Były adwokat satanista i ocalony z Kozielska stali się Bożymi szaleńcami
Boży szaleniec, który w Pompejach wzniósł różańcowe sanktuarium, to postać mało znana w Polsce. Bartolo Longo (1841-1926), bo o nim mowa, był z zawodu adwokatem, ale na studiach utracił wiarę, a nawet przez półtora roku uprawiał czynnie satanizm. Po nawróceniu stał się wielkim społecznikiem i miłośnikiem różańca. Beatyfikował go Jan Paweł II 26 października 1980 r. Papież nazwał go wtedy „wzorem dla współczesnych świeckich katolików”.
Po nawróceniu Bartolo Longo w 1872 r. przybył do Valle, małej miejscowości położonej w pobliżu starożytnych Pompejów. To, co zobaczył, wzburzyło go do głębi: w całym regionie znajdowała się jedynie nieduża kapliczka, obsługiwana przez dojeżdżającego kapłana. Większość katolików nie praktykowała. Ludzie wierzyli w czary, tkwili w zabobonach. Byli biedni, a od nędzy jakby postradali rozum. Longo usłyszał wtedy: „Jeżeli szukasz zbawienia, ucz wszystkich różańca. To jest obietnica Maryi”.
Nowe Pompeje
Bartolo Longo postanowił więc zająć się mieszkańcami Doliny Pompejańskiej. Wielu nie znało tam nawet „Zdrowaś Maryjo”. Chodził więc od chaty do chaty ucząc ich modlitwy i rozdawał różańce. Założył bractwo różańcowe. Do ubogiego miejscowego kościółka przywiózł z Neapolu obraz Matki Bożej. Nie było to wybitne dzieło artystyczne. Twarz Madonny nie była na nim zbyt ładna, podobnie jak oblicza św. Dominika i św. Róży, a ramę zniszczyły szkodniki. Obraz jednak odnowiono, a w miejsce twarzy św. Róży kazał Longo wymalować podobiznę św. Katarzyny Sieneńskiej. Zdążono w sam raz na 15 lutego 1876 r. – na uroczystość kanonicznego założenia bractwa. W ciągu miesiąca, jak głoszą kroniki, zdarzyło się przed tym obrazem osiem cudownych uzdrowień. W 1890 r. papież Leon XIII uznał je cuda za przyczyną Matki Bożej Pompejańskiej. Rok później konsekrowano w Nowych Pompejach ogromną bazylikę Pani Różańcowej.
Z biegiem lat powstały wokół świątyni rozliczne instytucje charytatywne i wychowawcze: sierocińce, przytułki, szkoły z warsztatami i internatami, a także drukarnie, fabryki i szwalnie, stacja kolejowa, szpital, obserwatorium meteorologiczne i geodynamiczne. Bartolo Longo założył też czasopisma „Różaniec” i „Nowe Pompeje”. Jego życie związało się na zawsze z Doliną Pompejańską. Pracował wiernie przy sanktuarium do 85. roku życia. Został pochowany w krypcie pod ukochanym obrazem Matki Bożej, której zawierzył i oddał wszystko.
Bartolo Longo znany jest z tzw. nowenny pompejańskiej, odmawianej przez 54 dni. Każdego dnia odmawia się trzy części różańca (można też odmawiać cztery, dołączając tajemnice światła). Przez pierwsze 27 dni odmawia się część błagalną, a następnie część dziękczynną. Każdą część różańca kończy się specjalną modlitwą, a całość trzykrotnym wezwaniem „Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!”. O niezwykłych łaskach, których doznały osoby odmawiające nowennę pompejańską, można przeczytać w kwartalniku „Królowa Różańca Świętego”.
Cudem ocalony z Kozielska
Nowenna pompejańska powoli zdobywa świat, coraz bardziej znane stają się także Oblężenia Jerycha czy Nieustanny Różaniec. Pomysłodawcą ich był inny szaleniec Niepokalanej, wielki czciciel Matki Bożej Fatimskiej, Anatol Kaszczuk (1912-2005). Początkowo zakładał w naszym kraju stowarzyszenie Legion Maryi, a następnie – pod natchnieniem Ducha Świętego – propagował siedmiodniową modlitwę różańcową zwaną Jerycho. Było to nawiązanie do tego, że Izraelici przez 7 dni obchodzili Jerycho z Arką Przymierza, aż runęły mury wrogiej twierdzy. Anatol modlił się w zjednoczeniu z Maryją-Arką Przymierza w różnych intencjach, wierząc, że zostanie obalona twierdza szatana.
