„Na wschodzie trzeba przywrócić porządek i prawo,” uważa Krzysztof Szczerski.
Czy światu grozi nowa zimna wojna? Czy może, niepostrzeżenie dla większość społeczeństwa, już w niej tkwimy? Czy Rosja zatrzyma się na Ukrainie, czy może jednak będzie dążyć do tego, aby konsekwentnie odbudować swoją starą, sowiecką strefę wpływów? Co może zrobić i co zrobi w tej układance Polska? Czy wyśle wojska na Ukrainę?
To są ważna pytania. Od ich odpowiedzi może zależeć, czy kolejne pokolenie naszych dzieci w szkołach będzie się uczyło języka angielskiego czy - znów rosyjskiego. Równocześnie jednak są to pytania, które publicznie rzadko kiedy są zadawane. Wczoraj jednak w Warszawie przez niemal cały dzień różni dyplomaci, eksperci, profesorowie i politycy próbowali na nie odpowiedzieć podczas całodniowej konferencji zorganizowanej przez dwie fundacje: „Dyplomacja i Polityka” oraz „New Direction”.
Na tytułowe pytanie o zimną wojną z lekkim oburzeniem zareagował już na początku Andrij Deszczycia, były minister spraw zagranicznych Ukrainy, a obecnie ambasador tego kraju w Polsce. „Nie zgadzam się z tym, że mamy nową zimną wojnę. Ta wojna raczej jest gorąca. I ona trwa! W czasach istnienia Związku Radzieckiego wojna była zimna, bo wtedy nikt nie strzelał, a konflikt opierał się w głównej mierze na oświadczeniach politycznych i dyplomatycznych,” uzasadniał – nota bene posługując się ładną i poprawną polszczyzną – ukraiński ambasador. I dodał: „To, co się obecnie dzieje na wschodzie Ukrainy to jest regularna wojna, tam giną ludzie. A przy tym zapomina się już o sytuacji na południu Ukrainy, a przecież Krym został anektowany przez Rosję i od tego się wszystko zaczęło.”
Wiemy, że Ukraina na poziomie militarnym i dyplomatycznym dokłada dużych starań, aby powstrzymać rosyjską agresję. Z drugiej strony słychać pewną rezygnację w głosie ambasadora, kiedy mówi, że powrót Krymu do Ukrainy to „kwestia dalszej perspektywy”. Co zatem dalej się stanie? Andrij Deszczycia widzi trzy możliwości rozwoju sytuacji. Pierwszy, najbardziej optymistyczny, to dotrzymanie warunków z porozumienia mińskiego i doprowadzenie do rozejmu, wycofania broni z terytorium kraju, odzyskanie nad nim kontroli i przeprowadzenie wyborów w tych rejonach. To jednak zakłada albo wielki gest dobrej woli ze strony Rosji albo skuteczne i zdecydowane działania Zachodu. Na razie się na to nie zanosi.
Drugi możliwy scenariusz według ambasadora Deszczycia to powrót do zamrożenia tego konfliktu i utworzenia strefy niestabilności na wschodzie Ukrainy, czegoś na kształt tego, co się dzieje w Abchazji i Osetii Południowej. Ukraina w tym wariancie cały czas byłaby trzymana w napięciu możliwych dalszych posunięć ze strony Rosji.
Dosyć upiorna jest ostatnia wizja, którą przewiduje Andrij Deszczycia. „Trzeci scenariusz, najgorszy, to dalsza eskalacja sytuacji i kontynuacja rosyjskiej inwazji na terytorium Ukrainy. On też jest dosyć realny, ponieważ ilość broni, działania i oświadczenia przez niektórych liderów rosyjskich dają podstawą do tego, aby myśleć, że Rosja nie zatrzyma się na Donbasie. Zresztą patrząc na mapę i myśląc geopolitycznie Rosja musi to zrobić, aby połączyć się drogą lądową z Krymem.”
Snując dalej ten czarny, najgorszy z pewnością także dla Polski wariant, patrząc na mapę można dojść także jeszcze do innych wniosków. Gdyby Rosji udało się zająć Donbas – centrum kluczowego dla Ukrainy przemysłu – i południowy pas ziemi ukraińskiej dający dostęp do Krymu to stamtąd także już stosunkowo niedaleko do Naddniestrza, z którym Rosja mogłaby się połączyć. Ukraina znalazłaby się wówczas w bezlitosnych obcęgach rosyjskiego ucisku od południa i północy, natomiast macki imperialnego agresora bardzo się wtedy zbliżą do Rumunii i Polski.
Oczywiście są to tylko – na razie – pewnego rodzaju koszmarne wizje, ale z drugiej strony pamiętajmy, że kilka lat temu wyśmiewano analityków czy polityków (jak choćby śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego), którzy ostrzegali przed rosyjską agresją.
