W sanktuarium w Łagiewnikach odbyła się 15. Pielgrzymka „Talentu”. Jolanta i Leszek Sosnowscy nagrodzeni!

W sanktuarium w Łagiewnikach odbyła się 15. Pielgrzymka „Talentu”. Jolanta i Leszek Sosnowscy nagrodzeni!

Fot. Biały Kruk/Michał Klag - Ks. prof. kard. Stanisław Nagy i ks. Grzegorz Piątek podczas Pielgrzymki Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców „Talent” w 2011 r. Fot. Biały Kruk/Michał Klag - Ks. prof. kard. Stanisław Nagy i ks. Grzegorz Piątek podczas Pielgrzymki Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców „Talent” w 2011 r.

Duszpasterstwo Przedsiębiorców i Pracodawców „Talent” zrzesza już ok. 10 tys. przedsiębiorców z całej Polski. Zrodziło się z inspiracji Marka Świeżego, przedsiębiorcy z podkrakowskiego Gdowa. Pierwsze spotkanie odbyło się w grudniu 1999 r. w klasztorze księży Sercanów w Stadnikach, a potem przeniesiono je do krakowskiego domu zakonnego przy ul. Saskiej. Mieszkał tam też wybitny sercański teolog ks. prof. Stanisław Nagy, od 2003 r. kardynał, który otoczył „Talent” duchową opieką i modlitewną troską. Przez 16 lat głównym koordynatorem Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców, który w znacznej mierze przyczynił się do ekspansji na Polskę Duszpasterstwa, był niestrudzony i wielce zasłużony ks. Grzegorz Piątek, wieloletni kapelan kard. Stanisława Nagyego. Jego następcą został obecnie ks. dr Przemysław Król.

1 i 2 grudnia br. miała miejsce już 15. Pielgrzymka Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców „Talent” do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Kulminacyjnym jej punktem była jak zawsze niedzielna Eucharystia w Bazylice – w tym roku sprawowana przez wrocławskiego metropolitę abp. Józefa Kupnego, delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Ludzi Pracy. 

Gościem specjalnym był amerykański świecki kaznodzieja katolicki prof. Tom Peterson, który w sobotę przekonywał bardzo sugestywnie, iż „Nasz świat potrzebuje katolickich bohaterów”, a w niedzielę – że „Tym, czego obecnie potrzebuje świat, jest miłość”. Peterson jest założycielem wielojęzycznej strony internetowej catholicscomehome.org (katolicypowrocciedodomu.org), po kliknięciu na którą możemy przeczytać m.in. : „Wiara powinna być obecna w każdej, nawet najmniejszej części naszego życia.”

Wykład specjalny dla przedsiębiorców na temat „Twórcy wolności” miał w niedzielę w Auli św. Jana Pawła II również prezes wydawnictwa Biały Kruk Leszek Sosnowski. Treść tego wystąpienia, zatytułowanego „Kiedy zamilkną uczniowie Chrystusa, przemówią kamienie”, które spotkało się z bardzo żywym odzewem i wywołało ożywioną dyskusję, zamieszczamy poniżej.

Leszek Sosnowski wraz z żoną Jolantą zostali ponadto uhonorowani statuetką Talentu – nagrodą Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców za „wyjątkowy wkład twórców Wydawnictwa Biały Kruk w promocję naszej Ojczyzny, propagowanie nauczania św. Jana Pawła II, tworzenie środowiska ludzi wrażliwych na dobro, prawdę i piękno praz pomaganie w głębszym rozumieniu współczesnych problemów świata i Kościoła. Wyrażamy wdzięczność za profesjonalizm i piękno publikacji, które budują naszą katolicką i polską tożsamość”.

Hetman Chrystusa - Biografia św. Jana Pawła II, Tom 2.

Hetman Chrystusa - Biografia św. Jana Pawła II, Tom 2.

Jolanta Sosnowska

Drugi tom „Hetmana Chrystusa” wkracza w kolejny intensywny rozdział ewangelizacji świata tylko przyhamowany próbą zabójstwa Papieża Polaka. Odbywamy z Janem Pawłem II następne podróże po świecie, w tym bardzo niebezpieczne, do targanych wojnami domowymi państw Ameryki Łacińskiej i Afryki, do obcych wyznaniowo krajów azjatyckich, do wielu krajów wyspiarskich, a także dwie pielgrzymki do Ojczyzny.


