Dzisiejszą ideę europejską sformułował oficer SS dr Friedrich Gollert. W grudniu 1944 r.

Dzisiejszą ideę europejską sformułował oficer SS dr Friedrich Gollert. W grudniu 1944 r.

Demonstranci w maskach przywódców europejskich przed budynkiem Parlamentu Europejskiego. Fot. z książki Demonstranci w maskach przywódców europejskich przed budynkiem Parlamentu Europejskiego. Fot. z książki "Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej" Leszek Sosnowski ukazuje jak na dłoni, powołując się na dokumenty, skąd wywodzi się dzisiejsza idea europejska dominująca działania polityczne i gospodarcze tak Unii Europejskiej, jak tzw. totalnej opozycji. To są szokujące wiadomości otwierające oczy także niejednemu przedstawicielowi prawicy.

Proszę uważnie przeczytać poniższą opinię i rozważyć na ile oddaje ona obecną sytuację polityczną w Polsce, w Unii Europejskiej i w ogóle na naszym kontynencie:

 

„Idea europejska jest szeroko rozpowszechniona wśród narodu polskiego. Dotychczas jednak Polacy obawiali się stale, że nie będzie dla nich miejsca w tej zjednoczonej Europie. Jeśli teraz damy im nadzieję, że w tej nowej Europie będą mogli prowadzić i rozwijać życie zgodnie ze swym charakterem i kulturą, to właśnie obecnie w III Rzeczypospolitej przeważająca większość narodu polskiego przyjmie tę politykę niemiecką z największym zrozumieniem. Z biegiem czasu będzie się też stawało sprawą coraz bardziej oczywistą, że w interesie Zachodu Rzesza niemiecka musi być politycznym, gospodarczym, duchowym i kulturalnym ośrodkiem tej przyszłej Europy.”

 

Słowa te mogły paść nad Wisłą tak kilka lat temu, jak i dziś. Na przykład na łamach gazety wiadomo jakiej lub np. w krakowskiej rozgłośni Bauera (RMF) albo w Niemczech na łamach niejednego poważnego dziennika, jak choćby „Süddeutsche Zeitung”. Przytoczone wyżej zdania sformułowane zostały jednak dość dawno temu, a mianowicie w grudniu 1944 roku, w „Raporcie końcowym gubernatora dystryktu warszawskiego”. Z tym, że w cytowanym fragmencie specjalnie zamieniliśmy określenie Generalna Gubernia na III Rzeczpospolita, by wykazać jak współczesna retoryka niemieckich mediów oraz niektórych polityków nawiązuje do stylu i meritum propagandy hitlerowskiej, szczególnie tej z końca wojny, kiedy wielu Niemców rozumiało, że klęska militarna Rzeszy jest nieunikniona. Nieunikniona nie miało wcale oznaczać, że klęska będzie całkowita, a więc niekoniecznie ekonomiczna, a tym bardziej niekoniecznie polityczna. Nie mylili się. Już cztery, pięć lat po zakończeniu wojny świat zachodni piał z zachwytu nad niemieckim cudem gospodarczym (Wirtschaftswunder) – przypisywano go naiwnie germańskiej pracowitości, a przede wszystkim zbawczemu planowi Marshalla. Zapomniano o zdobyczach wojennych; każdego dnia przez kilka lat z różnych punktów w Europie wjeżdżały do Rzeszy całe pociągi nimi wyładowane, grabiono wszystko, nawet czarnoziem na Ukrainie. Zdobycze zostały zwrócone właścicielom (z których miliony wymordowano) w śladowej ilości - te zgrabione bogactwa powoli wyjmowane z ukrycia, stanowiły właśnie podstawę owego Wirtschaftswunder.

 

Naiwność

Jak wiadomo głównymi beneficjentami amerykańskiej pomocy byli Francuzi, Brytyjczycy i ci, którzy zamiast skutecznego po wszystkie czasy ukarania, zostali przez ogłupiałe ze szczęścia po wojennym zwycięstwie rządy, nagrodzeni – czyli Niemcy. Norymberskie wyroki na głównych przywódcach III Rzeszy (12 razy kara śmierci, 7 razy więzienie) uznano za karę wystarczającą. Dla tych, których powieszono, na pewno była ona wystarczająca, ale nie dla państwa i systemu nazistowskiego.  

W obliczu tego, że Niemcy ostatnio zaczęli bezczelnie wypominać nam pomoc unijną, należy przypomnieć, jak zgodnie z doktryną gen. George’a Marshalla futrowano po wojnie państwo niemieckie, w którym ludzie oddychali jeszcze atmosferą zbrodni wojennych. Porównajmy amerykańskie dotacje dla głównych sprawców wojny i dla jej ofiar, bo liczby te są wielce wymowne. Sumy podane są po przeliczeniu wg. dzisiejszej wartości dolara; łącznie dotacje rządu USA wyniosły ok. 12 mld 730 mln starych dolarów, czyli ok. 107 mld dolarów według aktualnych dziś cen (jest to wyliczenie minimalne, bardzo ostrożne).