Spotkanie ekspertów do spraw stosunków międzynarodowych służy jednak do tego, aby przemyśleć każdy wariant i być nań przygotowanym. By nie doszło do najgorszego to kluczowe są postawy krajów zachodnich, a w tym Polski.
„Polska, po tym jak osiem lat temu zmieniła swoją politykę zagraniczną, nie będzie poważnie traktowana w żadnej stolicy. Aby to się zmieniło należałoby znów przywrócić dawną polityką zagraniczną i strategię. Polska najpierw musi się stać państwem poważnym. Mamy chyba najgorsze relacje z Litwą, mamy fatalne relacje z Białorusią, a powinniśmy naciskać na naszych zachodnich partnerów, co jest łatwiejsze, gdy ma się za sobą zestaw państw,” tłumaczył Witold Jurasz z Ośrodka Analiz Strategicznych.
Prof. Krzysztof Szczerski, Witold Jurasz, Michał Baranowski, Olaf Osica i Filip Pigan podczas konferencji "Nowa zima wojna w Europie?"
Ekspert zgodził się też z tym, że nie można mówić o zimnej wojnie, gdyż państwa zachodnie takiego stanu rzeczy po prostu nie uznają i skrytykował postawę polityków zachodnich i polskich, która przypomina appeasement z czasów międzywojennych. Pozwala się Rosji na kolejne zdobycze terytorialne, a rozmawiając potem o pokoju czy rozejmie nie żąda się ich zwrotu ani powrotu do status quo ante bellum. „To przede wszystkim Moskwa ogłasza, że jest wojna, gdyż jest do dla niej wygodne,” zwrócił uwagę Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej UW. „Liczy bowiem na to, że uda jej się wystraszyć społeczeństwa demokratyczne, które nie chcą wojny.”
Z niecierpliwością oczekiwano słów prof. Krzysztofa Szczerskiego, doświadczonego już dyplomaty i przyszłego ministra prezydenckiego do spraw zagranicznych. On bowiem mógł nakreślić, co Polska tak naprawdę zrobi w sprawie wojny na wschodzie Ukrainy i dać wgląd do sytuacji od wewnątrz. „Na wschodzie przez użycie siły został zakwestionowany porządek. Ten porządek i prawo trzeba przywrócić. I na ten wymiar siłowy należy nie odpowiedzieć w sensie konfrontacji militarnej, ale na przykład wyciągnięcia wniosków przez Sojusz Północnoatlantycki w zakresie rozmieszczenia jego własnych sił. To uważamy za adekwatną odpowiedź w wymiarze militarnym,” podkreślił prof. Szczerski, jeden z najbliższych współpracowników prezydenta elekta Andrzeja Dudy. I od razu dodał: „Dla nas jest niedopuszczalna sytuacja, w której Polska nie uczestniczy w długoterminowych rozstrzygnięciach dotyczących przyszłości stabilizacji i bezpieczeństwa na wschodzie. A w tym muszą zostać uwzględnione polskie interesy. Polska musi znowu stać się państwem, którego nie da się pominąć w tych decyzjach.”
Po latach uległej polityki zagranicznej, próśb o niemiecką hegemonię z ust ministra Sikorskiego czy zupełnie chybionej polityce regionalnej takie słowa wypowiedziane przez osobę faktycznie decyzyjną dają nadzieję na realną zmianę. Andrzej Duda i Krzysztof Szczerski tu zupełna nowa jakość w polskiej polityce zagranicznej.
Co zatem jest najważniejsze w polskiej polityce zagranicznej wobec Ukrainy czy ogólnie sytuacji na wschodzie? „Bezpośrednim i najważniejszym celem polskiej polityki zagranicznej jest bezpieczeństwo Polski. Cokolwiek będziemy robić to to zawsze będzie priorytetem. Wsparcie jakiegokolwiek państwa, w tym Ukrainy, wynika z naszej oceny zadań i obowiązków względem bezpieczeństwa Polski. Jest to fundamentalnym zadaniem każdego polskiego polityka i każdej polskiej instytucji władzy publicznej. Mówiąc więc, że chcemy wesprzeć niepodległe państwo ukraińskie, żeby na wschód od nas nie była po prostu jakaś przestrzeń, to musimy przekonać do tego także naszych zachodnich partnerów. Mówiłem to zresztą także ministrowi spraw zagranicznych Ukrainy, z którym się spotkałem kilka dni temu. Ukraina nie może być przestrzenią, terytorium, konfliktem czy problemem, lecz niepodległym państwem. A to jest też istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski,” wyjaśniał prof. Szczerski.
Adam Sosnowski
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.