            Wielkim wzruszeniem przepełnił zgromadzonych w Auli św. Jana Pawła II 40-minutowy  spektakl „Sen aniołów” nagrodzony owacjami na stojąco. Przedstawienie to zostało przygotowane i wykonane przez niepełnosprawnych, podopiecznych Stanisławy Szczepaniak, która od kilkunastu lat kieruje Środowiskowym Domem Samopomocy w Skawinie. Spektakl ten w artystyczny sposób wyrażał to, co ona myśli i co realizuje w codziennej pracy z grupą swoich współpracownic: „Misją naszego domu jest zmiana wizerunku osoby niepełnosprawnej, szczególnie w środowisku, z którego pochodzi. Każda osoba która do nas trafia, jest oceniana nie pod kątem deficytów, lecz zasobów, albowiem każdy, absolutnie każdy człowiek jest obdarzony jakimś darem; naszym zadaniem jest ten dar odkryć”. Niezwykle wzruszającym było odtworzenie przez te grupę ludzi, z pozoru ułomnych, postaci aniołów, a więc przedstawicieli nieba. Wielu widzów miało po tym niby prostym spektaklu łzy wzruszenia w oczach.

 

Wystąpienie prezesa Leszka Sosnowskiego

Kiedy zamilkną uczniowie Chrystusa, przemówią kamienie

Kiedy w naszym gronie przedsiębiorców chrześcijańskich, albo w literaturze i publicystyce nam poświęconej, rozważa się zasady, jakimi powinniśmy kierować się w swej działalności gospodarczej, zwraca się uwagę najczęściej na sprawiedliwe wynagradzanie i sprawiedliwe traktowanie pracowników, na uczciwość w kontaktach z innymi przedsiębiorcami, na sprawiedliwą cenę, nawet na sumienne płacenie podatków. Mało spotyka się rozważań na temat produktów, które wychodzą z naszych firm, a jeśli już o tym się mówi, to tylko pod kątem solidności ich wykonania; chodzi o to, by nie oszukiwać klientów oferując im, zwłaszcza świadomie, rzeczy z ukrytymi wadami.

Tymczasem jest taka dziedzina produkcji, jest taka gałąź gospodarki, w której produkty z ukrytymi wadami stały się najbardziej pożądane. To przemysł, w którym akurat my pracujemy, a mianowicie przemysł mediowy. Jego produkty, to artykuły, programy telewizyjne, audycje radiowe, portale, książki, plakaty itd. Są to produkty podawane nieustannej, codziennej weryfikacji, a mimo to ukrytych wad mają coraz więcej.  

Proszę się nie dziwić, że używam tu określenia „przemysł”. W tej branży, mediowej, obraca się już w Polsce dziesiątkami miliardów złotych rocznie. Oblicza się, że światowy sektor szeroko rozumianych mediów do 2022 r. będzie się rozwijał w średniorocznym tempie 4,4%, a jego wartość wyniesie pod koniec badanej perspektywy niemal 2,4 biliona dolarów. Rozwój w poszczególnych segmentach i krajach będzie oczywiście zróżnicowany. Najdynamiczniej mają się rozwijać rynki mediowe poza światem chrześcijańskim, głównie w takich państwach jak Indie oraz  Indonezja, najwolniej w krajach Europy Zachodniej – Austrii, Belgii czy Danii. Jak będzie w Polsce? Polski rynek do 2022 r. będzie prawdopodobnie rozwijał się w średniorocznym tempie 3,5% i na koniec badanego okresu jego wartość wyniesie 13,4 mld dolarów, wzrośnie zatem o prawie 3 mld dolarów w stosunku do obecnego roku. Wzrost zatem duży. Czy jednak powinniśmy się tym cieszyć? 

Śladami Zbawiciela

Śladami Zbawiciela

 

Nie wszyscy mogą wybrać się osobiście do Ziemi Świętej i Wiecznego Miasta, by stąpać tam śladami Jezusa i Jego następcy – św. Piotra. Ten album pozwala dotrzeć tam każdemu, by mógł poznać je bliżej i doznać głębokich duchowych przeżyć. Wędrując po kartach książki pielgrzymujemy częściowo wspólnie z trzema papieżami – św. Janem Pawłem II, Benedyktem XVI i Franciszkiem.

