Wyjątkowo nierozsądny pomysł: tylko co druga niedziela bez handlu.
Zamknięcie galerii handlowych w niedzielę pozwoliłoby rodzinom spędzić ze sobą więcej czasu chociażby w ten jeden dzień tygodnia. Fot.: Shaded0/CC-BY-SA-4.0 Posłowie PiS-u powiedzieli wreszcie głośno, do jakiej konkluzji doszli po kilkuletnich delibracjach nad niedzielą wolną od handlu. Wolną od handlu praktycznie tylko w supermarketach, nie w ogóle. Jak w tylu innych sprawach kierują się niestety strachem – a to fatalny doradca. Strachem przed gniewem wielkopowierzchniowych sieci handlowych oraz mediów głównego nurtu niemieckiego (dla niepoznaki publikującego i nadającego w języku polskim). Żeby być w zgodzie ze swymi obietnicami, posłowie za wolną niedzielą w supermarketach mają optować, i owszem, ale tylko… za co drugą niedzielą. (To coś tak jak w PRL-u było z wolnymi sobotami.) Ktoś mądry wykombinował, że tym sposobem zarówno wilk – czyli miliarderzy, właściciele potężnych sieci – będzie syty, jak i owca – czyli pracownicy handlu oraz otumanieni gorączką zakupów klienci – będzie cała. Tak naprawdę trzeba to jednak skwitować zupełnie innym przysłowiem: Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Jedna niedziela Panu Bogu, a druga diabłu.
To drugie przysłowie oddaje dobrze sytuację w handlu, bowiem toczy się tam, tak jak i na tylu innych polach, dramatyczna walka światopoglądowa. Zgodnie zatem z nowym pomysłem posłów pani na kasie np. w Tesco będzie mogła chodzić do kościoła i poświęcać się rodzinie tylko w co drugą niedzielę. W pracujące niedziele będzie natomiast harować na arcybogatych właścicieli, głównie Niemców, ale także Portugalczyka, czy Brytyjczyka (mówię o obywatelstwach, nie o nacji). W taką niedzielę kasjerka w supermarkecie będzie się modlić do św. Mamony, tak samo jak i jej klienci, którzy ołtarzu tej świętej zostawią nieraz ciężko uciułane pieniądze. Tak naprawdę w tym handlowym sporze wcale jednak nie chodzi o pieniądze lub redukcję zatrudnienia, która podobno także grozi w razie wolnych niedziel.
Zauważmy, że całkowicie chorą ideą jest, że sieci muszą zarabiać krocie, że nie wolno im w tym przeszkadzać, że permanentny zysk jest niepodważalną świętością. To nam wmówiła gazeta wiadomo jak, tefałeny i tym podobne publikatory, czerpiące zresztą niemałe zyski z sieciowych reklam oraz prezentujące tę samą opcję światopoglądową co kosmopolityczni właściciele biedronek, lidlów i innych. Na dodatek między bajki trzeba włożyć teorię, że wykluczenie niedzieli z handlu spowoduje dla sieci wielkie straty. Gdyby naprawdę miało tak być, oznaczałoby to rzecz fatalną: że wydajemy za dużo pieniędzy, że kupujemy za dużo i bez sensu. Ów jeden dzień w tygodniu mniej nie może spowodować żadnych strat w handlu, bo przez pozostałe 6 dni jesteśmy w stanie zaopatrzyć się we wszystko, co potrzebujemy, we wszystko to, co dotychczas kupowaliśmy przez 7 dni. Chyba, że kupujemy za dużo i zamiast coś oszczędzić np. na wakacje, tracimy pieniądze bez sensu szwendając się w wolne dni po supermarketach narażeni na podstępne ataki reklamy i pułapki marketingu. Tracimy też czas, który lepiej byłoby poświęcić np. na kino, teatr, muzeum, wycieczkę poza miasto, sport, przeczytanie książki. I to jest kolejny bardzo istotny plus rezygnacji z handlu w niedzielę: wzmocni się pion kultury, oświaty, rozrywki i rodzimej turystyki. Dzięki wolnej od handlu niedzieli, tam zostawimy więcej pieniędzy; pójdą one na zdrowsze i szlachetniejsze cele.
Co druga niedziela pracująca w handlu, to ponadto zakodowany chaos organizacyjny. Do tego będą bowiem musiały dostosowywać się struktury komunikacyjne w promieniu kilkunastu kilometrów od supermarketów, tak samo wspomniane kina, stadiony, teatry i muzea. W jedną niedzielę tak, w inną inaczej. A dlaczego? By jakiś ukryty przed oczami gawiedzi bogacz stawał się co tydzień jeszcze bogatszy. Bo jeszcze mu mało! Bo może kupić sobie niejedne media i niejednego polityka.
Zapowiadana redukcja zatrudnienia, jeśli nawet nastąpi, to po pierwsze minimalna, bo praca przez kilkanaście godzin przez 6 dni w tygodniu też wymaga armii ludzi. Po drugie, Polska staje właśnie przed wielkim problemem: zaczyna już w niektórych wielkich ośrodkach brakować rąk do pracy, głównie tam, gdzie najwięcej supermarketów (np. w Krakowie bezrobocie spadło już poniżej tzw. technicznego, do 4 proc.). Na dodatek blisko 300 tys. doświadczonych pracowników odejdzie do końca roku na emerytury. Zaczyna brakować rąk do pracy i jeśli zwolnią się one w supermarketach, będzie to tylko z wielką korzyścią dla całego rynku pracy.
Ludzie, którzy w PiS-ie uznali, że nie potrzebują już sojuszników lub, że znajdzie się ich poza obozem patriotycznym, należą do piątej kolumny. Albo są kompletnymi durniami i megalomanami. Drodzy Przyjaciele z PiS-u, zastanówcie się, proszę: z kim chcecie trzymać? Bo co druga niedziela pracująca w handlu to opcja wbrew „Solidarności” i wbrew Kościołowi. Jeżeli nie przemawia do Was, że wbrew zdrowemu rozsądkowi…
Leszek Sosnowski
Autor z wykształcenia polonista, germanista, scenograf, dziennikarz, artysta fotografik (laureat 57 nagród), wybitny animator kultury filmowej, zasłużony wydawca i publicysta, grafik książkowy. Prezes wydawnictwa Biały Kruk. Więcej na https://bialykruk.pl/
Komentarze (2)
a może to dobry pierwszy krok,choć rozwiązanie połowiczne;na Węgrzech zrezygnowali-bo większosć była jednak za zakupami w niedziele;trudno zmienic przyzwyczajenia społeczeństwa konsumpcyjnego-bo takie i u nas zbudowano po 89r-zamiast obywatelskiego......
Niedziela dniem wolnym od handlu!
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.