Prezydent Chorwacji: „Chciałabym, aby Polska była liderem”. Europa murem za Polską.
Szefowie takich krajów jak Węgry, Rumunia, Czechy, Chorwacja czy Słowacja wyrażają wsparcie dla Polski. To, że Niemcy się obrazili nie oznacza, że Polska jest sama.
Przeciętny czytelnik „Gazety Wyborczej”, tzw. leming, powie dziś, że PiS znów zgotował nam obciach na arenie międzynarodowej, a Polak powinien się wstydzić za Kaczora. No i ten w końcu się doigrał! Unia nas skarciła, Niemcy już nas nie lubią i w ogóle może nas wykluczą z Eurowizji! Słowem: jesteśmy sami, no, może jedynie Węgrzy się nad nami zlitują, ale wiadomo, przecież tam też rządzą faszyści.
I patrząc na histerię salonu, można odnieść wrażenie, że Polska faktycznie została całkiem wyizolowana na parkiecie gier dyplomatycznych.
Ale nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie, Polska nareszcie realizuje własną i konsekwentną politykę zagraniczną opartą na idei Międzymorza, czyli sojuszu państw między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym (stąd też funkcjonuje nazwa grupy „ABC” stosowana przez prezydenta Andrzeja Dudę). Ta wspólnota krajów obejmuje Estonię, Łotwę, Litwę, Czechy, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Słowację, Słowenię, Chorwację oraz Polskę. Jest to klin ciągnący się od północy aż po południe mający stworzyć przeciwwagę dla imperialnych zakus naszych wschodnich i zachodnich sąsiadów, a więc Rosji i Niemiec. Zaś rola lidera w tej grupie państw przypada właśnie Polsce, jako krajowi największemu i najsilniejszemu zarówno gospodarczo, jak i militarnie, krajowi, z którym nie można się nie liczyć.
Promotorem tej idei już od pół roku jest obóz prezydencki, z samym Andrzejem Dudą oraz jego ministrem spraw zagranicznych Krzysztofem Szczerskim na czele. Pierwsze miesiące urzędowania prezydent poświęcił właśnie na budowę sojuszu Międzymorza z wiodącą rolą Polski. Dlatego ze swą pierwszą wizytą zagraniczną Andrzej Duda udał się do Tallinna, dlatego też spotkał się już z szefami każdego z wymienionych wyżej państw, był w Rumunii, gdzie został współgospodarzem spotkania wschodniej flanki NATO.
Krytycy stwierdzą, że rola przywódcy regionu dla Polski to marzenia prawicowego publicysty bez oparcia w faktach. Ale to nieprawda. Fakty są, media jednak wolą o nich nie informować. Dlatego chciałbym przedstawić kilka wypowiedzi najważniejszych europejskich polityków, wypowiedzi, których Państwo z pewnością nie słyszeli.
Jak wiadomo, kilka miesięcy temu prezydent Andrzej Duda wziął udział w szczycie ONZ w Nowym Jorku. Oprócz samych przemówień przed Zgromadzeniem Ogólnym działo się tam jeszcze mnóstwo rzeczy, o których mało kto mówił. Przy nowojorskiej Lexington Avenue w Grand Hyatt Hotel odbył się przykładowo szczyt krajów „ABC”, w którym uczestniczyły głowy państw – albo w niektórych przypadkach ministrowie spraw zagranicznych – tej grupy. Mówiąc inaczej, na miejscu było kilku prezydentów i premierów istotnych państw europejskich – w tym także Andrzej Duda. A czy widzieli Państwo relację z tego wydarzenia? Z pewnością nie. Byłem jedynym polskim korespondentem, który się zainteresował tym wydarzeniem i potem zdał relację na łamach „Wpisu”.
A tam szefowie 10 państw kluczowego dla nas regionu dyskutowali, jak się uniezależnić w sprawach energetycznych od Rosji, jak wspólnie rozbudować infrastrukturę i lepiej połączyć nasze kraje, aby stać się konkurencyjnymi wobec Niemiec, albo jak jednym głosem upominać się o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi (obecny był również przedstawiciel amerykańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych).
Po spotkaniu zaś miałem okazję przeprowadzić rozmowę z prezydent Chorwacji, Kolindą Grabar-Kitarović. Zapytałem ją wprost o rolę Polski w regionie. Pani prezydent odpowiedziała: „Polska jako największe państwo tej grupy jest tu bardzo ważna. Myślę, że Polska może odgrywać tu rolę lidera, chciałabym nawet, aby tak się stało. Prezydent Andrzej Duda już wielokrotnie podkreślał, że jest do tego gotowy i chętny podjąć tego typu współpracę”.