Wygrani (ofiary wojny) otrzymali:  W. Brytania – 27 359 mln $, Francja – 19 286 mln $, ale zaraz za nim wśród beneficjentów planu Marshalla znaleźli się niby przegrani (sprawcy wojny), czyli Niemcy – 12 163 mln $!  Za nim w kolejce po dolarową kasę były Włochy – 10 114 mln $. Holandia dostała 9 475 mln $, a żelazny, choć niewielki, sojusznik Hitlera, Austria, skasowała całkiem dla siebie nieoczekiwanie 3 931 mln $.

Jeśli kwoty te przeliczyć na jednego mieszkańca, to okaże się, że większe korzyści z planu Marshalla niż niektóre kraje zwycięskie miała… Austria: 542,56 $ na osobę. To oznacza że proporcjonalnie otrzymała ona blisko trzy razy tyle na głowę, co partner w porażce, Niemcy (191,24 $) i trochę więcej nawet niż Francuzi (470,39 $). Grecja, która poniosła w czasie II wojny światowej ciężkie straty w ludności – 11 proc. – otrzymała pomoc mniejszą od Austriaków (całościowo 3 158 mln $, na głowę 493,43 $), a trzeba podkreślić, że austriackie straty ludnościowe były o połowę niższe niż greckie. Beneficjentami mniejszych, choć znaczących, kwot była jeszcze np. Belgia z Luksemburgiem (6 527 mln $, na głowę 870,26 $, straty ludnościowe 1 proc.), Dania (3 234 mln $ i na głowę 853,30 $, wobec strat w ludności na poziomie 0,16 proc.). 

Wujek Sam obdarowywał na prawo i lewo, tak iż nawet neutralna Szwecja załapała się na 2 915 milionów dolarów – chyba dlatego że w 1944 i 1945 (!) udostępniła Niemcom własne lotniska oraz przepuściła przez swoje terytorium dywizję Wehrmachtu z Norwegii do Finlandii. Nawet Szwajcaria otrzymała prezent w postaci 2 100 mln dolarów, a był to ekwiwalent za straty wojenne w wysokości 100 (stu) zabitych cywilów, żołnierz nie zginął tam żaden. No, ale może zasłużyła się skupując przez całą wojnę na potęgę od Reichsbanku złoto (przetopione m.in. z kościelnych naczyń liturgicznych, pierścionków, obrączek i złotych zębów…) i wyposażając nieustannie Trzecią Rzeszą w zawsze i wszędzie mile widziane szwajcarskie franki.

Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej

Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej

Krzysztof Szczerski

Tom, który Biały Kruk oddaje w Państwa ręce, to długa i ważna dla Rzeczypospolitej tradycja: poważnej, nacechowanej troską o wspólne dobro rozmowy, zaczyna się od formy dialogu politycznego, który wprowadził do języka polskiego Stanisław Orzechowski (1513-1566).

 

W sumie 17 państw skorzystało z planu Marshalla. Jak wiadomo jednak nie Polska, bowiem „nasz” komunistyczny rząd nie zamierzał brudzić sobie rąk udziałem w tym spisku imperialistycznym. Tak niby dalekowzrocznym Amerykanom nie przyszło zaś do głowy, by przydzielić nam należną kwotę i zamrozić ją w banku do czasu opuszczenia nadwiślańskiego kraju przez czerwonych. Do dziś urosła by na naszym koncie pokaźna sumka, choć oczywiście nie mogłaby ona dorównać korzyściom wynikającym z inwestowania dolarów w powojenną odbudowę i uczestniczenia przez tyle lat w wolnym rynku. A jak szybko Polacy są w stanie wybić się na niezależność gospodarczą mając swobodny dostęp do wolnego rynku, widać najlepiej dziś. To, że przez tyle lat nie mieliśmy tego dostępu, też „zawdzięczamy” Niemcom, bo to skutkiem ich działań wojennych okupacja naszego kraju przeszła z fazy brunatnej w czerwoną i przedłużyła się do pół wieku.

Nieuczciwa i nieracjonalna strona finansowa planu Marshalla to jedno, ale jego warstwa moralna okazała się wprost tragiczna: to wtedy już, zaraz po wojnie, właśnie dzięki tej dolarowej „urawniłowce”, zrównano sprawców z ofiarami! Skutki tego nie były odczuwalne od razu – choć znajdowało się wielu takich, którzy od razu nie zgadzali się z koncepcją generała; w Kongresie projekt ledwie przeszedł. Cały czas podważano jednak tylko zasadność ekonomiczną planu. Skutki społeczne i moralne (a więc siłą rzeczy także polityczne) tego zrównania ofiar z katem są doskonale widoczne po latach, właśnie dziś, i odczuwać je będziemy pewnie jeszcze długo – byle nie do następnej wojny światowej…

 

