Zagraniczni właściciele wymuszają ogromne kary za zamykanie sklepów w niedzielę.

Zagraniczni właściciele wymuszają ogromne kary za zamykanie sklepów w niedzielę.

Galerie handlowe stały się miejscem spędzania czasu - kosztem tych, którzy w niedzielę muszą siedzieć za kasą. Fot.: © A.Savin, Wikimedia Commons Galerie handlowe stały się miejscem spędzania czasu - kosztem tych, którzy w niedzielę muszą siedzieć za kasą. Fot.: © A.Savin, Wikimedia Commons Trzeba nie mieć Boga w sercu, żeby zmuszać setki tysiące ludzi do pracy w niedzielę tylko dlatego, że komuś nie chce się robić zakupów przez pozostałe sześć dni w tygodniu i to w sytuacji, gdy sklepy otwarte są od poniedziałku do soboty przez kilkanaście godzin, a niektóre nawet w nocy! Tak postępuje tylko tyrańskie państwo. Tych, którzy domagają się otwartych w niedzielę supermarketów, zagoniłbym do roboty na kasie np. w Tesco przez okrągły tydzień w ciągu na przykład jednego roku, żeby na własnej skórze poczuli, czego się domagają. Być może nie są oni w stanie inaczej zrozumieć położenia osób, głównie kobiet, harujących w dzień Boży tylko po to, aby jakiś miliarder w Niemczech, Francji, Portugalii albo Wielkiej Brytanii nie zarobił odrobinki mniej.

            Wszystkie tzw. argumenty za handlowymi niedzielami nie są warte funta kłaków. Pozwolę sobie całkowicie nie zgodzić się np. z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, który stwierdza, że „Dwie niedziele w miesiącu wolne od handlu nie odbiją się w istotny sposób na finansach państwa i rozwoju gospodarczym”. Otóż nie odbiję się one na naszym rozwoju gospodarczym w żaden sposób, ani istotny, ani nieistotny. Tak samo będzie, jak i ustanowi się wszystkie wolne od handlu niedziele. Było to już ćwiczone, także w Polsce: przestawienie się ogółu klientów na robienie zakupów w pozostałe dni tygodnia trwa zaledwie kilkanaście tygodni. Po tym okresie obroty wracają do normy. I to miałoby rujnować narodową gospodarkę?!

            Doświadczony kupiec i przedsiębiorca, właściciel sieci sklepów dużopowierzchniowych, Józef Pyzik z Nowego Sącza, który parę lat temu pozamykał swe sklepy w niedzielę, powiedział nam w rozmowie z „Wpisem” (nr 9/2016), że obroty „do pół roku wracają, to jest sprawdzone, tak wynika i z naszych obserwacji”. I dodaje znamienne słowa: „W niedzielę kupuje się wiele rzeczy niepotrzebnych (…) Ok. 20% marnujemy ze względu na złe zakupy. Kupujemy wiele żywności, która wcale nie jest nam potrzebna, nie możemy jej spożyć. Im więcej razy jesteśmy w sklepie, tym więcej zakupów dokonujemy. (…) ‘Chodzimy po półkach’ i bombardowani jesteśmy samym ich ustawieniem, a także grą świateł i kolorów, muzyką itp. Nie ma dzisiaj na to mocnego. Zdarza mi się, pomimo że znam handel, iż też temu ulegam i dokonuję złych zakupów. Bo ze złem nie da się paktować – żeby nie przegrać, nie wolno grać. To jest jedyny sposób.”

            Otóż to! A nasz rząd zaczyna dziwne kombinacje i pertraktacje ze złem podsuwając posłom ustawę – wbrew różnym obietnicom i wbrew protestom obozu patriotycznego – o wolnej od handlu niedzieli, tyle że... co drugiej. Gdzie w tym sens, gdzie logika?

Wygaszanie Polski 1989-2015

Wygaszanie Polski 1989-2015

Adam Bujak, Andrzej Nowak, Bogdan Chazan, Antoni Macierewicz, Leszek Sosnowski

Od 1989 r., od Okrągłego Stołu, gdzie doszło do zawarcia kontraktu między komunistycznym establishmentem a częścią przedstawicieli "Solidarności", którzy zdradzili idee Sierpnia'80 i ogłosili się samozwańczo elitą narodu, rozpoczęły się powolny demontaż i wyprzedaż polskiego państwa za plecami społeczeństwa.