 

Sądzi się powszechnie, że w biznesie zawsze chodzi o zysk. Biznes mediowy tym się jednak różni od innych, że zysk bywa tu niekoniecznie rozumiany w sensie klasycznym, ekonomicznym. Po osiągnięciu określonego pułapu zysków finansowych, klasycznych, po umocowaniu się na rynku, zwłaszcza po wyrugowaniu wielu konkurentów, zaczynają pojawiać się i dominować w tej branży inne cele. Dotyczy to różnych gałęzi przemysłu mediowego, a więc tak produkcji gazet, książek programów telewizyjnych itd., jak i ich dystrybucji oraz trzeciego elementu, czyli rynku reklamy, który już dość dawno wyodrębnił się i w tym roku osiągnie w Polsce wartość co najmniej 8,5 mld zł.  

Tak więc po umocowaniu się największych podmiotów mediowych, zaczyna się u nich myślenie o zysku w innych kategoriach, a mianowicie – światopoglądowych. Patrząc  w dalszym ciągu w sposób klasyczny na funkcjonowanie przedsiębiorstwa, musimy powiedzieć, że zaczyna się produkcja z ukrytymi wadami, świadomie ukrytymi, nieraz bardzo dobrze ukrytymi – oczywiście nie wszystkich produktów i nie zawsze, ale w wielkim stopniu, w wielkim procencie.

Nieszczęście polega w tym przypadku na tym, że ten zepsuty produkt, bubel po prostu, szkodzi nie tylko naszej kieszeni – jej nawet najmniej – ale naszemu umysłowi i naszej duszy. Gdy zepsuje się nam nowy samochód, niewiele stracimy, albo i nic, jeśli auto jest dobrze ubezpieczone. Funkcjonują gwarancje, rękojmie, liczą się jeszcze dobre obyczaje handlowe. Nie ma jednak żadnych gwarancji, żadnych rękojmi dla takich produktów jak artykuły gazetowe, audycje radiowe i telewizyjne, książki itd.  

Niejeden z Państwa pomyśli w tej chwili: przecież sam rynek to wszystko zweryfikuje i producent bubli zaraz zostanie bankrutem, będzie musiał ustąpić miejsca nowemu, uczciwemu producentowi. Niestety niewidzialna ręka rynku, ten neoliberalny mit, który zaszczepiono w głowach Polaków w okresie tzw. reformy Balcerowicza, nie działa. To była metoda na przeprowadzenie oszukańczych prywatyzacji, a nie na podniesienie jakości produktów.

Żyjemy w czasach, kiedy obywatele wolnego kraju nie mogą – choćby w mniejszym zakresie – nie korzystać z mediów. Musimy przecież coś wiedzieć o świecie, bo tego wymaga od nas m.in. demokracja, bez tego nie wiemy, jakie podejmować decyzje choćby przy urnach wyborczych. Tymczasem wiele osób nie jest w stanie uwierzyć, że gdy siedzą przed ekranem telewizora, z którego patrzy na nich i przemawia do nich inny człowiek, porządnie ubrany, ładnie się wysławiający, wykształcony, czasem nawet jakby dobroduszny, że ten człowiek z ekranu kłamie w żywe oczy każdego dnia.

W to permanentne kłamstwo zwykłemu człowiekowi trudno uwierzyć, bo przecież nikt z nas, zwykłych obywateli, nie zajmuje się codziennym manipulowaniem prawdą. I to jest wykorzystywane, bo wciskać milionom ludzi buble informacyjne, buble komentarzowe, buble ideowe.

Z badań socjologicznych, nie tylko w Polsce, wynika, że ludzi, którzy są w stanie rozumować całkowicie samodzielnie, bez zewnętrznych wpływów i sugestii, jest w społeczeństwach zachodnich zaledwie 4 proc. Tylko 4 procenty – i to jest właśnie wykorzystywane, by prać nasze umysły i zatruwać nasze dusze.  

