Homilia abp. Marka Jędraszewskiego wygłoszona w Święto Niepodległości
Metropolita krakowski, abp Marek Jędraszewski. Fot.: A.Bujak Drodzy bracia i siostry,
„Żaden sługa nie może dwom panom służyć”. Wydawałoby się, że nie ma bardziej oczywistej zasady niż właśnie ta: „Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie»” (Łk 9, 13). Wydawałoby się, że w imię samego tylko zdrowego rozsądku nie można tej zasady zlekceważyć lub odrzucić. Tak właśnie wydawałoby się ludziom wewnętrznie prawym, dla których „tak” – „tak” znaczy, a „nie” znaczy „nie”.
Tymczasem, jak słyszeliśmy przed chwilą, tych słów Pana Jezusa słuchali chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. (Łk 9, 14). Nie dziwmy się temu, że właśnie tak się zachowali. To przecież nie byli ludzie prawi. To byli ludzie wewnętrznie złamani.
Z jednej strony byli głęboko przekonani co do swojej osobistej wartości. Więcej, uważali, że nikt ich w gorliwości o przestrzeganie Bożego prawa przewyższyć nie jest w stanie. A tymczasem byli wewnętrznie chciwi na grosz, już wewnętrznie skorumpowani. Kiedy Pan Jezus skierował do nich słowa upomnienia, to zareagowali drwiną i szyderstwem, nie mając żadnych faktów, by się bronić. Lecz Pan Jezus wzniósł się ponad tę drwinę i szyderstwo, nie wahał się ich jednoznacznie ocenić i powiedział: „Bóg zna wasze serca” i dlatego doskonale wie, że „wobec ludzi [tylko] udajecie sprawiedliwych” (por. Łk 16, 15b) . To jest pobożność udawana, a tam gdzie chodzi o rzeczy udawane wobec Boga i ludzi jednocześnie, może ludzie ulegną pozorom, ale dla Boga to wszystko stanowi obrzydliwość.
Stąd ostateczny wniosek, jaki powinniśmy wyciągnąć z tej przypadającej właśnie na dzisiaj Ewangelii Łukaszowej. Trzeba umieć odważnie spojrzeć na siebie w prawdzie, bo tylko „prawda was wyzwoli” (J 8, 32) W konsekwencji zatem, trzeba umieć wybrać tego, któremu chce się służyć, bo dwóm panom jednocześnie służyć jest rzeczą niemożliwą.
Ty masz zwyciężać! Opowieść o abp. Marku Jędraszewskim
Tuż przed obroną pracy doktorskiej przez ks. Marka Jędraszewskiego, 20 grudnia 1979 r., Papieskie Kolegium Polskie w Rzymie odwiedził Ojciec Święty Jan Paweł II. Podszedł wtedy do młodego kapłana z Poznania, którego już wcześniej poznał i polubił, i zapytał: „No, co tam, Marek? Jak tam z tym twoim Levinasem?” – ten bowiem litewski myśliciel był przedmiotem badań przyszłego profesora i arcybiskupa metropolity.
Rozważamy te słowa Ewangelii w 99. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Po 123 latach, od których trzeba odjąć zaledwie 7, które przypadają na dzieje Księstwa Warszawskiego, sześć pokoleń Polaków, którzy byli skazani na niewolę, na poczucie, że nie żyją u siebie, że nie mają własnego państwa. Spójrzmy na to, co wydarzyło się 99 lat temu w nieco innej perspektywie - tego, co wydarzyło się 100 lat temu, kiedy była jesień, listopad 1917 roku. Nikt wtedy nie mógł przewidzieć, że wystarczy jeszcze rok, a nastąpi podpisanie w wagonie kolejowym w lesie Compiègne układu rozejmowego pomiędzy Ententą i Cesarstwem Niemieckim, który kończył I wojnę światową. Nikt nie przypuszczał, że wystarczy zaledwie jeszcze rok. 11 listopada 1918 roku doszło do masowych rozbrojeń Niemców w Warszawie i przekazania Józefowi Piłsudskiego zwierzchnictwa nad polskim wojskiem. Nikt się tego nie mógł spodziewać, ale pewne znaki na niebie i ziemi wskazywały, że ta tragedia I wojny światowej wreszcie zaczyna dobiegać końca. Do tych znaków trzeba zaliczyć przede wszystkim to, co 13 lipca 1917 roku na krańcach Europy, w dalekiej Fatimie powiedziała Matka Najświętsza trójce dzieci: „Wojna zbliża się ku końcowi”.