Był przekonany, że Polskę i świat można uratować odmawiając różaniec. Dzięki Radiu Maryja jego głos rozpoznawany był przez tysiące ludzi w Polsce. Poznałem go na Krzeptówkach u ks. Mirosława Drozdka. Starszy, skromny mężczyzna, z niezwykle bogatym życiorysem. Był wobec siebie bardzo surowy, o czym świadczyły na rękach metalowe kajdany, które nosił jako „niewolnik” Maryi. Urodził się w 1912 r. w polskiej rodzinie na Syberii. Jego ojciec, uciekając przed rewolucją bolszewicką, przywędrował z rodziną do Polski. Zamieszkali w Nowoświęcianach na Białorusi. Anatol studiował na SGGW w Warszawie, a w czasie II wojny światowej w randze oficera rezerwy brał udział w walkach obronnych. Następnie trafił do niewoli rosyjskiej, do obozu zagłady w Kozielsku. Był jednym z nielicznych cudem ocalonych. Anatol Kaszczuk nie krył się w obozie ze swą pobożnością. Został zauważony i wezwany na rozmowę, której stawką było życie. Nie tylko niczemu nie zaprzeczył, ale jeszcze próbował przekonać sowieckiego oficera, któremu tak to zaimponowało, że pomógł mu ujść z obozu.
Cudownie uratowany przez Matkę Bożą – był o tym przekonany – postanowił poświęcić Jej resztę swego życia. Wraz z innymi ocalałymi oficerami polskimi trafił z Kozielska do armii Andersa. Przeszedł z nią Bliski Wschód. Gdy zaproponowano polskim żołnierzom przeniesienie do lotnictwa, zgłosił się od razu. Wyjechał do Anglii, a potem na szkolenie na nawigatora do Kanady. Tam usłyszał o objawieniach fatimskich, ale dopiero w Szkocji zdobył książkę na ich temat. Zrozumiał, że w 1917 r. Matka Boża przyszła powiedzieć, co należy czynić, aby nie było wojny. Niedługo potem otrzymał Cudowny Medalik i odkrył „Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Grignon de Montfort. Po przestudiowaniu „Traktatu” dokonał aktu ofiarowania się Maryi i stał się Jej niewolnikiem. Zaczął gorliwie odmawiać różaniec, nauczył się medytacji maryjnych tajemnic.
Wówczas też nastąpiło odkrycie nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Matka Boża zapraszała w nich, aby towarzyszyć Jej rozmyślając przez 15 minut o tajemnicach różańcowych. Pomyślał: „To ja tu się kłopoczę, szukam rozmaitych książek o medytacji, a przecież Matka Boża może mnie nauczyć. Ona jest obecna w czasie pierwszosobotniego rozważania, jeśli prosi o dotrzymanie Jej towarzystwa”! Pozostał wierny tej praktyce do końca swego życia. Każda pierwsza sobota miesiąca była dla niego szczególnym spotkaniem z Matką Najświętszą. Czasem otrzymywał natchnienia na następny miesiąc. To nabożeństwo nazywał „Szkołą Maryi”.
Będąc w 1946 r. w Irlandii, wstąpił do zakonu ojców Dominikanów w Cork, słynącego z gorliwości tamtejszych zakonników. Kiedy jednego dnia nowicjusze dostali jako lekturę „Podręcznik Legionu Maryi”, Anatol otrzymał nadprzyrodzone światło: poczuł się powołany, aby apostołować pod sztandarem Matki Bożej. Od tej pory nie opuszczała go myśl o przeszczepieniu Legionu Maryi do Polski. Opuścił więc zakon i w pieszej pielgrzymce przez Irlandię udał się do Dublina, gdzie znajdowała się siedziba tego stowarzyszenia ludzi świeckich. Od czerwca do grudnia 1947 r. otrzymał tam formację i poznał Franka Duffa, założyciela Legionu Maryi, z którym pracował do 1948 r. Na jego polecenie powrócił do Polski, by założyć to stowarzyszenie w naszej ojczyźnie. Zamieszkał w Lublinie, gdzie poznał mistyczkę Barbarę Kloss, której Matka Najświętsza dyktowała w pierwsze soboty rozmyślania różańcowe. Była jego opiekunką duchową od lutego 1949 r. do lutego 1981 r.
Wracając do ojczyzny zdawał sobie sprawę, jaki los może spotkać oficera Polskich Sił Zbrojnych w Anglii, więźnia Kozielska, ze strony UB. 6 stycznia 1948 r. jego statek zawinął do Gdyni. Wkrótce został zatrzymany, przesłuchiwano go w złowrogim pałacu Mostowskich w Warszawie, straszono więzieniem. Jednak Maryja otoczyła swego „niewolnika” cudowną opieką: nigdy nie był nawet aresztowany.
Przez jakiś czas mieszkał w Katowicach, ucząc fizyki i języka angielskiego w Niższym Seminarium Duchownym św. Jacka. Ostrzegano go, aby zaniechał krzewienia Legionu Maryi. W odpowiedzi odmawiał po dziewięć różańców dziennie i zakładał kolejne prezydia: w Ostródzie, Olsztynie, Lublinie, Warszawie, Katowicach. Legioniści zajmowali się głównie przygotowaniem Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kiedy komuniści zlikwidowali Legion Maryi, Anatol nadal apostołował głosząc orędzie Matki Bożej z Fatimy. Było wiele niezwykłych nawróceń, łask, ale i przeciwności.