Św. Jan Paweł II, który z wielką przenikliwością obserwował niepokojące procesy zachodzące w zachodnich społeczeństwach, do których i nasze społeczeństwo musi być zaliczone, czy tego chcemy czy nie, ostrzegał w 1988 r. w Santiago de Compostela:  „Kryterium, którym kieruje się świat, to kryterium znaczenia: mieć władzę. Mieć władzę ekonomiczną, by innych uzależniać. Mieć władzę nad kulturą, by manipulować sumieniami. Używać jednej i drugiej władzy. Więcej: nadużywać. (…) Czy nie czujecie, że zmaga się w każdym z was ‘duch tego świata’ na miarę epoki zasobnej w środki użycia i nadużycia – z duchem Ewangelii?”.

Duch Ewangelii jest coraz silniej wypierany właśnie za pośrednictwem mediów, które w większości opanowali wyznawcy „ducha tego świata” i to na wszystkich trzech poziomach przemysłu mediowego: wydawniczym, dystrybucyjnym i domów mediowych, czyli handlarzy reklamą. W takiej właśnie kolejności rosną wpływy „ducha tego świata”, złego ducha: poziom wydawniczy jeszcze trochę walczy o zachowanie „ducha Ewangelii”, poziom dystrybucyjny też, choć w mniejszym stopniu, natomiast poziom domów mediowych to już całkowite zaprzedanie się „duchowi tego świata”, co jest szczególnie niedobrym zjawiskiem, bowiem obecnie to reklama jest głównym źródłem utrzymania się poszczególnych czasopism oraz stacji radiowych i telewizyjnych jak też portali internetowych. 

Mówi się, że  media są czwartą władzą. Jeśli tak – to jest to władza najmniej uregulowana prawnie. Mało tego, jest przez to prawo nieprzyzwoicie faworyzowana. Komu tyle wolno, co mediom? Przemysł mediowy, nie tylko same publikatory, znajduje się praktycznie poza kontrolą trzech klasycznych elementów ustrojowych, czyli władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Zwłaszcza w Polsce.

W średniowieczu stosowano powszechnie narzędzie karania zwane pręgierzem, które miało za zadanie wystawienie przestępcy na publiczny wstyd; chodziło o działanie psychologiczne w stosunku do danego delikwenta, ale i do całej lokalnej społeczności. Było to narzędzie chyba faktycznie pomocne w czynieniu sprawiedliwości, skoro funkcjonowało całe wieki. I tak naprawdę nigdy nie przestało działać, ponieważ jego rolę zaczęły przejmować XIX-wieczne gazety, a potem inne media, w miarę swego rozwoju funkcjonujące coraz skuteczniej jako pręgierz – pręgierz opinii publicznej.  

Jest jednak zasadnicza różnica w stosunku do dawnych czasów: wtedy do słupów wstydu na rynkach miast lub wsi przykuwano osoby skazane wyrokiem. Tymczasem dzisiejsze pręgierze opinii publicznej, czyli media, same ferują wyroki, same skazują na hańbę, na publiczny wstyd, a prawdziwych przestępców niejeden raz bronią, chronią, kamuflują, a nawet nagradzają. Człowiek oskarżony przez media praktycznie nie ma możliwości obrony, a jeśli już, to po zastosowaniu pręgierza, a nie przed jego użyciem. Media same zaś za swoje błędne wyroki – jakże częste! – pozostają bezkarne.

O tym wszystkim nie wolno zapominać, kiedy snuje się rozważania o przemyśle mediowym. Trzeba wiedzieć, że własne opowieści publikatorów na swój temat, jakie to są one obiektywne, sprawiedliwe i zbawienne, od dawna traktować już należy jedynie jako autoreklamę. W rzeczywistości najbardziej uczciwe są te media, które wyraźnie, bez kamuflażu określają swoją opcję światopoglądową, swoje zapatrywania, swoje upodobania i niechęci albo nawet swoje afiliowanie przy określonej partii politycznej. Tak jak np. media katolickie. Taka uczciwa postawa pozwala czytelnikowi, odbiorcy, dokonywać osobistego wyboru między opcjami zgodnie z własnymi przekonaniami i sumieniem. Niezwykle naganne i szkodliwe jest np. nazywanie siebie tygodnikiem katolickim, jak czyni to „Tygodnik Powszechny”, i równocześnie prowadzenie walki z nauczaniem Kościoła pod płaszczykiem jakiejś otwartości – na co? na zło? W takich przypadkach ewidentnie mamy do czynienia z chęcią wprowadzenia czytelnika w błąd w celu zawładnięcia jego umysłem i duszą.

