Prorocze słowa kardynałów Wojtyły i Ratzingera

Prorocze słowa kardynałów Wojtyły i Ratzingera

Kard. Karol Wojtyła podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych w 1976 r., pytany o ocenę naszych czasów powiedział, że Stoimy dzisiaj w obliczu największego w historii konfliktu, ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a anty-Ewangelią. Dodał wówczas, iż konfrontacja ta leży w planach Bożej Opatrzności. Jest to próba nie tylko dla naszego narodu i dla Kościoła, ale jest to w pewnym sensie próba dotycząca dwóch tysięcy lat kultury i chrześcijańskiej cywilizacji, ze wszystkimi konsekwencjami dla ludzkiej godności, indywidualnych praw i praw narodów.

Te prorocze słowa wkrótce świętego Papieża, proroka naszych czasów, należy przyjąć z całą powagą. Konfrontując je z trzecią tajemnicą fatimską, można potwierdzić, że zapowiedziane czasy niespotykanego dotąd ataku na Boga – właśnie nadeszły. Kiedy bowiem spojrzymy na szalejącą w świecie walkę z Dekalogiem, kiedy ocenimy erozję wiary w samym Kościele, wówczas zrozumiemy lepiej papieskie ostrzeżenie o aktualności orędzia z Fatimy, o zagrożeniu narodów i ludzkości na miarę apokaliptyczną. Warto zapamiętać, że te ostatnie słowa wypowiedział Jan Paweł II 13 maja 1982 r. w Fatimie, czyli w miejscu, w którym padły z ust Matki Bożej poważne ostrzeżenia dotyczące przyszłości świata i Kościoła.

Papież-Polak przywołując to ostrzeżenie, mógł znać wcześniej treść trzeciej tajemnicy fatimskiej, ale pojął ją dokładnie dopiero po zamachu na swoje życie. W wizji ubranego na biało papieża zdążającego w kierunku krzyża na górze, idącego w trudzie przez zrujnowane miasto, mijającego martwe ciała (dosłownie: trupy), wreszcie padającego pod strzałami z broni palnej – dostrzegł samego siebie.

Oznacza to, że zapowiedź prześladowań Kościoła, oddziaływania zła na ogromną skalę, zła o niemal apokaliptycznym wymiarze, spełnia się w naszych czasach. Jest to zgodne z tym, co mówiła siostra Łucja – najstarsza z widzących fatimskich dzieci, która zmarła w 2005 r. w wieku 93 lat – że poświęcenie Rosji i świata Niepokalanemu Sercu Maryi, aby ustąpiły błędy Rosji (o co prosiła Maryja w Fatimie) – dokonało się zbyt późno.

„Błędy Rosji” (czytaj: komunistycznego ateizmu) zdążyły rozlać się po świecie, stąd w wieku XX zdolność czynienia sobie ziemi poddaną wyraziła się z taką samą siłą, jak dziedzictwo grzechu – wolność łamania Bożych przykazań i zaprzeczanie Jego istnieniu. Ludzie żyją tak, jakby Bóg nie istniał, jakby nie istniał ten krzyż na Golgocie, w którym śmierć i życie zwarły się ze sobą w walce, aby objawiła się miłość potężniejsza od śmierci i chwała Boża, którą jest człowiek żyjący – powiedział Jan Paweł II, będąc w Fatimie w 1991 r. Mówił dalej, że w dzisiejszych czasach wartości Ewangelii są odrzucane z jeszcze większą siłą niż dawniej i z początkiem trzeciego tysiąclecia dojdzie do nasilenia konfrontacji między „hufcami” zła a „zastępami” dobra.

Nikt myślący nie może zaprzeczyć, że obecnie przechodzi przez świat lewicowa fala antychrześcijańskiej, neomarksistowskiej rewolucji. Inspirowana i kontrolowana przez masonerię, prowadzi regularną „Wojnę z Kościołem”. Taki właśnie tytuł dał swojej książce ks. prof. Czesław Bartnik, jeden z najwybitniejszych żyjących teologów w naszym kraju. Jego diagnoza jest porażająca: są środowiska zarówno w Polsce, jak i na świecie, które walczą z Kościołem po to, żeby Kościół zniszczyć ostatecznie. Zniszczyć jego misję, jego przesłanie, jego dziedzictwo, jego instytucje, jego organizacje, a także jego ludzi, czyli wspólnotę osób wierzących. Zniszczyć duchowo, moralnie, medialnie, intelektualnie, a także fizycznie; w ramach prawa lub poza prawem, jawnie lub skrycie. Jak pisze ks. prof. Czesław Bartnik, liberałowie systemowi, sekularyści i ateiści atakują papiestwo, biskupów, księży, zakonników, prawo kościelne, etykę katolicką, tradycję i kulturę, a także pedagogię kościelną, działalność charytatywną i społeczną, słowem – wszelkie formy obecności Kościoła w świecie i historii. Posługują się fałszowaniem historii Kościoła, inspirowaniem i przesycaniem swoimi ideami konstytucji oraz kodeksów cywilnych oraz karnych. Deprawują dzieci i młodzież przez propagowanie pornografii, seksualizmu, hedonizmu, relatywizmu, narkotyków, alkoholizmu, przez zniesienie samowychowania i samodyscypliny. Pomocą służą im odpowiednio ustawione, uzależnione od nich (także finansowo) media.

