Janusz Szewczak: Kraje starej Unii Europejskiej zarobiły na Polsce 1 bilion zł! UE przestaje być dla nas opłacalna.
Janusz Szewczak. Fot.: Biały Kruk
Fragment rozmowy z Januszem Szewczakiem, posłem i przewodniczącym Sejmowej Podkomisji do spraw instytucji finansowych. Całość ukazała się w aktualnym wydaniu miesięcznika Wpis:
Leszek Sosnowski, Miesięcznik Wpis: Przez ostatnie lata uświadamiano całemu polskiemu narodowi, że Unia Europejska jest dla nas zbawieniem – przede wszystkim ekonomicznym i gospodarczym, ale także światopoglądowym. Chodziło (i chodzi) o stworzenie wrażenia, iż bez Unii nie byłoby w naszym kraju nowych dróg, szkół, szpitali, zakładów pracy, odrestaurowanych zabytków itd.
Janusz Szewczak: Unia Europejska przeszła w fazę utopijną, co m.in. dowodzi prof. Krzysztof Szczerski w swojej najnowszej książce, zatytułowanej nomen omen „Utopia Europejska”. Oderwanie się od rzeczywistości osób zarządzających Unią jest coraz bardziej ewidentne. Na dodatek obecnie mamy w jej szeregach do czynienia z rodzajem spisku przeciwko Polsce i Węgrom, spisku, który ma swoją inspirację w Berlinie, a także w kręgach skrajnej lewicy europejskiej.
Powoli okazuje się, że spisek wymierzony jest także przeciwko innym, mniejszym od nas krajom.
Całkiem możliwe, ale na razie te dwa są napiętnowane szczególnie. Spisek ten został zawiązany w Komisji Europejskiej z inicjatywy Niemiec, a Francja czy Holandia w osobie Timmermansa są tylko pomagierami. Atakuje się nas głównie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nie dało się polskiego społeczeństwa przerobić na tzw. społeczeństwo otwarte (bardzo zwodnicze określenie) zgodnie z regułami i interesami George’a Sorosa, gdzie królują genderyzm i multi-kulti. Nawet po 2004 r., kiedy to Polska wstąpiła do Unii Europejskiej.
Nie dało się, ale już było blisko. Gdyby nie zwycięstwo PiS przed dwoma laty, mogło być zupełnie inaczej.
Zgadzam się z tym. Niemniej jednak okazało się, że społeczeństwa polskie i węgierskie zbyt mocno są przywiązane do wartości chrześcijańskich, do wolności, idei narodowych, tradycji.
A przede wszystkim pragną suwerenności, a nie poddaństwa.
Właśnie. Drugim powodem zawiązania spisku przeciwko Polsce i Węgrom są pieniądze. Półkolonialny system utrzymywany wobec gospodarek polskiej i węgierskiej, ale także wobec mniejszych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, choćby w sektorze bankowym czy sektorze wielkich sieci handlowych, pozwalał na łupienie i rabowanie tych narodów z dochodów podatkowych, budżetowych.
Wyjaśnijmy, na czym polega ten półkolonialny system.
Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy
Najnowsza książka Krzysztofa Szczerskiego, politologa i polityka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, a obecnie szefa gabinetu prezydenta.Wychodząc z pierwotnych koncepcji wspólnoty europejskiej, nawiązując do myśli tzw. Ojców Założycieli, autor przestrzega - zgodnie z tym, co mówił w polskim Sejmie św.
Unia Europejska była dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, pomyślana tylko jako propagandowa forma pomocy, o czym wspomniałeś, dając trafny przykład tablic przy inwestycjach z udziałem pieniędzy unijnych. W rzeczywistości ta finansowa pompa ssąco-tłocząca miała być skierowana tylko w jedną stronę. Tzn. Niemcy, Francja, Belgia, Holandia i inne kraje Europy Zachodniej miały za bezcen przejmować wartościowe elementy naszego majątku narodowego.