Media

Echem, a zarazem symptomem takiego tyleż bezmyślnego co lekceważącego podejścia do niewyobrażalnych zbrodni niemieckich są np. charakterystyczne słowa, jakie znalazły się kilkanaście dni temu w monachijskim „Süddeutsche Zeitung”: „Niemcy nie muszą płacić Polsce odszkodowań wojennych, mają natomiast obowiązek bronić wolności Polaków, w razie potrzeby także przeciwko ich własnemu rządowi.” Goebbelsowska retoryka z miesięcy poprzedzających wybuch wojny 1 września 1939 r. Potomkowie esesmanów i gestapowców będą bronić naszej wolności! Oczywiście „w razie potrzeby”. Niemieckiej potrzeby. Grożą iż obalą nasz legalnie, demokratycznie wybrany rząd! Większe mieszanie się w sprawy i w życie drugiego kraju, to już chyba tylko zbrojne go zaatakowanie. Skądinąd nie mogę pojąć, iż takie enuncjacje w afiliowanej przy lewej stronie politycznej Niemiec opiniotwórczej gazecie pozostają bez reakcji polskiego MSZ. Widać trwające w tym czasie wycieczki ministra po polonijnych parafiach w USA były bardziej absorbujące, a na pewno przyjemniejsze, niż protestowanie przeciwko groźbom wymierzonym w nasz kraj…

Nie sądzę, żeby najnowsze groźby „SZ” można było lekceważyć, bowiem trzeba mieć świadomość, że kierownictwo takiej gazety nie działa w oderwaniu od politycznej rzeczywistości. To tylko w Polsce niektórzy naiwni publicyści do dziś wypisują bajeczki o wysublimowanym obiektywizmie i szlachetnej niezależności mediów (zachodnich oczywiście). Wielkie media w ogóle nie chcą być niezależne, a zwłaszcza w Niemczech, bo wbrew pozorom ich władza, ich siła byłaby wtedy znacznie mniejsza. Tylko w konglomeratach z wielką polityką i wielkim biznesem stają się potężne. Wybierają więc orientację, określoną opcję światopoglądową, a także gospodarczą i z tym trzymają. W takich właśnie określonych ramach uprawiane jest dziennikarstwo nazywane wciąż niezależnym.

Prawdziwa niezależność polega dziś jednak na tym, że na rynku mediów funkcjonują również inne liczące się opcje i kto (dziennikarz, redaktor, czytelnik) ma odrębne poglądy może sobie bez trudności te inne opcje wybrać. Problemem Polski jest totalne umocowanie się i funkcjonowanie tylko jednego wielkiego konglomeratu (liberalno-lewicowego i proniemieckiego) oraz paru małych, słabiutkich ugrupowań w różnym stopniu prawicowych i patriotycznych, na dodatek nie zjednoczonych. W tej sytuacji ani dziennikarz, ani czytelnik (telewidz, słuchacz) nie mają prawdziwego wyboru. Stąd na pewno repolonizacja rynku mediów nie może bazować na dekoncentracji kapitału, ale na nowych podmiotach, które powinny powstać i powstawać, powinien zostać utworzony potężny konglomerat medialny o charakterze wyraźnie patriotycznym i wsparty na sprawdzonych wartościach chrześcijańskich. (…)

Wygaszanie Polski 1989-2015

Wygaszanie Polski 1989-2015

Adam Bujak, Andrzej Nowak, Bogdan Chazan, Antoni Macierewicz, Leszek Sosnowski

Od 1989 r., od Okrągłego Stołu, gdzie doszło do zawarcia kontraktu między komunistycznym establishmentem a częścią przedstawicieli "Solidarności", którzy zdradzili idee Sierpnia'80 i ogłosili się samozwańczo elitą narodu, rozpoczęły się powolny demontaż i wyprzedaż polskiego państwa za plecami społeczeństwa.

 

Tak samo nie jest prywatnym zdaniem (choć takim również może być), ale politycznym działaniem, rozumowanie prezentowane w „SZ” przez red. Stefana Ulricha, że „Polska dostawała i dostaje idącą w miliardy euro pomoc, która płynie przez Brukselę z Niemiec. Wołania o nowe reperacje brzmią fałszywie.” Niestety również wielu Polaków bezmyślnie zaakceptowało tę retorykę. Co się dzieje z tymi miliardami euro, i jak szybko one wracają do Niemiec (nie tylko przez Brukselę) nie ma potrzeby wyjaśniać w tym artykule, bowiem w tym samym numerze „Wpisu”, nieco dalej, prezentujemy rozmowę z posłem i ekonomistą Januszem Szewczakiem, gdzie dość dokładnie opisany jest mechanizm powrotu inwestowanych nad Wisłą pieniędzy do zagranicznego inwestora.

