Dosyć tych pogróżek! Eurowizja powinna dostać solidną reprymendę za samozwańcze działania.
Wikimedia Commons Prezes i dyrektora Eurowizji lekceważą demokratyczny wynik wyborów w Polsce i fakt zmiany władzy prezentującej odmienną od ich oczekiwań orientację.
Chciałbym się dowiedzieć, gdzie była Europejska Unia Nadawców (EBU), zwana powszechnie Eurowizją, gdy poprzedni układ rządzący w Polsce bezpardonowo usiłował zepchnąć w niebyt katolicką telewizję „Trwam”? Dziś piszą bezczelny list otwarty do polskiej premier stwierdzając, że „rząd planuje pospiesznie wprowadzić strukturalne i personalne zmiany dotyczące zarządzania TVP i PR bez właściwiej demokratycznej debaty i konsultacji z odpowiednimi interesariuszami”. Gdzie byli nadawcy listu, przewodniczący Eurowizji Jean-Paul Philippot (Belg) i dyrektor Ingrid Deltenre (Szwajcarka), gdy lewacki układ PO-PSL bronił „Trwamowi” dostępu do szerokiej publiczności w sposób absolutnie urągający demokracji, gdy miliony ludzi, a nie parę tysięcy jak w ubiegłą sobotę, wychodziły wielokrotnie w setkach miast w Polsce na ulicę, by protestować przeciwko dyktatorskiemu postępowaniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? Gdzie byli, gdy zebrano ponad dwa miliony podpisów w obronie „Trwamu”, które wylądowały w sejmowym koszu na śmieci? Byli już wtedy u władzy w EBU.
Dwie osoby, które podpisały ten „list” do premier Beaty szydło zadziałały w sposób absolutnie niedemokratyczny, na własną rękę, bowiem ich pismo nie jest wynikiem głosowania 56 członków Europejskiej Unii Nadawców, jakiejś uchwały, konsultacji i dyskusji między członkami Eurowizji. Tę sprawę Polska powinna jak najszybciej poruszyć i dążyć do usunięcia z władz EBU samozwańców wsadzających nosa w nieswoje sprawy, zwykłych demagogów usłużnych wobec innych demagogów, tym razem rodem z Polski. W nieswoje sprawy, bowiem Unia Nadawców powstała „w celu wymiany realizowanych programów i wspólnej produkcji audycji dla widzów w krajach członkowskich”; w żadnym wypadku nie powstała po to, by prowadzić jakąś własną politykę zagraniczną. Panu Philippotowi i pani Deltenre trzeba koniecznie przypomnieć, gdzie jest ich miejsce. Ich list równie dobrze mogłaby podpisać Conchita Wurst, austriacki homoseksualista ucharakteryzowany na elegancką kobietę, dzięki czemu zwyciężył w ostatnim konkursie… piosenkarskim Eurowizji; była kupa śmiechu na całą Europę.
Kto jeszcze będzie pisał do polskich najwyższych władz, jak do równych sobie, a nawet z pozycji wyższości?! Kiedyś czyniła to np. FIFA, a dziś jej złodziejskich władz nie są już w stanie wybronić nawet najlepsi prawnicy świata. Nie tak dawno z pogróżkami wobec polskiego rządu i parlamentu wystąpiły nawet ledwo zipiące banki, jak np. Commerzbank, czy usiłujący się właśnie wyprowadzić z Polski Raiffeisen. Niech prezesi Commerzbanku napiszą pogróżki do prezydenta Obamy i Kongresu – skoro, tak samo jak EBU, uzurpują sobie wielką władzę i moc – bo właśnie będą musieli zapłacić Stanom Zjednoczonym 1,4 mld dolarów kary za złamanie i omijanie amerykańskiego embarga dotyczącego Iranu, Sudanu, Kuby i innych państw. A niebawem czeka ich prawdopodobnie jeszcze większa kara za omijanie amerykańskiego prawa w sprawie prania brudnych pieniędzy. Straty te usiłują sobie jakoś powetować w Polsce poprzez np. mBank, w którym posiadają 69,5 % akcji, i stąd tak im nie na rękę jakiekolwiek odszkodowania dla frankowiczów i posiadaczy wyjątkowo oszukańczych polisolokat. Takie instytucje też pouczały polskie władze.
Pan Philippot i pani Deltenre próbują ingerować nawet w obsadę personalną w naszych mediach publicznych! Jakże w tej sytuacji pracownicy medialni typu Karolina Lewicka nie mają czuć się umocnieni w swojej bezczelności i arogancji? Biuro prasowe rządu powinno wysłać do EBU „rozmowę” tej pani z wicepremierem naszego kraju, prof. Piotrem Glińskim; Lewicka w ciągu 16 minut 50 razy przerywała swemu rozmówcy, średnio co 9,6 sekundy! Tego bronią władze Eurowizji? Utrzymania takiego stanu rzeczy w polskiej telewizji publicznej pragną? Wygląda na to, że tak.