My w zamian mieliśmy radować się świadomością, że dzięki temu jesteśmy w końcu prawdziwymi Europejczykami…
Wielu jest do dziś oszołomionych tą świadomością. W rzeczywistości „wyprzedawczyki” z poprzednich ekip rządzących, pokroju Janusza Lewandowskiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego czy Leszka Balcerowicza, pozbywały się najwartościowszego, najbardziej dochodowego majątku narodowego. Wylicza się, że ta wyprzedaż osiągnęła gigantyczny rozmiar ok. biliona złotych. Bo pamiętajmy, że następowało przejmowanie nawet całych monopoli rynkowych, takich jak dostarczanie wody czy energii elektrycznej, sieci handlowych, rynku ubezpieczeń, rynku mediów, niemal wszystkie banki wpadły w zagraniczne ręce. Chodziło i chodzi o zyski dużych koncernów zagranicznych, głównie przecież z krajów tzw. starej Unii. Powiązane to było także z przestępczością polegającą na wyłudzeniach VAT-owskich.
Mówisz – system półkolonialny. Przedstawiciele unijni, jak i przedstawiciele naszej dawnej władzy widzą tę sprawę inaczej. Mówią, że przyjechali do nas bogaci inwestorzy i zainwestowali tu duże pieniądze, zaszczepili tu swoje myśli, technologie i innowacje – w przeciwnym razie nadal tkwilibyśmy w jakimś marazmie gospodarczo-finansowym. Tacy byli dla nas łaskawi, że w ciągu ostatnich 10 czy 11 lat wytransferowali z Polski ok. 540 mld zł w różnych walutach. Rocznie bowiem wypływa z Polski ok. 50 mld zł.
To są legalne zyski, a więc odprowadzanie dywidend, opłaty za doradztwo prawne, consulting, rebranding itd.
Powiedzmy jednak otwarcie – to są zyski nie z naszych firm, ale z firm obcych, które na naszym terenie tylko działają.
Otóż to: udostępniliśmy im teren, i to nie dziewiczy, ale uzbrojony, zagospodarowany, z infrastrukturą. Udostępniliśmy fachowe kadry, do kształcenia których państwo polskie dopłacało i dopłaca. Przykładów świadczących o tym, jak ta stara Unia zorientowana była tylko na siebie (czytaj: na Niemcy) jest bardzo wiele, a gwarantowali im to bezwolni przedstawiciele eurokratów, a więc członkowie rządu Platformy i PSL-u. Weźmy choćby niezwykle drogie autostrady wybudowane za kwotę ok. 100 mld zł; 30 proc. tych pieniędzy rozkradziono i zmarnotrawiono, a 30 proc. wróciło do starych, bogatych krajów strefy euro, bo one były głównymi inwestorami. Roboty wykonywały polskie podmioty, te jednak w większości pobankrutowały, bo nikt im nie płacił za wykonawstwo i materiały, gwarancji państwowych nie było. Koniecznie trzeba zwrócić też uwagę, że autostrady te oraz drogi szybkiego ruchu budowane były głównie na północy i zachodzie kraju, w strefie zainteresowań niemieckich. Nie szły ani na wschód, ani na południowy wschód – na Podlasie czy Lubelszczyznę, a Podkarpacie zostało praktycznie odcięte od europejskich połączeń. Dopiero teraz to się zmienia. Wielka nadzieja we wschodniej autostradzie międzynarodowej Via Carpatia – to są jednak dopiero plany.
Czyli do podanych wcześniej 540 mld wytransferowanych z Polski trzeba by doliczyć drugie tyle?
Owszem, należałoby doliczyć kolejne 500–600 mld z transferów nielegalnych. Pochodzą one nie tylko ze wspomnianych oszustw z karuzel VAT-owskich, wyliczonych na ok. 200–250 mld przez jedną z sieci audytorskich, oczywiście zagranicznych, działających w Polsce. Myślę, że gdyby to liczyła polska firma, wyszłoby więcej. Banki musiały wiedzieć o tych wyłudzeniach na wielką skalę, bo skoro na konto jakiegoś podmiotu wpływało 50 czy 100 mln z urzędu skarbowego, z tytułu zwrotu VAT-u, a 15 minut później ten podmiot przelewał całą tę kwotę na jakieś konto na Kajmanach czy w Panamie, to należało podejrzewać, że tak gigantyczne pieniądze muszą dotyczyć podobnie gigantycznej transakcji finansowej.
Czy banki są zobligowane informować o takich sytuacjach urząd skarbowy?
Tak, oczywiście. Do karuzel VAT-owskich należałoby doliczyć kolejne 200–250 mld z tytułu niepłacenia podatku CIT, czyli podatku od przedsiębiorstw. Do tej pory 60 proc. firm działających w Polsce CIT-u nie płaciło.