I jeszcze jedno wielkie zdarzenie, które zapewne jeszcze wtedy – 19 listopada 1917 roku nie było właściwie ocenione. Zaledwie 4 dni wcześniej - 7 listopada, a według kalendarza juliańskiego 24 października wybuchła tzw. rewolucja październikowa. Doprowadziła ona ostatecznie do upadku Rosji, ale pojawiło się też nowe niebezpieczeństwo, o którym mówiła Matka Boża 13 lipca 1917 roku, że jeżeli w tym decydującym dla Rosji momencie ona się nie nawróci to na Europę i świat rozleje się fala przemocy ateistycznej i prześladowań, na skutek czego wiele dzieci Kościoła będzie cierpiało okrutne prześladowania, a nawet męczeństwo.
Dla Polaków tamtego czasu – 1917 roku - nastał moment jednoznacznego wyboru, po której stronie będą służyć, kto dalej będzie ich panem, czy jak przez minione dziesięciolecia – władcy zaborczych imperiów, czy będzie to służba już niepodległej Polsce. Swoiste albo-albo, przed którym stanęło tamto pokolenie. I to albo-albo odnosiło się do całego polskiego narodu, do ówczesnych polityków, żołnierzy będących w różnych armiach, niekiedy zmuszonych do tego żeby walczyć ze sobą, nauczycieli, urzędników, robotników czy chłopów. Każdy z Polaków musiał wtedy wybrać, bo przecież nie można służyć dwóm panom jednocześnie.
I w tym 1917 roku zaznaczyły się postaci, które dla polskiego społeczeństwa były ważnym punktem odniesienia. Oni stali się przywódcami tych, którzy opowiedzieli się za niepodległą Polską. Oni inspirowali i pociągali za sobą naprawdę wielu. Najpierw książę Zdzisław Lubomirski. Już 3 sierpnia 1914 wszedł w skład Centralnego Komitetu Obywatelskiego Warszawy, przejmując z rąk rosyjskich zarząd nad miastem. Gdy Warszawa znalazła się w rękach niemieckich, robił wszystko, aby wykorzystując słabość jednego i drugiego zaborcy służyć przede wszystkim Polsce i przygotowywać już w czasie wojny kadry pod przyszłą polską administrację państwową. Doszło to do głosu zwłaszcza 27 października 1917 roku, kiedy powstawała tzw. Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, w której obok księcia Lubomirskiego zasiedli: kard. Aleksander Kakowski i hrabia Józef Ostrowski. Kto z nich, angażując się już w tworzenie struktur Polski niepodległej, sądził, że wystarczy zaledwie tylko rok, by 10 listopada 1918 roku książę Lubomirski mógł witać w Warszawie Józefa Piłsudskiego, który przybył właśnie z Magdeburga wypuszczony przez Niemców, a następnego dnia z całą Radą Regencyjną złożyć w jego ręce zwierzchnictwo nad polskim wojskiem.
Druga wielka postać tej niezwykłej panoramy 1917 roku. Józef Piłsudski i wywołany przez niego latem 1917 roku tzw. kryzys przysięgowy. Chciano, aby wojsku polskiemu, któremu on wtedy przewodził, wchodzącemu w skład armii austriackiej narzucić przysięgę, która mówiła m.in., że „ojczyźnie mojej, polskiemu królestwu i memu przyszłemu królowi na lądzie, wodzie i na każdym miejscu wiernie i uczciwie służyć będę, że w wojnie obecnej dotrzymam wiernie braterstwa broni wojskom Niemiec i Austro-Węgier oraz państw z nimi sprzymierzonych”. Ta rota przysięgi dla Piłsudskiego i jego legionistów znaczyła zgodę na to, „aby dwom panom służyć”. On się na to zgodzić nie mógł i stąd doszło do tego kryzysu, który zaowocował tym, że żołnierze zostali internowani w obozie w Szczypiornie, a oficerowie w Beniaminowie. Sam Piłsudski został aresztowany z nocy 21 na 22 lipca 1917 roku i osadzony w twierdzy w Magdeburgu. Wiemy, że dla niego to był trudny czas i zapewne ten trudny czas stał się jego udziałem także 100 lat temu 11 listopada 1917 roku. W Magdeburgu wyczekiwał wtedy na cud Bożej opatrzności. Wystarczyło czekać zaledwie tylko rok.