Ostatecznego projektu zmian nie zna jeszcze nikt, łącznie ze ścisłym kierownictwem rządu, ale EBU już wie, co będzie w ustawie. Mimo kilkakrotnego zapowiadania wprowadzenia pod obrady sejmowe ustawy uzdrawiającej media publiczne, nie doszło jeszcze do tego. Nie doszło, ponieważ trwają właśnie cały czas „demokratyczne debaty i konsultacje z odpowiednimi interesariuszami” – wiem między innymi dlatego, bo sam w nich uczestniczę. Jednakże cóż to mogą być za debaty, skoro nie uczestniczą w nich państwo Jean-Paul Philippot i Ingrid Deltenre dający w swoim liście do pani premier wyraźnie do zrozumienia, że Polacy są za głupi, aby bez ich światłych rad coś sensownego stworzyć na temat mediów publicznych.
O tym zaś, jakie mają pojęcie na temat polskich mediów publicznych, świadczyć może stwierdzenie, że „pomimo systematycznego braku finansowania publicznego, polski serwis mediów publicznych jest jednym z najbardziej udanych modeli transformacji w Europie Środkowej i Wschodniej” (cytat za wirtualnemedia.pl). Otóż od kilku lat TVP jest futrowana co roku z pieniędzy publicznych kwotą ok. 400 mln zł! To jest „brak finansowania”? Pewnie nie trzeba by było tyle dopłacać, gdyby nie mocne apele do społeczeństwa Donalda Tuska na przełomie lat 2007 i 2008, który określił abonament RTV m.in. „haraczem ściąganym z ludzi”, „wyłudzaniem pieniędzy od Polaków na rzecz budowania propagandowej machiny rządowej” i dodawał „nie spocznę dopóty, dopóki nie zmienię tego wyjątkowo obłudnego systemu narzucania haraczu Polakom”. Zapytam znów: gdzie wówczas była EBU? Czemu wówczas nie troskała się o finanse naszych mediów publicznych? Czemu nie potępiła ewidentnego warchoła, nie wysłała do niego żadnego otwartego lub zamkniętego listu protestacyjnego? Czyżby dlatego, że Tusk był protegowanym kanclerz Merkel i akceptował lewackie rozwiązania w polityce i moralności?
Pan Philippot i pani Deltenre lekceważą demokratyczny wynik wyborów parlamentarnych w Polsce i fakt zmiany władzy prezentującej odmienną od ich oczekiwań orientację. To jest haniebna postawa; za tą orientacją wszakże opowiedziała się większość narodu polskiego. Dlaczego pan Philippot i pani Deltenrenie nie poskromią ani razu np. niemieckich telewizji za coraz więcej antypolskich wypowiedzi z „polskimi obozami koncentracyjnymi” na czele? Dosyć zatem kolejnego „wzywania polskiego rządu” do czegoś tam, bowiem tak naprawdę to jest nie wzywanie, ale wyzywanie.
Osobiście mam nadzieję, że polski rząd udzieli krótkiej i ostrej odpowiedzi właśnie w powyższym duchu oraz zgłosi w sprawie listu protest wobec wszystkich członków Unii Nadawców. Mam nadzieję, że przedstawiciele naszego rządu nie zaczną się znów tłumaczyć, usprawiedliwiać i wdawać w bezsensowne dyskusje, jak to niestety czyni się nagminnie wobec codziennych medialnych napaści pełnych fałszu i nienawiści, ale przecież nie argumentów. Owo wdawanie się w dyskusje, to woda na młyn, to w gruncie rzeczy jedyna pożywka wszelkich medialnych demagogów i pozostałych zawziętych obrońców odchodzącego w niebyt wśród coraz większego smrodu i histerii układu.
Ów „list otwarty” dwóch osób z zarządu EBU – wszystko wskazuje na to, że powstał on z inspiracji TVP, w każdym razie zarząd tej instytucji nie zaprzecza temu – to nic innego jak pospolita chamska bezczelność, jakże typowa dla wszelkich lewackich organizacji, które są miłe, pluralistyczne i demokratyczne tak długo, póki ktoś nie ośmieli się zaprezentować nie pasujących im poglądów. Wówczas pluralizm i demokracja idą w kąt, zaczyna dominować domniemanie, pomówienie i oczywiście połajanki oraz pogróżki, jak w liście osobników z EBU. W tym lewactwo osiągnęło wielkie mistrzostwo. Jak im coś nie pasuje, to potrafią nawet demokrację nazywać… dyktaturą większości (sic!).
A czymże jest teraz rząd PiS-u, jak nie dyktaturą większości? Skoro zaś jest dyktaturą – trzeba go jak najszybciej obalić! Że obali się przy tej okazji demokrację? Ależ nic podobnego, bo nawet jak się obali większość, to co prawda zapanują rządy mniejszości, ale media typu TVN i ich papuga TVP ogłoszą przecież, że są one prawdziwie demokratyczne, a więc – rozumie się samo przez się – większościowe. Takie „logiczne” wywody, zaprezentowane również przez kierownictwo EBU, są codziennie serwowane telewidzom w godzinach największej oglądalności, a miliony to oglądają, oglądają, oglądają… Chaos w głowach odbiorców rośnie, rośnie i rośnie…
Leszek Sosnowski, dziennikarz z 40-letnim doświadczeniem, wydawca opiniotwórczego miesięcznika „Wpis”, prezes Białego Kruka.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.