Jakim cudem nie płacili? Gdybym ja, jako Biały Kruk, choć raz nie zapłacił…
Nie jesteś wielkim koncernem zagranicznym, bankiem czy potężną firmą ubezpieczeniową, więc nie możesz sobie na to pozwolić. Nasze rodzime firmy ścigane były przez urzędy skarbowe bezlitośnie i obchodzono się z nimi bez żadnych skrupułów. Zagraniczne giganty natomiast unikały płacenia podatków dzięki tzw. optymalizacji podatkowej, czyli metodom prawnym umożliwiającym obejście płacenia podatków, ale też przez zwyczajne manipulacje czy tzw. kreatywną księgowość.
Przypuszczam także, że przez korupcję.
Ależ oczywiście, że tak. Do tego dochodzą też oszustwa na podatku akcyzowym od towarów objętych akcyzą, a więc na benzynie, papierosach, alkoholu. Na paliwach skala oszustw była wręcz gigantyczna; ich wartość sięgała rocznie ok. 20 mld zł. Podobnie było z hazardem. Tak więc do biliona strat z powodu wyprzedaży majątku narodowego musimy dodać kolejny bilion z tytułu transferu zysków legalnych i nielegalnych oraz oszustw i wyłudzeń. Przychodzi jednak czas rozliczeń, miejmy nadzieję, że przyjdzie także czas kar, w tym finansowych. Ostatnio duża sieć portugalska handlowo-hurtowa, Eurocash, dobrowolnie, sama z siebie, postanowiła oddać 120 mln zł podatków należnych budżetowi państwa.
(…)
Mnie się wydaje, że firmy ubezpieczeniowe przygotowały się już do oddawania tych pieniędzy, gdy na początku tego roku na olbrzymią skalę podniosły składki ubezpieczeniowe na samochody. Wygląda na to, że zabezpieczały sobie wpływy na poczet zwrotu pieniędzy zagrabionych polisolokatami.
Wystąpiły do UOKiK-u, że są w stanie dobrowolnie trochę oddać.
Trochę? Skoro Ministerstwo Sprawiedliwości tak dobrze działa i są oficjalne opracowania państwowe, które mówią, że oszukali ludzi na 50 mld zł, to dlaczego nie ma sprawy w sądzie?
Bo jest to jeszcze decyzja natury politycznej. Decyzje muszą zapaść na najwyższym szczeblu.
Przepraszam, jeśli jest przestępstwo, to decyzja ma zapadać na najwyższym szczeblu, czy po prostu ma działać prawo?
Ja też jestem zwolennikiem tezy, że nie wolno legalizować bezprawia i że tam, gdzie jest wina, tam powinna być i kara. Analogiczna sytuacja jest z tzw. frankowiczami.
Kara to jedno, ale chodzi przede wszystkim o zwrot tego, co zostało zagrabione.
Nawet z karnymi odsetkami – tak jest w normalnych relacjach biznesowych. Ale nie wszyscy, jak widać, tak sądzą. Nierozwiązany jest również problem tzw. kredytów frankowych – bo to, co proponuje pan prezydent Duda, niczego niestety nie załatwia; to jest tzw. mieszanie zimnego mleka, które nie będzie z tego powodu cieplejsze. Tu też chodzi o wielkie sumy, dużo większe niż wyliczają banki i przekazują na wiarę doradcom prezydenta.
(…)
Przytoczę tu przykład austriacki – dosłownie z ostatnich dni – jak powinno postępować państwo. Otóż tamtejsze banki zwrócą Austriakom do końca tego roku 360 mln euro, czyli ok. 1,5 mld złotych (w kraju pięć razy mniejszym od Polski). Tamtejszy Sąd Najwyższy uznał, że bankierzy wprowadzili niegodziwe oprocentowanie od kredytów. Niegodziwe, tak to określono, czyli za wysokie. Banki nad Dunajem ani słowem nie protestują, tylko przepraszają. I grzecznie zwracają. Tłumaczą się, że nastąpiła pomyłka w obliczeniach, że oni nie chcieli nikogo oszukać. Tam jakoś nikt banków się nie boi.
Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy
Niezłomny wojownik o polski Skarb Narodowy, o dynamiczny rozwój gospodarczy Polski oraz uczciwe zasady funkcjonowania banków, poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z ramienia PiS, a zarazem wybitny publicysta ekonomiczny - Janusz Szewczak - napisał książkę, która wstrząśnie wieloma Czytelnikami. Nie zdajemy sobie bowiem sprawy, jak niewielu ludzi trzyma świat w garści, jak niewyobrażalnych spekulacji dopuszczają się międzynarodowe korporacje.