Trzecia postać - Roman Dmowski w tym samym 1917 roku - 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zakłada w Lozannie Komitet Narodowy Polski, który jest przedstawicielstwem sprawy polskiej wobec państw Ententy, traktowany jako zalążek przyszłego rządu niepodległej Polski. I wielki wysiłek dyplomatyczny, który on tam podejmuje upominając się o Polskę i jej głos pośród innych wolnych narodów ówczesnego świata.
Czwarta postać – Ignacy Jan Paderewski. Światowej sławy pianista, który wykorzystuje tę sławę, by służyć sprawie polskiej. Koncerty, które wtedy urządzał na obszarze całych Stanów Zjednoczonych, bardzo popularne i cieszące się ogromnym zainteresowaniem Amerykanów, zaczyna najpierw przemową o Polsce i jej prawie do niepodległości. Potem te koncerty wykorzystuje także, by nawoływać Polaków żyjących na terenie Stanów Zjednoczonych, przybyłych stąd ( z Polski), by udawali się do Francji, by tam wstępowali do zakładanej przez Józefa Hallera Błękitnej Armii, polskiej armii, która miała przybyć z zachodu i wyzwolić Polskę. Na jego apel odpowiadało wtedy bardzo wielu naszych rodaków. Jeszcze 26 grudnia 1917 roku, w święta Bożego Narodzenia do Bordeaux przybywa statek, na którego pokładzie znajduje się 1200 ochotników polskiej sprawy. To dzięki niemu, Paderewskiemu, który został obdarzony przez ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, w orędziu, które dwa miesiące po listopadzie 1917 r. Wilson wygłosił wobec Kongresu Stanów Zjednoczonych znalazł się punkt 13. poświęcony tylko Polsce, która ma być państwem suwerennym, co miały gwarantować traktaty narodowe, państwem, które miało mieć też dostęp do morza.
Jeszcze jedna postać, o której się bardzo mało mówi, ale jakże bardzo symbolizująca postawę ludzi Kościoła, działających na obczyźnie. Urszula Julia Ledóchowska, urszulanka, dla świata hrabina. Wojna zastała ją w Petersburgu, a ponieważ miała obywatelstwo austriackie została pozbawiona prawa, by na terenie Rosji pozostać. Udała się do Skandynawii i tam szukała miejsca dla siebie, dla swoich sióstr, gdzie w 1915 r. wstąpiła do Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce - Komitetu, który założył Henryk Sienkiewicz i Ignacy Jan Paderewski. Działała w całej Skandynawii, ucząc się dla polskiej sprawy duńskiego i norweskiego, by móc do tamtych ludzi przemawiać w ich języku. Wygłosiła ponad 80 wykładów i konferencji. Obok języków skandynawskich posługiwała się też językiem francuskim, niemieckim i angielskim - była poliglotką. Zachowało się jej przemówienie z Kopenhagi z 1916 r., gdzie wobec daleko od nas od kulturowo ludzi, mówiła płomiennie, żarliwie, chwytając za serce: „Tak, ty jesteś nieśmiertelny, kraju moich przodków, Ojczyzno ukochana, Polsko moja! Nieśmiertelna przez twą wieczną sławę, nieśmiertelna przez twoją sztukę i literaturę, która nie może być wymazana z pamięci narodów, nieśmiertelna przez miłość Ojczyzny, która żyje w sercach twych dzieci i która nie ma równej, śmiem to powiedzieć z czołem wzniesionym, ze szlachetną dumą! (…) Jesteś nieśmiertelna, o moja Polsko, gdyż żyjesz w sercach twych dzieci. My cierpimy, umieramy, ale przez śmierć idzie się ku zmartwychwstaniu. My umrzemy, ale ty zmartwychwstaniesz! Mimo naszych dzisiejszych cierpień, mimo agonii – patrz, twoje dzieci z miłością cię otaczają i śpiewają z nadzieją w sercu: «Jeszcze Polska nie zginęła!»”.