Współczesne media toczą olbrzymi bój o ludzkie umysły i dusze, bowiem przekładają się one na głosy wyborcze. To jest właśnie zasadniczy cel mass mediów. Nawet finansowe zyski nie są tak istotne, tym bardziej, że prawo w Polsce zezwoliło (pod przemożnym wpływem tychże mediów) na kumulowanie w jednym ręku olbrzymiej ilości gazet, stacji radiowych i telewizyjnych a teraz także internetowych portali. Oznacza to de facto zgromadzenie potężnej władzy w nielicznych rękach; nawet najwięksi dawni dyktatorzy polityczni nie mogli cieszyć się taką propagandową potęgą. 

Dzisiaj kumulacja władzy medialnej w nielicznych rękach jednak nie hańbi. Dlaczego? Bo o hańbie lub chwale wyrokują media. Błędne koło się więc zamyka.

Wydają wyroki we własnych sprawach. Czy mamy zatem do czynienia naprawdę z czwartą władzą, czy raczej z pierwszą, albo w ogóle z jakąś superwładzą, nadwładzą, która de facto reguluje, nadzoruje i stymuluje poczynania sądów, parlamentów i rządów?  

Od blisko trzech lat chodzą po ulicach dziwni jegomoście i równie dziwne, wiecznie podenerwowane damy, którzy wykrzykują bez końca jedno słowa: „Konstytucja”, wypisują je nawet na koszulkach. Domniemywam, że chodzi o naszą konstytucję, Rzeczypospolitej, choć nikt z demonstrujących tego wyraźnie nie mówi. Przypomnę zatem, że art. 4 tej konstytucji stanowi:

1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.

2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Tymczasem polski naród od dawna nie jest suwerenem olbrzymiej większości mediów funkcjonujących w Polsce – blisko 90 proc. jest poza taką kontrolą. A są one w ewidentny sposób elementem władzy zwierzchniej.

Można zapytać: kto za to płaci? Otóż media karmią się w dzisiejszych czasach głównie reklamami, natomiast opłaty indywidualne czytelników, telewidzów, czy radiosłuchaczy stały się w przemyśle mediowym marginesem przychodów. To zaś spowodowało uniezależnienie się właścicieli mediów od odbiorców, czyli od nas. Powiązania biznesowe między posiadaczami środków przekazu a koncernami reklamowymi, tzw. domami mediowymi, są niezwykle silne, i oznaczają także powiązania światopoglądowe. Te ostatnie stały się dominujące, to one wyrokują o biznesie, a nie odwrotnie. 

Moim zdaniem z trzech zasadniczych dotychczas władz – ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej – tylko parlamenty są w stanie coś zmienić w tym ciężko chorym układzie. Do jakiejkolwiek zmiany w układach medialnych konieczna jest jednak wielka determinacja i odwaga. Chodzi o to, by media służyły narodowi – polskiemu narodowi – a nie odwrotnie.

Jak owo zadanie przywrócenia choćby w większej części  narodowego charakteru mediów jest ciężkie, obserwujemy akurat w Polsce. Cierpi ona jak wiadomo na niespotykane uzależnienie gazet, portali i innych środków masowego przekazu od zagranicznych ośrodków – można (i trzeba!) mówić o ich zawłaszczeniu – głównie przez Niemcy, które obecnie już jawnie prowadzą wrogą politykę wobec obozu patriotycznego w Polsce, wobec Polski po prostu. Oczywiście robią to pod płaszczykiem obiektywizmu, przecież im chodzi w mediach tylko o działalność czysto biznesową itd. itp.