W „Wojnie z Kościołem” ks. prof. Czesław Bartnik ukazuje ponadto perwersyjną strategię tzw. lewicowo-liberalnych katolików, którzy afiszują się swoim katolicyzmem, a jednocześnie uderzają w podstawy tożsamości i nauczania Kościoła, promując in vitro czy aborcję, atakując patriotycznych biskupów, pisząc na nich donosy do Watykanu. Ksiądz profesor nie waha się stwierdzić, że …ludzie przyjmujący pełny liberalizm nie są integralnymi katolikami. Często ich postawa kompromisu wobec błędu i zła jest zdradą.

Walka z Kościołem katolickim, czy szerzej z chrześcijaństwem, toczy się w sposób szczególny w Unii Europejskiej. Bruksela narzuca agresywną politykę dechrystianizacji i demoralizacji każdemu z krajów członkowskich. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, odpowiedzi jest kilka. Jak zauważa ks. prof. Czesław Bartnik, część inteligencji, najogólniej mówiąc, patrzy na Kościół socjologicznie. Traktuje go jak jakieś stowarzyszenie, związek, ugrupowanie, nieomal partię. Może nie o wyraźnym profilu politycznym, a o programie bardziej społecznym. Tymczasem ta sfera czysto empiryczna i doczesna to tylko jakby zewnętrzna szata Kościoła, a wewnątrz jest rzeczywistość mistyczna, nadprzyrodzona. Kto tego nie uwzględnia, popełnia błąd myślowy.

Inni traktują Kościół jako element folkloru, zbiór swoistych obyczajów i zwyczajów świątecznych. Nawet chrzty czy śluby są przez niektórych rozumiane w ten sposób, a nie jako zjawiska sakramentalne, kościelne. Dla nich Kościół to twór ludzki, do którego człowiek może należeć bądź nie. Ponadto pod wpływem liberalizmu szerzy się mniemanie, że Kościół to sfera indywidualna, prywatna poszczególnych ludzi, coś jakby osobiste hobby. Stąd przekonanie, że i do jego doktryny można podejść indywidualnie. Taki ktoś uznający się za katolika, potrafi powiedzieć z rozbrajającą ignorancją: a mnie się wydaje, że czyśćca to nie ma. Często też przynależność do Kościoła traktowana bywa jako swoista ubezpieczalnia duchowa, na zasadzie: a co mi szkodzi, a nuż coś w tym jest.

Są jednak środowiska, dla których Kościół katolicki jest śmiertelnym wrogiem. To światowa masoneria. Aby osiągnąć swój ostateczny cel, masoni dążą do zmarginalizowania społeczności chrześcijańskiej przez intelektualne i moralne psucie młodzieży, poczynając od najmłodszych dzieci. Z jednej strony wpaja się im gnostycko-kabalistyczne przekonania (tajną wiedzę) zawarte w bajkach, grach, powieściach, filmach i w całej „owsiakowej” pop-kulturze, z drugiej strony – poprzez systematyczne psucie obyczajów i uczenie niemoralności, chce się ich spętać i zniewolonych przyprowadzić do tronu Szatana.

Jakby tego było za mało, jesteśmy również świadkami rozpoczętej, dyskretnie kontrolowanej wojny religijnej między Wschodem a Zachodem, między wojującym islamem a chrześcijaństwem. Dowodem na to są niezliczeni męczennicy, ich liczby idą w miliony. Do tego dochodzą podpalania kościołów, bezkarne bluźnierstwa i szyderstwa z katolickich świętości.

Dlatego należałoby napisać, że jesteśmy świadkami nie tylko spełniania się proroczych zapowiedzi Jana Pawła II, ale także nieznanych szerzej myśli jego następcy, papieża seniora Benedykta XVI. Chodzi o lata dość odległe w czasie, w których, gdyby ktoś powiedział przenikliwemu teologowi bawarskiemu, że zostanie papieżem, uznałby to zapewne za żart.

Tymczasem 24 grudnia 1969 r. na zakończenie cyklu wykładów radiowych w rozgłośni Hessischer Rundfunk ks. prof. Joseph Ratzinger wypowiedział słowa, z których wagi prawdopodobnie nie zdawał sobie wówczas jeszcze do końca sprawy: Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych, utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą, a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tę małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali.

Słowa ks. Josepha Ratzingera, papieża seniora Benedykta XVI, choć wypowiedziane w całkowicie innej sytuacji historycznej, nabierają prorockiego wymiaru w kontekście jego niespodziewanej rezygnacji z urzędu Następcy św. Piotra, oraz wyboru papieża, który przybrał imię ubogiego świętego z Asyżu. Faktycznie, doczekaliśmy czasów, gdy kwestionowane są nie tylko zasady wiary chrześcijańskiej, ale nawet podstawowe prawa natury, co ma nieraz miejsce także na katolickich uczelniach. Czyż pierwsze działania papieża Franciszka w myśl słów Chrystusa, które Biedaczyna z Asyżu usłyszał na początku swojej misji: Franciszku, czy nie widzisz, że mój dom jest w ruinie? Idź i odbuduj go dla Mnie – czyż te działania nie zwiastują czekającego nas przełomu? Tę ruinę należy bowiem rozumieć nie całkiem dosłownie, jako stos gruzu (Franciszek z Asyżu też początkowo myślał, że tajemniczy głos nakłania go po prostu do odbudowania kościoła św. Damiana…), ale jako gruzowisko idei, praw, obyczajów, które trzeba jak najszybciej odbudować.

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.