 

Gollert

Czynienie z siebie dobrodziejów Europy to jedna z podstawowych taktycznych zagrywek niemieckiej polityki – zresztą nie tylko w stosunku do Polaków. Chwyt tyleż demagogiczny, co populistyczny. A jego źródła odnajdziemy bez trudu w cytowanym już „Raporcie końcowym gubernatora dystryktu warszawskiego” datowanym na 20 grudnia 1944 r., autorstwa SS-Untersturmführera dr. Friedricha Gollerta. Ten oficjalny dokument podsumowuje sytuację po Powstaniu Warszawskim, autor dokonuje obszernej analizy przyczyn, przebiegu, kapitulacji i skutków. (…)

Dr Friedrich Gollert przed wybuchem wojny był z zawodu zręcznym adwokatem o gruntownym wykształceniu, w 1933 r. wstąpił do SS, pięć lat później do NSDAP, a następnie od 1 lutego 1941 r. został najbliższym, bardzo zaufanym urzędnikiem dr. Ludwiga Fischera, gubernatora dystryktu warszawskiego przez cały okres okupacji, człowieka bardzo wysoko postawionego w strukturach hitlerowskiej władzy. Tak cytowany tu raport, jak i inne, choć pisał je bezpośrednio dla generalnego gubernatora Hansa Franka, przeznaczone były faktycznie na użytek hitlerowskiej elity wojskowej i partyjnej. (…) 

Najciekawszym z dzisiejszego punktu widzenia elementem kilkudziesięciostronicowego raportu jest fragment końcowy zatytułowany „Konsekwencje polityczne”. Czytając te zdania, te opinie i wnioski trudno oprzeć się porównaniom z dzisiejszą retoryką i argumentacją spotykaną tak w Niemczech, jak i w proniemieckich lub wprost niemieckich (choć polskojęzycznych) mediach w Polsce. W ślad za tymi mediami w analogiczny sposób od kilku lat „argumentuje” cała „nasza” progermańska sfera polityczna z byłym ministrem spraw zagranicznych III RP Radosławem Sikorskim, który wprost i publicznie domagał się hegemonii Berlina nie tylko w Polsce, ale w Europie. Był nawet bardziej bezpośredni i zdecydowany niż SS-Untersturmführer dr Friedrich Gollert, który jednak wyciąga wnioski tak z sytuacji ogólnowojennej, jak i z ciężkich walk na ulicach Warszawy podczas Powstania i uważa, że Niemcy powinni się jednak trochę mitygować. Oto jak poucza swoich kolegów, ale i przełożonych, do których skierowany jest raport:

 

”Powstanie warszawskie raz jeszcze potwierdziło, że olbrzymia większość ludności polskiej jest przeciwna bolszewizmowi. Tak samo jasne i oczywiste jest teraz, że Polacy czują się zdradzeni przez Anglię i że jej obietnicom już nikt nie wierzy. W tej sytuacji Polacy czują się zupełnie opuszczeni, dlatego też wielu z nich zaczyna rozumieć, że obecnie istnieje w Europie już tylko jedna jedyna siła, na którą naród polski jest zdany: Rzesza niemiecka. Szerokie masy polskiej ludności poddały niewątpliwie rewizji, wskutek wyniku powstania warszawskiego, swoje nastawienie do nas, Niemców. Po pierwsze, musiały one stwierdzić, że zapowiadane z całą pewnością załamanie się Rzeszy nie nastąpiło, natomiast Niemcy, właśnie w rejonie Warszawy, przy tłumieniu powstania i przy odpieraniu ataku rosyjskiego dowiedli takiej siły, jakiej żaden Polak się po nich już nie spodziewał. (…) My, Niemcy, powinniśmy zręcznie wykorzystać ten nastrój ludności polskiej. Nie ma potrzeby dawania Polakom jakichś przyrzeczeń prawno-państwowych, chociaż to, że już teraz więcej Polaków dopuszcza się do prac administracyjnych w niższych instancjach, sprawia niewątpliwie dobre wrażenie. Mimo to tego rodzaju środki nie mają decydującego znaczenia.

O wiele ważniejsze jest to, by niemieckie enuncjacje w Rzeszy definitywnie skończyły ze stałym zniesławianiem ludności polskiej poprzez zestawienie: „Żydzi, Polacy i Cyganie". Przyzwoita część ludności polskiej słusznie odczuwała takie zrównywanie z Żydami i Cyganami jako szkalowanie i hańbiącą obelgę. Jeśliby Rzesza pod tym względem ostentacyjnie zmieniła kierunek, oddziałałoby to świetnie na nastroje.

Ponadto w uznaniu ogólnej postawy narodu polskiego należy zdecydowanie skończyć z samowolą, która, niestety, w ostatnich pięciu latach była częstym zjawiskiem. Polak ma pełne zrozumienie dla surowych środków, jeżeli są podyktowane sytuacją wojenną. Ale akty samowoli ranią jego dumę narodową. Jeśli zaniechamy tego rodzaju praktyk, Polacy, traktowani w sposób surowy, lecz bezstronny, będą mieli przynajmniej uczucie, że obchodzimy się z nimi sprawiedliwie, co pozwoli jeszcze bardziej rozwinąć się ich pozytywnemu obecnie stosunkowi do nas. Będziemy mogli przekonać ludność polską, że tylko Rzesza dba o interesy narodu polskiego. Dla niemieckiej polityki otwiera się tu doskonała okazja, jaka już raz zaistniała w chwili wybuchu wojny przeciwko bolszewizmowi. Przygnębienie, jakie nastąpiło wskutek klęski, a zwłaszcza poczucie ludności polskiej, że została opuszczona i zdradzona przez wszystkich sprzymierzeńców, daje nam jeszcze raz szansę spacyfikowania dalekowzroczną i mądrą polityką obszaru nadwiślańskiego pod niemieckim przewodnictwem.”