 

            Inna sprawa to sytuacje wyjątkowe, zawody, których przedstawiciele muszą pracować bez przerw, muszą mieć dyżury w dni wolne. Z jakiej jednak racji zaliczać do nich zwykłych sprzedawców, kasjerki, magazynierów itp.? Mało kto wie, że tak naprawdę nie wymuszają tego handlowcy, ale zagraniczni właściciele galerii handlowych wynajmujący im powierzchnie. To oni w tej kwestii rządzą, jak chcą. Tłumaczy to nasz rozmówca, Józef Pyzik: „Osoby, które otworzyły sklepy w różnego rodzaju galeriach handlowych, podpisały umowę, w której zobowiązały się, że nie zamkną go w niedzielę. Gdyby to uczynili, zapłacą ogromne kary”. Czemu państwo, czemu związki zawodowe nie ingerują w takie umowy? Czemu nie tworzą ustawowo uczciwych, sprawiedliwych zasad dla takich umów (jak np. w Niemczech, Austrii i innych krajach). To się nazywa wolność w handlu, kiedy jeden dyktuje warunki, jakie chce, a drugi musi je akceptować i cicho siedzieć?   To po co my, obywatele, mamy państwo? By chroniło monopolistów, dyktatorów gospodarczych i światopoglądowych? Bo supermarkety mamy w niedzielę otwarte de facto przez ustępstwo – tylko i wyłącznie światopoglądowe. Chodzi wszak o to, by odciągnąć ludzi od Kościoła i doprowadzić do destrukcji rodziny – o tym napisano już wystarczająco wiele, to jest udowodnione ponad wszelką wątpliwość. Chyba takie ustępstwa nie mogą mieć miejsca w prawicowym obozie politycznym. Bo wtedy na pewno nie byłby to obóz prawicowy.

            Józef Pyzik opowiada dalej: „Mam na przykład znajomą, dla której jako właścicielki sklepu handlowa niedziela jest przekleństwem. Zatrudnia jedną ekspedientkę, której w niedzielę daje wolne, i sama stoi za ladą. ‘Wszystkie niedziele mam przekichane, one nie istnieją’ – mówi. Ma dwoje dzieci, męża. Owszem, bywają niedziele w okresie przedświątecznym, kiedy ruch jest duży, jednak nieraz do galerii nie idzie prawie nikt, a moja znajoma stoi cały dzień sama w sklepie i czasami nie ma nawet złotówki wpływu do kasy, musi tam jednak być. Dobrze wie, że ciuchy w innym terminie i tak zostaną sprzedane, bo przecież ludzie muszą w coś się ubrać...”.

Płynie z tego prosty wniosek, że być może dwa razy w roku, a nie w co drugą niedzielę, więc tuż przed świętami Wielkiej Nocy oraz Bożego Narodzenia byłby sens ustanowić niedziele handlowe – i tylko wtedy.

            Z badań wynika jeszcze jedno: niedziela jest w handlu najbardziej zyskowna, bo wtedy sprzedaje się najwięcej… alkoholu! To nie wymaga chyba specjalnych komentarzy. Może oprócz jednego; np. Krakowie działa aż 2500 (słownie dwa tysiące pięćset!) punktów sprzedaży alkoholu, wiele całodobowych. Dostępu do gorzałki zatem nie braknie, spokojnie… A np. księgarń w milionowym Krakowie jest kilkanaście, w tym wypadku jednak nikt jakoś nie domaga się ani otwierania nowych placówek, ani otwierania ich w niedzielę, albo chronienia ich przez państwo – wprost przeciwnie, padają jedna po drugiej, całymi masami (jak np. ostatnio 200 księgarń Matrasa!). Ale to temat na inną opowieść i rozliczanie się z ludźmi odpowiadającymi za stan kultury w Polsce.

            Pisałem już, a podkreśla to wielu praktyków gospodarczych, że obawy o zwolnienia pracowników w supermarketach są całkowicie bezpodstawne. Nawet jeśli bowiem nastąpią one w jakiejś minimalnej skali, to zwolnieni pracownicy Tesco, Kauflandu albo innych dyktatorów rynkowych natychmiast znajdą zatrudnienie. I to lepiej płatne, gdyż w Polsce odczuwa się już rosnący brak rąk do pracy. Zwłaszcza w rejonach wielkomiejskich, czyli najbardziej nasyconych supermarketami. Właśnie teraz ogólnopolski rynek ubożeje o prawie 300 tys. doświadczonych pracowników przechodzących na przyspieszone nową ustawą emerytury – to jest dramatyczna strata. Skutki tego na pewno będą istotne dla gospodarki narodowej. Tego trzeba się obawiać, temu zapobiegać i temu zaradzać, a nie lamentować, że ludzie będą wydawać pieniądze od poniedziałku do soboty, a nie w niedziele. Zresztą w niedziele też będą mogli je wydać, i to na coś znacznie pożyteczniejszego: na kina, teatry, rodzinne wycieczki, muzea, na czytanie książek, jeżdżenie rowerami itp. – słowem: na wszelakie formy kultury, oświaty i sportu, które marnieją. Rodziny rezygnując ze szwendania się po supermarketach (nawet z gromadami malutkich dzieci), zdobędą na nowo czas na inne zajęcia, dużo pożyteczniejsze. To zaś z kolei będzie bodźcem ekonomicznym właśnie dla instytucji tworzących dobra kultury. Bardzo się dziwię, że minister kultury Piotr Gliński nie opowiedział się jeszcze ani razu za wszystkimi wolnymi niedzielami – w interesie podniesienia poziomu uczestnictwa Polaków w kulturze. Tak jak zdecydowanie wypowiedział się w tej kwestii Episkopat Polski – ten głos jednak PiS całkowicie lekceważy zapatrzony widocznie w słupki sondażowe, które jednak mają to do siebie, że są ruchome i raz wędrują w górę, drugi raz w dół…

