Wicepremier kontra frankowicze. Słowo „repolonizacja” nie pada w Planie Morawieckiego!
Na 66 stronach ani razu nie pada słowo: repolonizacja. Nie tylko banków, ale przemysłu, kapitału, mediów, oświaty. Repolonizacja nie istnieje. A bez niej nie zbudujemy silnej Polski dla Polaków, dla innych – może.
Czy na oszustwie da się zbudować coś uczciwego? Gdyby to okazało się faktycznie możliwe, runęłyby w gruzy wszelkie dotychczasowe systemy i zasady moralne. Ale i gospodarcze też. Owszem, na oszukaństwie można zbudować nawet fortunę indywidualną, przykładów niemało, ale dokonują tego gangsterzy, złodzieje, tyrani… Fortuna nie jest też miarą uczciwości i nie może być celem samym w sobie. Natomiast dorabianie się w tym celu, by prowadzić zrównoważone życie, by zapewnić warunki spokojnej egzystencji rodzinie, jest jak najbardziej akceptowalne i cechujące człowieka odpowiedzialnego. O fortunę zabiegają banki, a konkretnie mówiąc ich właściciele oraz zarządcy (bo przecież nie przeciętni pracownicy). Zaś o godziwe bytowanie – pozostali obywatele, w tym tzw. frankowicze. Ci pierwsi chcą na oszukaństwie wznosić złote pałace, drudzy chcieli posiąść zwykłe mieszkanie w bloku lub jakiś domek. Jednym się udało, bo oszukiwali, drugim nie, bo zostali oszukani. Pierwsi zakładali, że oszukują w majestacie prawa, drudzy sądzili, że prawo ich chroni. Dziś wygląda na to, że mylili się jedni i drudzy, z tym, że pierwsi pozostają wciąż bezkarni, drudzy zaś wciąż nie mogą dojść sprawiedliwości. Paradoksy III RP. Paradoksy zrodzone właśnie na bazie oszukaństwa.
Na oszustwie jednak nie zbuduje się nic solidnego i trwałego; zawsze będzie to budowla bez zdrowych fundamentów, runie przy byle podmuchu. Jeżeli chodzi o budowle pojedynczych oszustów, to się nie walą. Nie można jednak tak do tego podejść, gdy w rolę oszusta wciela się państwo; a tak się dzieje nie tylko wtedy, gdy państwo samo krzywdzi obywatela, ale i wtedy, gdy nie staje w jego obronie np. przed banksterami.
Ma rację w stu procentach Maciej Pawlicki, gdy pisze, że frankowicze nie oczekują i nie żądają żadnej łaski, jakiejś „pomocy najbardziej potrzebującym” – a tak to sformułował (nie używając słowa „poszkodowanym”) kilka dni temu w Klubie Ronina wicepremier Matusz Morawiecki. Takie potraktowanie problemu oznacza albo jego całkowite niezrozumienie – co oczywiście w przypadku tego wicepremiera i ministra rozwoju jest niemożliwe – albo mimowolne lobbowanie w sprawie banków handlujących toksycznymi „produktami”. „Pomoc najbardziej potrzebującym” – to sformułowanie oznacza rozważania na poziomie internetowych komentarzy, gdzie padają głosy typu „A kto mi dołoży do kredytu w złotówkach?!”. Takie wypowiedzi jak ostatnio wicepremiera Morawieckiego powiększają tylko niezrozumienie i sprzyjają sianiu zamętu oraz dezinformacji. Przecież frankowicze nie domagają się jakichś ekstra ulg dla siebie, chcą spłacać i spłacali kredyt całe lata. Ale ich sytuacja jest nieporównywalna ze „złotówkowiczami”, bo kurs franka – wbrew oszukańczym zapewnieniom całej armii bankowych analityków wysoko opłacanych za sprzedawanie walutowych kredytów – podskoczył już o ok. 100 procent! Spłacanie takich zobowiązań wg obecnego kursu, a nie wg tego z dnia zawarcia umowy kredytowej, oznacza spłacanie w nieskończoność, tym bardziej, że automatycznie rosną przecież nie tylko należności za raty, ale i z tytułu oprocentowania. Nikomu zatem z frankowiczów nie chodzi o to, by unikać płacenia, ale by być traktowanym na równi z kredytobiorcą złotówkowym albo przynajmniej według przybliżonych wartości.