Kiedy zamieszkał na Warmii, żył dosłownie w cieniu Gietrzwałdu – miejsca objawienia się Matki Bożej Różańcowej dwóm dziewczynkom, do których mówiła po polsku; w tym roku przypada 140. rocznica tamtych wydarzeń. W „umiłowanym Gietrzwałdzie” zawsze otrzymywał od Maryi to, o co prosił. Wielokrotnie doświadczył mocy różańca. Przekonywał: „My prosimy, a Bóg nam wszystko daje”.
Kocham – służę
W latach 1960-1980 Anatol Kaszczuk przemierzał Polskę i mówił o Fatimie. Sam przygotowywał afisze z żądaniami Matki Bożej i rozwoził je po Polsce. Po wyborze Jana Pawła II na Stolicę Apostolską, rozpoczął 8 grudnia 1978 r., w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, organizowanie słynnych Jerych różańcowych w polskich sanktuariach i parafiach, począwszy od Jasnej Góry. Tego dnia otrzymał natchnienie: „Żeby zburzyć wszystkie przeszkody zagradzające drogę Papieża Polaka z Rzymu do Ojczyzny, otworzyć dla Niego bramy komunistycznego państwa, należy zorganizować siedmiodniowy Kongres Różańcowy na Jasnej Górze”. Tak zrodziła się idea tzw. Oblężenia Jerycha.
Odtąd wszystkim papieskim podróżom apostolskim towarzyszyła jego nieprzerwana modlitwa różańcowa. Papież potrzebował stałego wsparcia, prosił o nie, dlatego Anatol rozpoczął zakładanie grup Nieustannego Różańca. Poszczególne osoby wybierały sobie jedną godzinę w tygodniu, w której zobowiązywały się do modlitwy. W ten sposób dzień i noc bez przerwy był odmawiany różaniec. Bardziej wymagające sił i wytrwałości było „Oblężenie Jerycha”. Taka wielodobowa modlitwa odbyła się m.in. od 1 do 7 maja 1979 r. Piętrzące się trudności zostały przełamane i Jan Paweł II miesiąc później po raz pierwszy przybył jako pielgrzym do Polski. Od tego czasu wszystkim jego podróżom apostolskim towarzyszyła nieprzerwanie modlitwa różańcowa – najpierw na Jasnej Górze, potem w Warszawie, Zamościu i innych miastach, a następnie na całym świecie.
W trakcie jednego ze spotkań Anatol prosił Jana Pawła II o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego; razem z innymi modlił się żarliwie za Polskę i rządzących. Skuteczność tej modlitwy była nadzwyczajna, szczególnie po zamachu na Ojca Świętego i gdy walczył on z późniejszymi groźnymi powikłaniami. Podobnie też było na początku 1984 r., kiedy wydawało się, że we Włoszech wybuchnie wkrótce rewolucja komunistyczna, czy gdy wypraszano łaskę ofiarowania świata Niepokalanemu Sercu Maryi, modlono się w intencji ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego, błagano w sprawach Ojczyzny.
Anatol Kaszczuk czekał na tryumf Niepokalanego Serca Maryi w duchu orędzia fatimskiego. Modlił się, by to największe zwycięstwo dokonało się dzięki Polakom. Widział jego pierwsze zwiastuny, upatrywał go za najbliższym zakrętem dziejów. Słynne jest jego powiedzenie: „Z Matka Bożą się nie dyskutuje”. Uważał, że można Jej tylko słuchać i z radością czynić to, czego pragnie Królowa. Osoby słabej wiary i nie mające ugruntowanego nabożeństwa do Matki Bożej, nie były w stanie tego zrozumieć.
Jednymi z ostatnich słów, jakie napisał, były: „Różańcowe Oblężenia Jerycha mają się powiększać w liczbie. Ma trwać nieustanny ‚bój duchowy’, nieustanne błaganie. Mamy podany sposób walki z mocami ciemności, z zapewnionym zwycięstwem... Mamy zawsze Zwycięską Królową Różańcową, Królową Polski, mamy Jej rozkaz. Braliśmy udział w wielkich bojach, udział w wielkich zwycięstwach. Biada nam, gdybyśmy zaprzestali walczyć”.
„Kocham – służę” – tak zwykle zaczynał każdy swój przekaz listowny Anatol Kaszczuk. Te dwa słowa odzwierciedlały całe Jego życie. Pragnął opleść cały świat, Europę, a w szczególności swą Ojczyznę modlitwą różańcową, powołując się na obietnicę Matki Bożej, że zwycięstwo przychodzi przez różaniec.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.