Silna i skuteczna władza, silne państwo i jego instytucje, o jakich mówimy i do jakich chcemy dążyć, to takie, które nie pozwalają sobie na dominację, zastraszanie, presję czy szantaż ze strony jakiegokolwiek lobby finansowego, bez różnicy – krajowego czy zagranicznego. W Stanach Zjednoczonych jeśli bank dokonał oszustw, to płaci 8–10 mld dolarów kary na początek i jeszcze prosi, żeby dalej nie grzebać w jego papierach. W „Banksterach” pisałem o gigantycznych karach dla zagranicznych banków w USA, w tym niemieckich czy francuskich; obecnie kwota ta wynosi ok. 380 mld dol. Pomimo tego bankom tym dalej opłaca się w Stanach Zjednoczonych funkcjonować. To wprost niesamowite. W Polsce jednak te same banki pozostają bezkarne.
(…)
Faktem jest, że stanęliśmy w obliczu konfrontacji gospodarczej z najsilniejszymi, a ci okazują wobec nas bezwzględność, a nie solidarność z nami.
Moim zdaniem jest to geostrategiczne nasilenie konfrontacji zwłaszcza ze strony Niemiec, które postanowiły straszyć tych, którzy wydają im się słabi; „(…) nie możemy tak po prostu wjechać dziś do Polski czołgami”, mówi otwarcie Elmar Brok, deputowany z CDU. Albo Schulz, były kandydat na kanclerza, obwieszcza, że Polskę trzeba siłą przymusić do pewnych działań.
W podobnym tonie wypowiada się ostatnio również Merkel. Niemcy zawsze są zgodni, gdy chodzi o przyduszenie gospodarcze innych.
Bardzo się obawiam, gdy Niemcy zaczynają innych, a zwłaszcza Polskę, uczyć praworządności czy idei solidarności. Jakoś nie wykazali solidarności europejskiej wobec budowy Nord Stream II, drugiej nitki gazociągu. Nie wykazali solidarności z nami, gdy Komisja Europejska zmuszała Polskę do likwidacji naszych stoczni przy jednoczesnym dofinansowywaniu stoczni niemieckich.
I przy jednoczesnym przejęciu tych zleceń, które miały polskie stocznie.
Polska jest dziś przeszkodą w realizacji niemiecko-rosyjskich układów biznesowych. Trzeba wiedzieć, że eksport niemiecki do Rosji w pierwszej połowie 2017 r., a więc w czasie obowiązywania sankcji, wzrósł o 30 proc.! Mało tego, niemiecki biznes i niemieccy politycy rozważają wprowadzenie sankcji gospodarczych wobec USA i firm amerykańskich – nic lepszego nie mogłoby się przytrafić Rosji.
(…)
Tak samo jest z kwestią imigrantów, którzy de facto są potrzebni Niemcom czy Francuzom jako siła robocza, bo tej coraz bardziej im brakuje. Żeby jednak samemu nie uchodzić za nowoczesnych handlarzy niewolników, zarzucają innym, że się z nimi nie solidaryzują w… miłosierdziu.
Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i męczeństwo chrześcijan XXI w.
Co trzy minuty gdzieś na świecie ginie jeden chrześcijanin; nie umiera naturalną śmiercią; ginie męczeńsko za to, że nie chciał wyrzec się Pana Jezusa. Świat z tego powodu nie lamentuje, wielcy politycy nie protestują, organizacje pozarządowe tego nie zauważają. Śmierć chrześcijanina - niemal zawsze z rąk muzułmanów – nie oburza mass mediów. Co innego nieszczęścia wyznawców islamu – to powinno nas poruszać.
Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że kary i ataki ze strony UE spadają na nas przede wszystkim z powodu naszej odmowy przyjmowania migrantów ekonomicznych, bo nie chcemy zagrożeń terrorystycznych, społecznych i kulturowo-cywilizacyjnych. Choć pomagamy jak nikt inny tam na miejscu, gdzie wojna trwa i gdzie są ludzie jeszcze bardziej potrzebujący pomocy, to akurat te działania nie mieszczą się w niemieckiej koncepcji rozwiązywania tego problemu. Unijni eurokraci pomstują na nas także z innego powodu, choć ten powód raczej się przemilcza. Otóż Polska nie spieszy się z przyjęciem wspólnej waluty euro, a w zasadzie odmawia jej przyjęcia, bo okazała się ona niezwykle niebezpieczna dla narodowych gospodarek, poza niemiecką. Jest bardzo kosztowna i na pewno już w pierwszym okresie po jej zaakceptowaniu musielibyśmy wyzbyć się prawie 100 mld euro rezerw walutowych naszego Narodowego Banku Polskiego. Bank narodowy w ogóle przestałby istnieć. Największym posiadaczem euro są Niemcy, a więc znalazłszy się w strefie euro, podlega się tym samym jeszcze przemożniejszej ich dominacji. Rodzi się poza tym pytanie, co byłoby w tej sytuacji z polskim złotem. Bo choć mamy go tyle, co kot napłakał – 103 tony, to jedna z najmniejszych rezerw wśród krajów europejskich – to jednak trochę go jest. Wielka część polskiego złota w czasie II wojny światowej i po wojnie zniknęła.
(…)
Nie wiadomo, co jest dla eurokratów ważniejsze: zboczona ideologia czy ekonomiczne poddaństwo nowych członków UE? Jedno służy drugiemu.
Moim zdaniem mogą przeważyć argumenty geopolityczne i geostrategiczne. Niemcy, Francuzi czy Holendrzy obserwują kolosalne zmiany zwłaszcza w Polsce, są nimi totalnie zaskoczeni i czują skalę konkurencji. Będą tę konkurencję wszędzie wycinać, ponieważ jest to już realne zagrożenie dla ich kolosalnych zysków. Chciwość rządzi tymi krajami, ciągle im mało.
To prawda. Obowiązujące koncepcje ekonomiczne zakładają permanentny wzrost przychodów, nawet w krajach już bardzo bogatych. Niczym nie wolno hamować, nawet na chwilę, nieustannego kumulowania zysków.
A poza tym Polska jest dla Niemców pewną zaporą w interesach z Rosją, a one się poprawiają mimo sankcji. Na dodatek teraz Polacy mogą zażądać reparacji wojennych… Stąd wyjątkowo
ostre i brutalne ataki na rząd, na Kościół i środowiska patriotyczne, które w Polsce są prowadzone obecnie już nie tylko piórami medialnych siepaczy. Media w Niemczech odsłoniły przyłbicę i co zobaczyliśmy – zawistne i chciwe twarze. Straszą nas nawet usunięciem z Unii.
Straszą, ale ostatnią rzeczą, jaką eurokraci chcieliby naprawdę zrobić, byłoby usunięcie nas z UE. Gdyby po Wielkiej Brytanii wyszła z Unii jeszcze Polska, 40-milionowy kraj, wielki rynek, to czym byłaby ta Unia? Wróciliby do początku, tylko zamiast zdrowych zasad i wartości chrześcijańskich staliby na chorych fundamentach genderyzmu.
Ja widzę Unię chylącą się ku upadkowi. Nie tylko z powodu demoralizacji europejskich elit, ich bezmyślności, bezkarności, postaw antychrześcijańskich. W przypadku Wielkiej Brytanii Unia też twierdziła: jak wam się nie podoba, możecie wyjść. Nie pomyśleli tylko, że ten ich szantaż może się zrealizować. A się zrealizował. Nie wiadomo jeszcze, jak zakończy się Brexit. Moim zdaniem Brytyjczycy wściekną się w pewnym momencie i żadnych 40 czy 60 mld euro Brukseli oddawać nie będą. Postawią twarde, zaporowe warunki i odwrócą swój sojusz gospodarczy w kierunku USA, a prawdopodobnie także Polski. My zaś musimy sobie postawić pytanie, czy Unia naprawdę nam się opłaca, a jeśli tak, to jak długo jeszcze? Jeśli Unia się nie zmieni, nie powróci do koncepcji Europy ojczyzn, to runie. Są mądrzy ludzie w Europie, także w Polsce, którzy to widzą, jednak na razie się ich tępi. Trzeba się zatem dobrze pilnować, aby gruzy Unii nas nie przywaliły, aby nie było tak jak po II wojnie światowej, której sprawca, choć obrócił w ruinę tyle krajów, w tym Polskę, wyszedł z gruzowiska najbogatszy.
Jest to fragment rozmowy. Całość ukazała się w aktualnym wydaniu Miesięcznika Wpis.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.