*

Wydaje się nam, że wiedzę zdobywamy w szkołach, na uniwersytetach – ale abstrahując już od jakości obecnych uniwersytetów, zupełnie zgenderyzowanych – współczesny człowiek zdobywa wiedzę głównie za pośrednictwem mediów, często wcale o tym nie wiedząc, nie zastanawiając się, skąd to czy tamto wie, jak uformowały się jego opinie o tym czy tamtym. Socjologowie nazwali tę wiedzę – zapośredniczoną, bo zdobytą nie poprzez samodzielną analizę różnych lektur, ale wciśniętą nam do głów za pośrednictwem mediów. Głównie rzecz jasna za pośrednictwem telewizji. 

 Jest mnóstwo sztuczek montażowych, jeśli chodzi o przekaz filmowy, czy sztuczek dystrybucyjnych w przypadku książek i gazet – nie moment by je tu teraz dokładnie opisywać – które pozwalają wprowadzać nas w błąd.

Pozwalają na przykład sprzedać oszukańcze gazety i książki, a produkty porządne i uczciwe, oparte na wartościach chrześcijańskich, zwrócić w całości klientowi z krótkim komentarzem: „nie sprzedało się”. No cóż, zadziałała żelazna ręka rynku – nikt tego nie chciał. To, iż danej książki czy gazety w punktach sprzedaży żaden klient nie mógł nawet dostrzec, bo jej w ogóle nie wystawiono lub przykryto czasopismami lansującymi tzw. małżeństwa jednopłciowe, seks w szkole, wyuzdanie na scenie teatralnej itp., można nazwać działaniem żelaznej ręki?

Można, owszem, ale nie ręki rynku, tylko żelaznej łapy dystrybutora, który będąc zblatowany np. z hasającymi dowolnie po Polsce niemieckimi koncernami, nie miał zamiaru robić im przykrości i kłaść na widocznym miejscu prawdziwie polskie czasopisma lub książki – polskie nie tylko z nazwy i języka, ale i z ducha. Nie była i nie jest w interesie kosmopolitycznego w swych poglądach dystrybutora walka o moralność polskiego narodu, o stan wiary w Polsce, tak samo jak nie leży w jego interesie suwerenność i podmiotowość III Rzeczypospolitej.

Jeżeli człowiek wchodzący do punktu sprzedaży gazet nie widzi np. wydawanego przez Białego Kruka „Wpisu” czy wydawanej w Częstochowie „Niedzieli”, a zarazem zawsze ma przed oczami, na pierwszym miejscu, na wyciągnięcie ręki, Wyborczą, Politykę, Newsweeka i wiele innych lewackich tytułów, to taki człowiek czuje się, po pierwsze, zagubiony i przytłoczony. Po drugie, skoro przez lata przyzwyczajono go, że na pierwszym, najbardziej eksponowanym miejscu jest Wyborcza, to w końcu zaczyna on myśleć, że jest widocznie w tej gazecie coś dobrego, skoro kioskarze, wszak tacy sami zwykli ludzie jak on, sytuują ją uporczywie na najlepszym miejscu, zawsze prosto przed jego oczami. Taki osobnik nie wie przecież, że kioskarz sieciowy w ogóle nie decyduje o miejscu usytuowania danego tytułu, gdyż dostaje bardzo wyraźne i szczegółowe instrukcje od swego kierownictwa. Instrukcje te brzmią czasem: danego czasopisma proszę nie eksponować, a nawet: proszę w ogóle nie otwierać paczki z tym tytułem.

To są udowodnione przypadki, bowiem niejeden niezależny polski wydawca procesował się np. z „Ruchem”, którego prezes, były wiceminister finansów, ustalił sobie – jak to niedawno wyszło na jaw – pensję miesięczną na 350 tys. zł, zarządowi zaordynował nieco mniej, a firmę spokojnie doprowadził do bankructwa. Polskie prawo niestety toleruje takie metody, zupełnie inaczej niż w warunkach np. niemieckich – co wielu z Państwa zapewne dobrze wie – gdzie za takie postępowanie zarząd firmy szybko trafia za kratki, co się przydarzyło nawet takim potentatom jak Deutsche Bank czy Volkswagen.

