razie do końca zbudzony.
Robert Kościelny
artykuł ukazał się w miesięczniku WPIS nr 5/31
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.