 

„…tylko Rzesza dba o interesy narodu polskiego.” Kiedy się czyta powyższe słowa widać jak wielki błąd nie tylko historyczny, ale przede wszystkim polityczny popełniają ci, którzy lekceważą polską daninę krwi, lekceważą Powstanie Warszawskie, którzy lamentują nad brakiem współpracy przed wybuchem wojny z hitlerowskimi Niemcami, co miałoby nie doprowadzić do klęski wrześniowej (która zresztą najprawdopodobniej nie byłaby żadną klęską, gdyby nie cios w plecy ze strony Sowietów). Dla wszystkich tych de facto pożytecznych idiotów należy zacytować ostatni wniosek raportu Gollerta: „Jeżeli w tym sensie praktycznie wykorzystamy wyniki powstania w Warszawie, to może się okazać, że to powstanie, które setkom tysięcy Polaków przyniosło niezmierną niedolę, będzie miało błogosławione skutki dla obszaru nadwiślańskiego.” Błogosławione skutki to oczywiście zapowiedziane wcześniej spacyfikowanie Polaków oraz „dalekowzroczna i mądra polityka pod niemieckim przewodnictwem”.

Kiedy zatem publicysta „Sueddeutsche Zeitung”  pisze, iż Polska, którą „naziści gnębili jak żaden inny kraj", stała się partnerem, a potem przyjacielem Niemiec, to po pierwsze trzeba zdawać sobie sprawę z tego, co to znaczy w mniemaniu naszych zachodnich sąsiadów „partner” i „przyjaciel”, jeśli chodzi o obcy im naród. Żeby odkryć to znaczenie dobrze jest przestudiować właśnie raporty dr Gollerta lub podobne dokumenty, a wtedy zrozumiemy na jakich zasadach rząd Tuska i spółki mógł być przyjacielem i partnerem Berlina, a rząd PiS-u, jak wieszczy „SZ”, „niszczy państwo prawa, likwiduje trójpodział władz i zwalcza pluralizm opinii tak, jakby chciał kontynuować dzieło komunistycznych władców."

Red. Ulrich, jak i wielu innych jego kolegów, osiąga zaiste szczyty demagogii i przewrotności, gdy nowy, w pełni demokratyczny rząd polski w sposób trzeba powiedzieć po porostu chamski uznaje za kontynuatora PZPR. Ale źródło argumentacji Ulricha tkwi właśnie u Gollerta („olbrzymia większość ludności polskiej jest przeciwna bolszewizmowi”), który komunizm, bolszewizm każe podsuwać Polakom jako ich głównego wroga, przysłaniając tym samym wcale nie umarłą imperialistyczną strategię Niemiec. Tak, imperializm Trzeciej Rzeszy nie umarł na wschodnich i zachodnich frontach w 1944 r., lecz przycupnął i teraz odradza się lub raczej już się odrodził. Z powodów taktycznych jest jeszcze kamuflowany. Za parawan znakomicie służy Komisja Europejska i w ogóle Unia Europejska totalnie zdominowana przez Niemców, do tego stopnia, że w Brukseli nawet sekcją polską, informacyjną, przekazującą różnym organom opinie o naszym kraju kieruje… Niemiec.

Ojczyzna Ocalona. Wojna sowiecko-polska 1919-1920

Ojczyzna Ocalona. Wojna sowiecko-polska 1919-1920

Andrzej Nowak, Michał Klag

Mało znane fakty, dokumenty, cytaty, zakulisowa walka polityczna i dyplomatyczna, charyzmatyczna postać przywódcy Józefa Piłsudskiego, bohaterstwo polskich żołnierzy. Andrzej Nowak - wybitny historyk, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, przedstawia przebieg i konsekwencje kampanii 1919-1920. Opowieść o wojnie i przełomowym zwycięstwie, które ocaliło Polskę i Europę przed bolszewizmem.

 

Po drugie stwierdzenie, iż „naziści gnębili (Polskę) jak żaden inny kraj”, może mówić coś tylko temu, kto dokładnie zna wymiar okrucieństwa niemieckiego na polskiej ziemi. A ilu takich jest? Przeciętny Niemiec nie wie nawet, kiedy zaczęła się II wojna światowa (prowadzono takie sondaże), a co dopiero jakie krzywdy jego przodkowie wyrządzili innym narodom i jakimi oprawcami byli. A np. przeciętny Szwajcar, który też czyta „SZ” pomyśli, no, jeśli naszych zginęło na wojnie stu, to może Polaków parę tysięcy? A o zrównanej z ziemią Warszawie, czy o transportach milionów niewinnych ludzi do obozów śmierci (zaraz, zaraz – polskich? niemieckich?) pewnie ledwo co słyszał. Cóż więc dla takich osób znaczy „jak żaden inny kraj”?