Nie sądziła, że jeszcze tylko kilkanaście miesięcy, a Polska będzie wolna, będzie nasza, zmartwychwstanie. A jednocześnie – będąc tam, w Skandynawii - zobaczyła jak wielkie zadanie stoi przed nią, jak wielkie wyzwanie w postaci polskich dzieci i sierot polskich robotników, którzy tam byli i którym to dzieciom groziło wynarodowienie. Za wszelką cenę gromadziła je wokół siebie, zakładając polski sierociniec w Kopenhadzie i zbierając na ten cel datki z wszelkich możliwych dla siebie źródeł. Pisała do swojego brata, Włodzimierza, wówczas generała zakonu jezuitów: „Moich polskich dzieci tu opuścić nie mogę. (…) Nie mogę spokojnie patrzeć na to, jak panie z Misji Protestanckiej adoptują nasze polskie dzieci. Robię szaleństwa, ale żal mi dzieci, a Bóg widocznie błogosławi”. W innym liście: „My musimy uratować dzieci, uratować je od śmierci fizycznej i moralnej, ażeby mogły potem cierpieć, walczyć i umrzeć za Polskę”.
Oni wszyscy – Książę Zdzisław Lubomirski, Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Jan Paderewski, Urszula Julia Ledóchowska – i tylu, tylu innych wybrali wtedy Polskę. Pracowali dla niej w najrozmaitszy sposób jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny. Niektórzy z nich na długo przed 1914 rokiem. W 1917 roku ich wysiłki zaczęły zmierzać ku szczęśliwemu dla Polski przesileniu. Ale o tym, co się ostatecznie miało wydarzyć 11 listopada 1918 roku, mogli tylko marzyć. O nadejście tego dnia mogli się jedynie żarliwie modlić. Wszakże wiedzieli jedno – każdego dnia tamtego czasu muszą wiernie trwać w służbie dla Ojczyzny, aby Polska była Polską.
Dzisiaj 11 listopada 2017 roku, 100 lat po tej panoramie, pokrótce tutaj zarysowanej, 99 lat po uzyskaniu przez Polskę niepodległości, dziękujemy Panu Bogu za to wspaniałe pokolenie Polaków. Dziękujemy także Bogu za poprzednie pokolenia, dzięki którym zaistniało to pokolenie 1917 roku. Dziękujemy Bogu za bohaterów Insurekcji Kościuszkowskiej, Księstwa Warszawskiego, Powstania Listopadowego, Wiosny Ludów, Powstania Styczniowego, a także za te wspaniałe postacie, nieznane nam z imienia i nazwiska, które w jakieś mierze unieśmiertelnił Stefan Żeromski w noweli „Siłaczka”. A jednocześnie podczas te dzisiejszej uroczystej Mszy św., tutaj na Wawelu, gdzie tak przejmująco mówią do nas wieki, modlimy się za Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, aby obroniła nie tylko swoją polityczną, ale przede wszystkim duchową niepodległość i suwerenność poprzez trwanie nieugięte przy swoich chrześcijańskich korzeniach. Prosimy Boga, aby wszyscy nasi rodacy dzisiaj zrozumieli, że nie można służyć jednocześnie dwóm panom. Że dobre i dające dobre nadzieje na przyszłość Polski myślenie zaczyna się od wsłuchiwania się w głos narodu, który jest najwyższym suwerenem tej ziemi. Że tak jak dzisiaj rano powiedziała premier polskiego rządu: „tutaj w Polsce, nad Wisłą, w Warszawie są dla Polaków ważne sprawy”. W Warszawie, a nie w innych stolicach Europy i świata. Modlimy się, żeby Polska była Polską.
„Boże coś Polskę, przez tak długie wieki... ojczyznę wolną, pobłogosław Panie”. Amen.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.