I dalej prezydent Kolinda Grabar-Kitarović powiedziała tak: „Wiem, że wasz prezydent Andrzej Duda jest zainteresowany pomysłem połączenia tych dwóch stron Europy, czyli właśnie północy i południa, bo dzielimy wspólne interesy. Nie ograniczymy się jednak tylko do tego. Bardzo istotna jest także kwestia bezpieczeństwa, mam tu na myśli przede wszystkim energetykę, w której musimy walczyć o niezależność, ale także transport czy infrastrukturę. Zresztą inwestując w te obszary, będziemy równocześnie napędzać nasze gospodarki. Tak więc możemy połączyć nasze kraje na różne sposoby, także w kwestii politycznego przywództwa”.
Polska jako lider, motor gospodarki regionu, partner w rozwoju i polityczny przywódca – to nie mrzonki. A w międzyczasie w Chorwacji odbyły się wybory parlamentarne (prezydent się nie zmienił) i władzę musiała oddać dotychczas rządząca partia socjaldemokratyczna. Wygrała partia chadecka HDZ i utworzyła koalicję z partią Most, której przewodniczący, Božo Petrov, jest – jakby to ujęła prasa lewicowa – „politykiem arcykatolickim”. W kuluarach mówi się nawet, że ordynariusz Sisaku, chorwacki bp Vlado Košić, był mediatorem i architektem tej koalicji. Ot, kolejny ciemnogród na mapie Europy?
To nie koniec przykładów, w Rumunii jest podobnie. „Rumunia traktuje Polskę jako swego największego brata. Polska odgrywa kluczową rolę w tej części Europy, jest przecież największym i najmocniejszym krajem. Polska jest liderem krajów środkowo-wschodnioeuropejskich” – mówi poseł bukaresztańskiego parlamentu Gerwazy Longher o percepcji Polski przez rumuńską elitę polityczną. Rozmawiałem z nim podczas wizyty naszego prezydenta w Bukareszcie, gdzie ponownie spotkały się państwa Międzymorza, podpisując wspólną deklarację o „sojuszniczej solidarności oraz wspólnej odpowiedzialności”. W niej przywódcy państw zobowiązali się wobec idei Międzymorza. „W naszym obecnym otoczeniu pełnym wyzwań nasze państwa mają zwiększoną odpowiedzialność, aby zapewnić pokój, stabilność oraz dobrobyt w obszarze między Bałtykiem a Morzem Czarnym”.
Potwierdza to prezydent Rumunii Klaus Iohannis, mówiąc: „Chodzi nam o kraje, które znajdują się między trzema morzami – Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Ten obszar jest bardzo ważny, natomiast kraje wokół Morza Czarnego po okupacji Krymu przez Rosję zyskały w tym układzie jakby nową pozycję. Nie dziwi też, że kraje wokół Morza Bałtyckiego czują się zagrożone – należy tam zwiększyć bezpieczeństwo. Geopolityczne znaczenie naszego regionu nie zmniejsza się, a wręcz przeciwnie, wciąż rośnie”.
Siłą i mądrością obozu Andrzeja Dudy jest to, że rolę lidera rozumie jako primus inter pares (pierwszy wśród równych sobie), a nie jako dominację czy hegemonię, jak na przykład Niemcy lub Rosjanie. To pozwala spoić rejon wokół siebie i nawiązuje do szlachetnej tradycji Rzeczypospolitej.
Wypowiedzi w podobnym tonie można znaleźć podczas każdej jego wizyty w państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Wystarczy zapytać, a niekiedy nawet trzeba tylko posłuchać i spełniając swoją misję dziennikarską, przekazać to dalej. Podczas spotkania w Balatonfüred na przykład prezydent Słowacji Andrej Kiska obiecał pełne wsparcie dla Polski w zmaganiach z krajami tzw. „starej” Unii, które ostatnio znów szukają zbliżenia do Rosji, a prezydent Czech Miloš Zeman pochwalił Polskę ze walkę o swój węgiel wskazując, że interesy Niemiec niekoniecznie muszą być zawsze zbieżne z interesami innych krajów.
Owszem, Berlin i Bruksela być może się obrazili na Polskę, gdyż nowy rząd nie chce dalej tańczyć tak, jak mu zagrają, a prezydent buduje samodzielną i silną politykę zagraniczną w regionie. Ale Niemcy to nie cała Unia, to zaledwie jeden z jej 28 krajów członkowskich. Tymczasem Polska wyrasta na lidera koalicji państw Międzymorza, całego wielkiego regionu liczącego łącznie ponad 100 milionów obywateli, czyli 20% mieszkańców całej Unii Europejskiej, oraz reprezentującego jedną trzecią jej państw członkowskich.
Adam Sosnowski
Autor jest publicystą miesięcznika „Wpis”, którego najnowszy numer właśnie się ukazał.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.