No i oczywiście gnębili nas bezimienni naziści, w żadnym wypadku Niemcy… Red. Ulrich to ewidentnie gruntownie wyszkolony dziennikarz i w pełni niezależny. Niezależny od uczciwego punktu widzenia. 

 

Spadkobiercy

Gdy przeniesiemy opinie SS-Untersturmführera na grunt dzisiejszy, okazuje się, że pasują jak ulał do obecnych koncepcji politycznych lansowanych przez Berlin via Bruksela. Faktycznie nie było na przykład potrzeby „dawania Polakom jakichś przyrzeczeń prawno-państwowych”, wystarczyło, że po porostu zakwalifikowano ich do UE a tam „więcej Polaków dopuszcza się do prac administracyjnych w niższych instancjach”; to zaś wystarczyło i „sprawiło niewątpliwie dobre wrażenie”. Jednak tak w Generalnej Guberni, jak i w obecnych strukturach tzw. zjednoczonej Europy „tego rodzaju środki nie mają decydującego znaczenia.”

Kiedy czytam w raporcie hitlerowskiego urzędnika, obdarzonego analitycznym umysłem i sprawnym piórem a zarazem pozbawionego kompletnie sumienia, że „istnieje w Europie już tylko jedna jedyna siła, na którą naród polski jest zdany: Rzesza niemiecka”, to naprawdę nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż te właśnie słowa słyszałem przy tylu okazjach i z tylu ust podczas działalności poprzedniej ekipy sprawującej władzę oraz słyszę dziś ze strony tzw. totalnej opozycji. Zamiast Rzesza mówi się Berlin, RFN, nasi przyjaciele zza Odry, najsilniejszy partner w Unii. To była (jest) ich koncepcja: Gollerta i rządzącej nad Wisłą ok. 70 lat później koalicji, koncepcja niezbędności hegemona w Europie. Kto ma być tym hegemonem nasuwało się samo, tak jak przewidywał i sugerował SS-Untersturmführer: w 1944 roku – Rzesza, w XXI wieku – jej spadkobiercy. 

Argumentacja red. Ulricha do Polaków: nie chcecie Niemców, no to wpadniecie pod buta bolszewików, pod bat Putina, oznacza, że Polska bez pana i imperialnego, choć udającego demokratę, władcy, jest niczym. Aż dziw jak wielu rodaków nie tak dawno w to uwierzyło (czemu szczególnie dali wyraz głosując dwukrotnie na koncepcje i polityków PO) – przykre to bardzo. 10 czy 5 lat temu dużo więcej Polaków uznało swoją nicość, niż 70 lat temu, choć wówczas Niemcy stłamsili Powstanie, spalili stolicę i ludność miała prawo być załamana, pogrążona w depresji. Tylko dlatego, że sugestywne współczesne media wmówiły Polakom, iż są słabi, niewydajni, źle zorganizowani, na niczym się nie znają, to duch narodowy zaczął upadać. Nie potrzeba było żadnego większego zagrożenia, by nagle szukać opiekuńczych skrzydeł germańskiego orła. No cóż, nasz orzeł był wówczas z czekolady. (…)

Redukowanie wiedzy historycznej Polaków, dyskryminowanie zwycięstw polskiego oręża, wyszukiwanie wszelkich błędów i pomyłek w naszej historii i epatowanie nimi narodu (tak jakby inni błędów nie popełniali), rozmydlanie prawdy o latach okupacji przez monstrualne wyolbrzymianie np. sprawy Jedwabnego, wszystko to zrobiło swoje w niejednej głowie. Wyrażoną w młodości ideę Donalda Tuska, że polskość to nienormalność, narzucano społeczeństwu na każdym kroku, choć delikatniej niż podczas hitlerowskiej okupacji, perfidniej, sugerując, że takim jak my to wystarczy ciepła woda w kranie i grill z piwkiem w niedzielę. Od rzeczy wielkich są inni, czytaj: najlepiej Niemcy.

„Tylko Rzesza (czytaj: Berlin) dba o interesy narodu polskiego”. Ależ oczywiście, nawet my sami tak o nie nie zadbamy, jak uczynią to nasi odwieczni przyjaciele zza Odry. Kto by się temu sprzeciwiał, ten głupi i wrogi Polsce. Tego obśmiać, wyszydzić, wykluczyć, zesłać na margines, pozbawić awansu, przywilejów, a może i zabić... Wielu ludzi o bałwochwalczych wobec wszystkiego, co germańskie, poglądach wciąż niestety steruje umysłami Polaków i jeszcze bardziej emocjami społecznymi, ponieważ media, ale i świat kultury, zostały przez tych osobników w dużym stopniu zawładnięte. Tej władzy niestety, wbrew pozorom, nikt ich nie pozbawia. Kryją się np. w teatrach. Albo w ministerstwach i najwyższych urzędach centralnych oraz wojewódzkich – nazywa się ich naiwnie „państwowcami”. Pytam, jakiemu państwu jednak służą? Pytam nie tylko o narodowość tego państwa, ale i o jego charakter ustrojowy, światopoglądowy, jego stopień niezależności. Niestety wielu z „państwowców” to spadkobiercy idei europejskiej w wydaniu dr Gollerta, choć o samym SS-Untersturmführerze pewnie nigdy nie słyszeli.