Okazało się zatem, nie tylko zresztą u nas, że nie istnieje de facto coś takiego jak ozdrowieńcza, niewidzialna ręka rynku. Choć jakiś niewidzialny mechanizm faktycznie funkcjonuje, to nie jest on ani ozdrowieńczy, ani samoistny, lecz sprytnie sterowany z ukrycia przez potężne korporacje i banksterów, a czasem i przez mniejsze płotki, jak choćby ów prezes „Ruchu”. Wszystko to zaś w celu manipulowania rynkiem według swoich interesów i to nie tylko finansowych, ale również i coraz bardziej – światopoglądowych. Giganci mają już takie pieniądze, że teraz spokojnie mogą poświęcić się manipulowaniu światem i naszymi umysłami; najbardziej spektakularny przykład to Soros; przykład to spektakularny, ale wcale nie największy, nie najbogatszy.    

*

Nie jest w mediach tak, że w ramach jednej redakcji mamy do czynienia z konkurencją idei lub opcji politycznych. I tak być nie może. Rywalizacja toczy się między mediami, nie wewnątrz nich, bo do tego nie dopuściłby żaden właściciel. Naprawdę źle dzieje się dopiero wtedy, gdy władzy uda się spacyfikować wszystkie główniejsze media w kraju, gdy olbrzymia większość właścicieli jest z władzą powiązana biznesowo i światopoglądowo. A z takim właśnie przypadkiem mieliśmy do czynienia w Polsce w ostatnich latach.

Poprzedniej koalicji rządzącej udało się uzależnić od siebie totalnie trzy wielkie stacje telewizyjne i wiele innych głównych środków przekazu, tak, że stanowiły jeden wielki chór poparcia dla jej rządów. To jest niezbity fakt. Fakt, który powinni analizować komisarze unijni jako wzorcowy przykład uzależnienia mediów od władzy i odwrotnie. Jeśli tak bardzo chcą się nam przyglądać, powinni właśnie od tego zacząć, bo to zjawisko wciąż trwa.

Co prawda dzięki rozsądkowi niemalże sześciu milionów wyborców rządy objęła w Polsce inna opcja polityczna, ale jest ona w stanie wyrwać tylko jedno ogniwo z tego żelaznego łańcucha biznesowo-personalnych zależności między poprzednim układem a mainstreamem. Mowa o telewizji publicznej. Na dodatek wyrywa to ogniwo z wielkim trudem i na przekór komisarzom unijnym, którzy – nie wolno o tym zapominać – nie prezentują żadnego pluralizmu światopoglądowego; pod tym względem owo towarzystwo jest absolutnie jednolite.

Do ich pryncypiów światopoglądowych na pewno nie możemy zaliczyć ani narodowego patriotyzmu, ani państwowej suwerenności, ani chrześcijańskich wartości. A to akurat są pryncypia tej opcji politycznej w Rzeczypospolitej, którą polski naród wybrał w ostatnich demokratycznych wyborach. Komisarze zaś są towarzystwem par excellence kosmopolitycznym, którego nieukrywanym celem jest utworzenie kompletnie wypranych z chrześcijaństwa Stanów Zjednoczonych Europy, rządzonych z Brukseli, czytaj – z Berlina. A tu nagle okazuje się, że jeden z największych stanów może im się wymknąć z ręki…

 

Państwo prawdziwie demokratyczne musi dbać o różnorodność między mediami, między właścicielami, przeciwdziałać kumulowaniu mediów w jednych rękach. To jest wielkie zadanie, ale i wyzwanie dla rządzących, w tym dla ustawodawców. Dzięki zwycięstwu obozu patriotycznego – trzeba to wyraźnie powiedzieć – zrodziła się szansa na bardziej pluralistyczną mapę głównych mediów w Polsce.

W Polsce od dawna nie przeciwdziała się kumulowaniu mediów w jednych rękach. Zjawisko to nie zaczęło się za rządów poprzedniej koalicji, lecz w okresie reformy Balcerowicza. Najbardziej drastycznym tego przykładem jest regionalna prasa codzienna, skumulowana nie tylko w rękach jednej nacji, niemieckiej, ale wprost w rękach jednej firmy: Verlagsgruppe Passau, dawniej Passaauer Neue Presse. Przejęte przez nich dziesiątki gazet i czasopism spółka ta albo zlikwidowała, albo doprowadziła do katastrofalnie niskiego poziomu, dokonała tzw. urawniłowki treści we wszystkich swoich dziennikach, drastycznie zredukowała nakłady. No i rzecz jasna nie ma mowy w polskiej prasie regionalnej o jakimkolwiek pluralizmie. Tym muszą się w końcu zająć tak nowy polski rząd, jak i polski ustawodawca, czyli parlament, aby komunikacja ze społeczeństwem nie była totalnie zakłamana.  