Dyktatura gender

Dyktatura gender

Adam Bujak, ks. Dariusz Oko, Benedykt XVI, ks. Waldemar Chrostowski, Krzysztof Feusette

Z obrony skrajnej mniejszości zrodził się atak na olbrzymią większość. Z tolerancji dla odmienności - gloryfikacja dewiacji i wszelkich zaburzeń. Z badań nad wpływem kultury na zachowania człowieka - koncepcja inżynierii biologicznej. Z nowoczesnego wychowania - seksualizacja dzieci i to już od przedszkola. Ze swobody światopoglądowej - obowiązkowa ateizacja. Kompletna swawola przedstawiana jest jako prawdziwa wolność. Tak oto na naszych oczach rodzi się dyktatura ideologii gender.


            Nowa koncepcja pracy w handlu ma ponadto zakodowany chaos organizacyjny i komunikacyjny. Oto co pisze słusznie jeden z internautów na portalu wPolityce: „Kto będzie się zastanawiać każdego ranka w niedzielę, czy sklepy są dzisiaj otwarte, czy zamknięte. To samo dotyczy pracowników. To będzie jakiś horror. Gdzie na świecie są takie rozwiązania?!”.

            Jak można bez żadnej potrzeby zaganiać do roboty w niedziele setki tysięcy ludzi?! W centrach handlowych pracuje w Polsce ponad 400 tys. osób (wg danych Polskiej Rady Centrów Handlowych). Każmy może jednak wszystkim pracować w niedzielę, czemu nie, to tak samo logiczne, jak wymuszanie tego na zatrudnionych w supermarketach. Każmy np. pracować „na okrągły zegar” urzędnikom, od ministerstw poczynając – o ileż będą sprawniejsze, ile kolejek zniknie lub się zmniejszy, ileż spraw więcej się załatwi. Ileż to argumentów się znajdzie za pracą wszystkich Polaków w niedzielę! Czemu poprzestawać tylko na pracownikach handlu? Idźmy na całość! Destrukcja rodziny będzie wówczas natychmiastowa, ogólnopolska. Staniemy się wreszcie prawdziwymi Europejczykami, postępowymi, liberalnymi, a genderyści ostatecznie zatriumfują – i to w ciągu paru tygodni.

            Rozdawać pieniądze dla rodzin i gonić matki do roboty w niedziele, a zarazem odganiać od Kościoła – tak ma wyglądać polityka prorodzinna nowej władzy? O jaki „kompromis” tu chodzi?! Ze złem? Jeśli rozum nie podpowiada słusznych decyzji twórcom nowej koncepcji społecznej, bo czymś takim są właśnie nowe propozycje, to niechże przemówi do nich chociaż litość.

 

Leszek Sosnowski

Komentarze (4)

  • Podpis:
    E-mail:
  • francopilot

    nie pamiętam,kiedy robiłem zakupy w niedziele

  • Anna

    A ja bym tym wszystkim wymądrzającym się facetom, którzy ponoć chcą ulżyć kobietom, poleciła przez miesiąc ogarniać pracę 8h przez 5 dni, dom, gotowanie i dzieci i ZAKUPY W SOBOTĘ. Pełno w ich argumentacji nielogiczności wynikających z braku doświadczenia w temacie ZAKUPÓW.

  • Gustaw

    Część Polaków do roboty,a część Polaków do tych sklepów -marsz !!! ,przynosić zyski tych korporacjom !!!

  • Pracuś

    Zgadzam się! Moja żona w niedzielę pracuje do 15:00 na kasie i wraca przed czwartą, ale potem idzie do kościoła. Ja z dziećmi rano. Mijamy się całą niedzielę, a w tygodniu oczywiście tak samo, każdy w pracy i zajęty. Polityka prorodzinna polega również na tym, żeby dać rodzinie czas, a nie tylko 500 zł (chociaż to też bardzo pomogło).

  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.