 

Idea

Idea europejska – same te dwa słowa winny budzić pozytywne uczucia i nadzieję na bezpieczeństwo, pokój, dobrobyt. Są jednak tacy, którzy nawet najszlachetniejsze idee potrafią przekręcić, zmanipulować, wykorzystać do celów egoistycznych, do własnych biznesów albo nawet do zwykłej grabieży. Nie od dziś i nie od wczoraj tak się dzieje. Idea europejska w najnowszym, oficjalnym ujęciu stała się niestety kontynuacją koncepcji dr Friedricha Gollerta. Szczególnie my, Polacy, mamy paść ofiarą tej idei, tak jak zalecał SS-Untersturmführer. Dalekowzroczny był hitlerowski analityk: „Z biegiem czasu będzie się też stawało sprawą coraz bardziej oczywistą, że w interesie Zachodu Rzesza niemiecka musi być politycznym, gospodarczym, duchowym i kulturalnym ośrodkiem tej przyszłej Europy.” „Sprawą oczywistą”! Proszę zwrócić uwagę, że choć raport Gollerta dotyczy Polski, to jednak wnioski obejmują „interes Zachodu”. Na razie w Europie tylko Brytyjczycy wyłamali się z tej strefy „interesu”, Polacy i Węgrzy próbują – niech Bóg da, by skutecznie, bo w przeciwnym razie ziszczą się i inne koncepcje Gollerta, np. zasilenie Polakami, po osiągnięciu porozumienia z Rosją, niezmierzonych przestrzeni Syberii… SS-Untersturmführer jeszcze w 1942 roku w specjalnym memoriale dla najwyższych władz nie tylko w Generalnej Guberni, zalecał przesiedlenie do końca wojny 80 procent Polaków na Syberię…

Repolonizacja Polski

Repolonizacja Polski

Adam Bujak, Andrzej Nowak, ks. Dariusz Oko, Jerzy Kruszelnicki, Krzysztof Masłoń

Czy można repolonizować Polskę? Cały kraj? Otóż można i trzeba, gdyż niemal cały majątek narodowy został wysprzedany (za grosze!), bo rządzący jeszcze niedawno politycy systematycznie i całkowicie podporządkowywali nasze życie gospodarcze, kulturalne czy medialne wymogom zagranicznych hegemonów.

 

Dr Gollert trafnie odczytał kompleks Polaków: Polacy faktycznie „obawiali się, że nie będzie dla nich miejsca w tej zjednoczonej Europie.” Tak jest i 60-70 lat później, bo po pierwsze zadawnionych lęków nie tak łatwo się pozbyć, a po drugie wciąż się pracuje nad ich podsycaniem. Na tym straszeniu wykluczeniem z Europy zbudował swoją strategię polityczną poprzedni obóz władzy, tych samych koncepcji trzyma się tzw. totalna opozycja. Kiedy słyszę Krystynę Jandę, jak histerycznie wrzeszczy na widok Marszu Niepodległości: „Jezus Maria, będzie wojna!”, to wiem, że jej nowa rola polega właśnie na podsycaniu tego irracjonalnego lęku, że znów zostaniemy wykluczeni z Europy. A wystarczy poczytać uważnie naszą historię, by zrozumieć, że z Europy nikt nigdy nie był w stanie nas wykluczyć, nawet gdy nie posiadaliśmy własnych struktur państwowych.

Oparta na zaordynowanym przez dr Gollerta lęku metoda polityczna nakazuje wykluczać z życia publicznego najprawdziwszych patriotów, oczywiście po to, żeby nie drażnić hegemona, bo niby tylko wtedy nasza Ojczyzna będzie mogła trwać w Europie. Rzecz jasna bez patriotów. Owszem, będzie trwać jeszcze jakąś czas, ale jako wasal, a za chwilę lokaj i niewolnik Brukseli (czytaj: Niemiec). Zaiste szatańska metoda zniewolenia. Gdyby dr Friedrich Gollert mógł dziś powstać z grobu, jego triumf nie miałby granic… 

Najlepszą wskazówką, również polityczną, najlepszym lekiem i najlepszym memento dla Polaków na dziś są zatem trzy krótkie zdania św. Jana Pawła II inspirowane słowami Jezusa: „Nie bój się! Nie lękaj! Wypłyń na głębię!”.

 

*

 

Oczywiście to nie SS-Untersturmführer dr Friedrich Gollert zapoczątkował rozważania o idei europejskiej. Jeśli chodzi o hitlerowskie Niemcy, to nad „zjednoczeniem Europy” pracował wcześniej oficer SS Alexander Dolezalek, który dowodził specjalnie w tym celu utworzonym departamentem SS. Jego plany zakładały oczywiście dominację Rzeszy, ale aprobowały jednak zachowanie tożsamości narodowych na Zachodzie (najnowsze koncepcje UE likwidują w ogóle narodowości). Wszyscy pozostali na kontynencie mieli zostać poddani absolutnej germanizacji.