Nie sądzę, żeby pan wicepremier wychodził z tego samego założenia, co przedstawiciele lobbystycznej organizacji pt. Związek Banków Polskich: „Widziały gały, co brały?”. Kto w takim razie będzie lobbował za obywatelami, jak nie państwo? A to jego przedstawicielem, już nie żadnego banku, jest od kilku miesięcy pan Mateusz Morawiecki, który zdaje się o tym czasem zapominać.
Zakładam, że wicepremier szczerze oraz inteligentnie zamierza naprawiać polska gospodarkę. Dlatego nie mogę zrozumieć, czemu nie chce pójść na proste rozwiązanie, które uratuje frankowiczów i zarazem przyniesie korzyści państwu, a banki przy tym nie stracą żadnych pieniędzy, lecz część udziałów, co w żaden sposób nie powinno wpłynąć na jakość ich usług. Każde przedsiębiorstwo, gdy grożą mu straty, ratuje się w najprostszy sposób: odsprzedając swoje udziały. To samo powinny zrobić teraz banki, gdy dojdzie do restrukturyzacji kredytów frankowych, czyli odstąpić swoje udziały państwu, a raczej wymienić ja na kwoty należne z tytułu zwrotu niesłusznych, niesprawiedliwych, miliardowych zysków osiągniętych (i dalej osiąganych!) na nieszczęściu polskich rodzin. Nie mamy tu do czynienia z normalnym kryzysem biznesowym, lecz chodzi o zwrot tego, co zostało nieuczciwie zarobione, lub jak mówią wprost frankowicze – wyłudzone i zagrabione. Nie tylko ekonomia każe zamienić te udziały na biedę frankowiczów, ale i zwykła uczciwość. Może jestem naiwny, ale zakładam, że to słowo jeszcze coś znaczy, przynajmniej w naszym patriotycznym obozie.
To jest rozwiązanie, za którym opowiada się coraz więcej ekonomistów. „System finansowy to nie tylko banki – mówi prof. Marcin Gomoła, kiedyś wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. – To przede wszystkim klienci banków, ludzie”. I dodaje (w TVN24 Bis): „Duża część zadłużenia polskich kredytobiorców jest uzależniona od waluty, na którą polskie państwo nie ma żadnego wpływu”. Prof. Gomoła sugeruje, że Narodowy Bank Polski posiada wystarczające środki na odkupienie udziałów od banków w ramach restrukturyzacji kredytów frankowych.
Polacy wybrali PiS do samodzielnego rządzenia. „Samodzielny” nie może jednak oznaczać tylko, że ktoś sam rządzi, ale że w tym rządzeniu jest niezależny, kreatywny, znajduje nowe rozwiązania, myśli samodzielnie. I chwyta w lot każdą okazje, która służy wzmocnieniu kraju. Wygląda na to, że z nieszczęścia i biedy ok. 700 tys. polskich rodzin „umoczonych” w toksycznych kredytach można, ratując te rodziny, zrobić równocześnie „big deal” dla Polski. Powstaje fantastyczna szansa, można powiedzieć narzędzie repolonizacji banków! To jest to, o czym PiS mówi od dawna, co podkreślał mocno w kampanii wyborczej. Teraz sprawiedliwości może stać się zadość. Teraz los sprzyja. Pytanie jednak, czy nowa władza zechce z niego skorzystać? Czy wicepremier stworzy konkurencję dla istniejących banków w Polsce, czy rozwinie sieć polskich banków, czy zadba o repolonizację tego sektora? Pytania bardzo uzasadnione, gdy obserwuje się postawę w tej kwestii wicepremiera Morawieckiego a także doradców ekonomicznych prezydenta Andrzeja Dudy.
Niedawno przeczytałem cały tzw. Plan Morawieckiego. Zbyt dużo czasu mi to nie zajęło, bo składa się on głównie z infografik (wizualizacji danych) oraz pobożnych życzeń przeważnie bardzo słusznych. Rozumiem, że to tylko szkic, ale jednego pojąć nie mogę. Otóż na 66 stronach ani razu nie pada słowo: repolonizacja. Nie tylko banków, ale przemysłu, kapitału, mediów, oświaty (bo o niej też tam mowa). Repolonizacja nie istnieje w Planie Morawieckiego. A bez niej nie zbudujemy silnej Polski dla Polaków, dla innych – może.