Jak te problemy wyglądają w kontekście intelektualnego i duchowego stanu Europy uświadomią nam najlepiej słowa św. Jana Pawła II, wygłoszone w Salzburgu 30 lat temu w 1988 r. Dziś są jeszcze bardziej aktualne niż wtedy:

„Europejska historia duchowa ostatnich wieków pokazuje, jak bardzo teza, iż życie jednostki i istnienie ludzkości są jedynie pozbawionym sensu, nic nie znaczącym epizodem w dziejach wszechświata, zakwestionowała porządek moralny. Jedna z postaci powieści Dostojewskiego wypowiada niezapomniane słowa: jeśli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone. Grozę budzące obrazy z przeszłości i teraźniejszości skłaniają niektórych do porównywania człowieka z niebezpiecznym drapieżnikiem, którego wyeliminowanie w trakcie pożądanej ewolucji materii nie stanowiłoby żadnej szkody. Inni znowu widzą w człowieku istotę, której cechy dziedziczne i struktury psychofizyczne winny zostać uporządkowane na nowo. U podłoża obu tych skrajnie negatywnych autointerpretacji leży głęboki lęk, iż człowiek jest rzeczywiście skazany na to, aby kształtować swoją egzystencję bez czyjejkolwiek opieki, pozostawiony całkowicie sobie samemu. (…) Co możemy wiedzieć – co powinniśmy czynić – czego wolno nam się spodziewać? W poszukiwaniu odpowiedzi winny się ponownie z sobą spotkać nauka, technika i polityka, ale także filozofia, sztuka i religia, których drogi niejednokrotnie biegły obok siebie albo się rozchodziły. Wiedza musi się znowu sprzymierzyć z mądrością i z wiarą. Rezygnacja z pytania o prawdę, której uległ już Piłat, musi zostać przezwyciężona.”

Współczesne media głównego nurtu zrezygnowały jednak z pytania o prawdę. A właśnie to najpierw w nich powinna „wiedza znowu sprzymierzyć z mądrością i z wiarą”.

Dzisiejsze media nie są takie jak dawniej. Można nawet powiedzieć, że produkcja mediów stała się de facto elementem przemysłu… zbrojeniowego. Siła ich rażenia jest dziś ogromna. Nie dlatego, że mają wielką siłę głoszenia prawdy – bo choć ją mają, to jej nie wykorzystują. Wykorzystują zaś wielką siłę manipulacji i rażenia złem, która w mediach również tkwi. Ta broń w wielkiej części, zwłaszcza w Polsce, znalazła się w rękach złych, zdeprawowanych ludzi. Podobną sytuację obserwujemy zresztą na całym świecie, w różnych krajach z różnym natężeniem. Musimy się temu przeciwstawiać. I nie można się przy tym spodziewać, że owo zło nie będzie chciało nam oddać, że nie będzie chciało rewanżować się, a nawet – pokonać nas raz na zawsze, czego nie daj Boże.

Zakończę ten wykład jeszcze jedną refleksją św. Jana Pawła II z 1988 r., która stanowi zarazem ostrzeżenie:

„Zacznijcie znowu mówić o wierze, przekazywać wiarę w dialogu pomiędzy różnymi pokoleniami, między małżonkami, kolegami w pracy i przyjaciółmi. Kiedy zamilkną uczniowie Chrystusa, przemówią kamienie: kamienie opuszczonych i rozpadających się kościołów.”

 

Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy

Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy

Krzysztof Szczerski

Najnowsza książka Krzysztofa Szczerskiego, politologa i polityka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, a obecnie szefa gabinetu prezydenta.Wychodząc z pierwotnych koncepcji wspólnoty europejskiej, nawiązując do myśli tzw. Ojców Założycieli, autor przestrzega - zgodnie z tym, co mówił w polskim Sejmie św.

 

 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.