Również w Ministerstwie Spraw Zagranicznych III Rzeszy zajmowano się projektem „Zjednoczona Europa”, szczególnie po klęsce pod Stalingradem. Biuro Propagandy Goebbelsa wzywało do wzmożenia prac nad „nowym europejskim wizerunkiem niemieckiej polityki zagranicznej”, a w 1943 roku minister Ribbentrop skierował do Hitlera memorandum w celu zwołania „Europejskiej Konfederacji”. Sugerowano założenie „Komitetu Europejskiego” złożonego z następujących krajów: Niemcy, Włochy, Francja, Dania, Norwegia, Finlandia, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja, Serbia, Grecja i Hiszpania. Zaproponowane struktury nie różniły się zbytnio od dziś istniejących; miały powstać i Europejska Rada Gospodarcza, i Europejska Unia Walutowa, i Europejski Bank Centralny.

Obecnie w Unii obowiązuje prymitywne rozumowanie „naród równa się nacjonalizm, a nacjonalizm równa się wojna”. Na przestrzeni wieków to nie narody jednak, lecz walka o pozycję hegemona w Europie była główną przyczyną największych konfliktów zbrojnych. Jakże słusznie zauważył wybitny historyk i myśliciel Władysław Konopczyński: mimo iż „cywilizacje walczyły ze sobą od wieków”, to „narody nic o tym nie widziały.”

Generalnie idea zjednoczenia Europy ma wielowiekowy rodowód, być może najlepiej była urzeczywistniona w średniowieczu, kiedy kontynent silnie łączyła jedna wiara. Nie gdzie indziej, jak na słynnym zjeździe gnieźnieńskim w roku 1000 cesarz rzymski Otto III przedstawił pomysł zjednoczenia chrześcijańskiej Europy, którą widział w dwóch częściach: na wschodzie jako Bizancjum i na zachodzie jako Zjednoczoną Europę, w skład której miała wchodzić Słowiańszczyzna na czele z Bolesławem Chrobrym oraz Germania, Italia i Galia. Każdy region miał posiadać innego władcę, którzy powinni jednak prowadzić wspólną politykę, nie wywołując wojen. Wszystkie państwa tworzące cesarstwo miały mieć te same prawa. Otto III nie miał jednak szans kontynuować swych planów, bowiem zbyt młodo umarł.

Tak więc idea europejska nie wywodzi się rzecz jasna od nazistów niemieckich, ale w forsowanej obecnie postaci – jak najbardziej. Nawet jeśli jej wyznawcy nie czytali nigdy, choć powinni!, raportów dr Friedricha Gollerta.

 

Leszek Sosnowski

 

Cały artykuł (z podaniem źródeł dokumentów) znajduje się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (9/2017).

 

Autor z wykształcenia polonista, germanista, scenograf, dziennikarz, artysta fotografik (laureat 57 nagród), wybitny animator kultury, zasłużony wydawca i publicysta, grafik książkowy, autor kilkunastu książek i ponad tysiąca artykułów i esejów. Prezes wydawnictwa Biały Kruk. Więcej na https://bialykruk.pl/

Numer 9/2017

Wiara Patriotyzm i Sztuka

Numer 9/2017

 

 

 

Komentarze (4)

  • Podpis:
    E-mail:
  • riposta

    Kanclerz Niemiec Gerhard Schreder powiedział do niemieckiego Związku Wypędzonych, w Berlinie w 2000 roku: Pomorze, Prusy Wschodnie i Śląsk, Królewiec, Szczecin, Wrocław i Gdańsk są częścią naszego dziedzictwa historycznego i kulturalnego. W chwilę po tym dodał: Polska, Czechy i Węgry w niedalekiej przyszłości staną się członkami UE. Otworzy to dzieciom i wnukom ( niemieckich ) wypędzonych możliwość osiedlania się w miejscach, z których pochodzą ich rodzice i dziadkowie i angażowania się w tamtejsze życie polityczne i społeczne./..../ Nie drażnijcie ofiary, która sama pcha się w nasze ręce, zawierzcie mojej metodzie, ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą nam wdzięczni/..../."

  • NieNiemcom

    Szef tego pana, niejaki Heinrich Himmler, też miał bardzo podobne wizje niszczenia Polaków. A Merkel to tylko jedno pokolenie niżej, pamiętajcie o tym.

  • Samson

    Niemcy i Rosjanie zawsze się dogadają i zawsze wspólnie będą działać na naszą szkodę. Pokazuje nam to 1000 lat historii. Dokument oficera SS też to potwierdza.

  • Z Poznania

    Cieszę się, że przeczytałam ten ważny (choć długi) artykuł. Przerażające jest to, że Niemcy chcą nas zdominować dokładnie tam samo jak podczas II wojny światowej i że są dokumenty które to potwierdzają. Ale też trudno było się czegoś innego po nich spodziewać. Tym bardziej my jako Polacy musimy dbać o to i uczyć nasze dzieci, że będziemy tylko niezależni jak będzie rządziła nami patriotyczna i niezależna władza

  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.