Nie chcę tu wyciągać daleko idących wniosków, ale odnoszę wrażenie, że w planie tym staranie zadbano o to, by nie ucierpiał kapitał zagraniczny w III RP. I tak np. na str. 30 w rozdziale „Zapraszamy inwestorów zagranicznych” (nb. zapraszamy ich już od 1989 r, a oni jakże chętnie przybywają…) tymże inwestorom obiecuje się: „granty na zatrudnienie, granty na inwestycje, zwolnienie z podatku dochodowego, zwolnienie z podatku od nieruchomości, wsparcie z funduszy europejskich, granty na szkolenie.” No, cóż, tylko głupi by nie skorzystał.
Pojawia się też w Planie Morawieckiego (str. 44) bardzo zastanawiające stwierdzenie, że Polska „ma szansę zostać jednym z głównych beneficjentów programu EFSI” (tzw. planu Junckera), jak wiadomo przewidzianego prawie tylko i wyłącznie dla strefy euro… Nie daj Boże, by faktycznie zlikwidowano Ministerstwa Skarbu Państwa i przekazano jego kompetencje wicepremierowi. Odnoszę wrażenie, że o repolonizacji wówczas trzeba będzie zapomnieć… MSP po zakończonym audycie powinno jako pierwsze wziąć się za odwracanie skutków planu Balcerowicza. Wg hasła „Od prywatyzacji do repolonizacji”.
Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy
KSIĄŻKA ZNÓW BĘDZIE DOSTĘPNA 16 MAJA! Niezłomny wojownik o polski Skarb Narodowy, o dynamiczny rozwój gospodarczy Polski oraz uczciwe zasady funkcjonowania banków, poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z ramienia PiS, a zarazem wybitny publicysta ekonomiczny - Janusz Szewczak - napisał książkę, która wstrząśnie wieloma Czytelnikami.
Zostawmy jednak Plan Morawieckiego, bo to jest temat na inne rozważania, zaznaczmy tylko, że na razie nie ma żadnej autentycznej, szerokiej debaty publicznej nad jego założeniami, opiniami i różnorodnymi celami.
Wracając do frankowiczów – nie wolno nie zauważać, że ich sprawa jest elementem patologii społecznej, która narastała latami, a wyrosła właśnie na bazie lekceważenia podstawowych zasad moralnych, w tym przede wszystkim uczciwości. Dziś z kolei obserwujemy, w konsekwencji, że w szeregach obozu władzy wielu (zbyt wielu!) zachowuje się, jakby nie byli pewni swoich zasad, swoich racji, swojej siły. Wszystkiego zatem powinniśmy się obawiać: manifestacji, Komisji Weneckiej, wyzwisk europarlamentu, stetryczałych polityków, co powie gazeta wiadomo jaka i jej satelici, co powiedzą kandydaci do władzy w różnych krajach świata etc. A przede wszystkim trzeba bać się banków, bo mogą upaść, a przecież mają nasze pieniądze. Od czasów Balcerowicza tłumaczono opinii publicznej, że banki trzeba sprzedawać – i to nie części udziałów, lecz wszystkie – bo mogą upaść. Teraz nie wolno ich sprzedawać, bo – też mogą upaść? Kolejny paradoks III RP, w której banki niestety nie są traktowane jak każde inne przedsiębiorstwo gospodarcze, lecz posiadły niezdrowe przywileje, stały się bezkarne.
Na 11 czerwca frankowicze szykują kolejna manifestację. Z jakimi tym razem hasłami? Tymi samymi? A może by coś bardziej kreatywnego? Dziwię się, że tak słabo podnoszą oni podczas coraz ostrzejszych protestów oczywiste argumenty ekonomiczne; samo prezentowanie swojej biedy jest, jak widać, mało skuteczne. A wygląda na to, że jeśli nie dojdzie do wymiany udziałów za wyłudzone zyski, to faktycznie państwo litościwie pomoże „najbardziej potrzebującym” i na tym się skończy. Nikt nie będzie zastanawiał się na skutkami społecznymi, choć to niewątpliwie otworzy kolejny front walki...
Domagajcie się zatem, drodzy frankowicze, rozwiązań nie tylko dla siebie, ale dla całej Polski. Domagajcie się repolonizacji, a wtedy i cała Polska stanie za wami.
Leszek Sosnowski
Autor jest od 20 lat prezesem Białego Kruka, od 30 menadżerem, a od 40 publicystą, m.in. miesięcznika „Wpis”, w którego najnowszym numerze znalazła się jego kolejna rozmowa na tematy ekonomiczne, tym razem z posłem Januszem Szewczakiem, o konieczności reform finansowych.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.