Niemcy potrafią upokorzyć - o tym, jak traktowano Polaków w Berlinie.

Niemcy potrafią upokorzyć - o tym, jak traktowano Polaków w Berlinie.

Kamerzyści i fotoreporterzy nie mieli miejsca do wykonania swojej pracy, przez co dochodziło do awantur. Kamerzyści i fotoreporterzy nie mieli miejsca do wykonania swojej pracy, przez co dochodziło do awantur. Na konferencję prasową prezydentów Polski i Niemiec w berlińskim pałacu Bellevue, rezydencji prezydenta Joachima Gaucka, przedstawiciele mediów musieli czekać ponad dwie godziny. Nic w tym nadzwyczajnego – dziennikarze przyzwyczajeni są do czekania – jednak sposób, w jaki ich potraktowano podczas tej wizyty nie przystoi urzędnikom państwa, które mieni się super zorganizowanym, uporządkowanym i w ogóle chętnie (coraz chętniej) stawiającym siebie innym za wzór w wielu (wciąż nowych i coraz liczniejszych) dziedzinach. A przecież zarówno spotkania na najwyższym szczeblu jak i organizowanie po nich spotkań z przedstawicielami mediów jest dla nich czynnością dalece rutynową. Nie było to wszak po raz pierwszy…

Pierwszy zgrzyt nastąpił już wcześniej, zaraz po wyjściu z autobusu, którym przywieziono nas z lotniska (w kolumnie z samochodami wiozącymi oficjalną polską delegację z prezydentem Andrzejem Dudą na czele) pod berlińską siedzibę urzędu prezydenckiego. Chciano nas tam bowiem ponownie legitymować – każdego z osobna, mimo iż od młodej Niemki, która nas eskortowała i pilnowała, abyśmy podczas żadnego wcześniejszego postoju nie wyszli z autobusu, otrzymaliśmy stosowne niemieckie identyfikatory. Dodatkowo każdy z nas, podczas wcześniejszej kontroli paszportowej oraz kontroli na bramkach na wojskowym Okęciu, został przez polską stronę również zaopatrzony w identyfikator. No, ale wiadomo, niemiecki Ordnung muss sein – uzbrojeni mundurowi zagrodzili nam drogę. Na szczęście – nie wiem po czyjej interwencji – po trzech osobach zrezygnowano z tej drobiazgowej kontroli. Trudno byłoby jednak powiedzieć, że obsługa była miła – choć każdy z nas znał język angielski, a niektórzy nawet niemiecki i żadnych trudności z porozumiewaniem się nie było.

Konferencja prasowa miała się odbyć w sali zwanej Galerią, mieszczącej się tuż przy wejściu, w której (zgodnie z tym, co napisano w firmowanej przez Kancelarię Prezydenta Niemiec broszurze), zwykle mają miejsce powitania, rozmowy i konferencje prasowe. Fotoreporterom i operatorom kamer przygotowano zwyczajowo tzw. zwyżkę, żeby łatwiej im było fotografować i żeby nie przeszkadzali im w pracy ci, którzy siedzą lub stoją poniżej. Podest był jednak zarówno za niski jak i za wąski, toteż mimo stłoczenia nie wszyscy się na nim zmieścili – głównie usytuowali się tam operatorzy kamer telewizyjnych. Ci, którzy próbowali fotografować stojąc na podłodze, wchodzili w kadr tym na zwyżce i dochodziło do awantur. Dla dziennikarzy piszących przygotowano jedynie dwa rzędy (!) siedzeń – w każdym po dwie drewniane ławki rodem z ogródka piwnego, dla niepoznaki przykryte granatowymi szmacianymi pokrowcami. Jak w takich warunkach przygotowywać teksty informacyjne i wysyłać je do macierzystych redakcji? Trzy pierwsze rzędy normalnych krzeseł zarezerwowane były dla gości obu delegacji państwowych i oczywiście nawet podczas dwugodzinnego oczekiwania, kiedy ich nikt nie zajmował, stały puste.

W tym samym czasie trwało śniadanie wydane przez prezydenta Gaucka na cześć prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudy wraz z małżonką oraz członków jego delegacji. Podczas wznoszenia toastu Gauck wygłosił kurtuazyjne, ale też bardzo przychylne Polsce przemówienie. Docenił w nim m.in. wielką rolę NSZZ „Solidarność”: „to była walka, którą niezliczona ilość Polek i Polaków toczyła dla nas, dla Europy”. Docenił też osobę kard. Karola Wojtyły – papieża Jana Pawła II „przełamującego wszelkie granice”, jednego z współtwórców i sygnatariuszy listu polskich biskupów z listopada 1965 r. List ten, jak wiemy, zawierał słynne zdanie „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” i zainicjował budowę przyjaznych stosunków między Polską a Niemcami po okrucieństwach zbrodni narodowosocjalistycznych Niemiec podczas II wojny światowej, na co również zwrócił uwagę Gauck. „Czytanie tego listu do dziś głęboko mnie wzrusza” – mówił. Wspomniał też swoją wizytę w Polsce zaraz po objęciu urzędu prezydenckiego w 2012 r. oraz pytanie, które wówczas skierował do niego jeden z dziennikarzy dociekając źródeł jego zachwytu nad Polską. „Odpowiedź na to pytanie jest prosta, ale jednocześnie wiążą się z nią pewne trudności. Podziwiam bowiem postawy Polaków, ich odwagę i zdecydowanie, z jakimi walczą o swoje prawa i bronią swej wolności. Ale kiedy mam mówić o wspaniałych spotkaniach i głębokich przyjaźniach, które w Polsce zawiązałem, nie wiem, gdzie powinienem zacząć, a gdzie skończyć”.

Mało kto, zwłaszcza ze strony polskich dziennikarzy, mógł się jednak zapoznać z treścią tego przemówienia wygłoszonego przez niemieckiego prezydenta przy stole podczas uroczystego śniadania. Pressemitteilung (informacja prasowa) firmowana przez Bundespräsidialamt (urząd prezydencki, tudzież kancelaria prezydenta), dostarczona została do Galerii niemal chyłkiem zaledwie w kilku egzemplarzach w wersji papierowej i to tylko w języku niemieckim. Jako, że posługuję się tym językiem, udało mi się jeden cenny egzemplarz uzyskać i naprędce przetłumaczyć przedstawicielowi Telewizji Republika Michałowi Rachoniowi, który niezwłocznie wiadomość tę przekazał widzom śledzącym w Polsce przebieg wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Berlinie. Wszystkim innym jakoś to umknęło.

  Na krótko przed rozpoczęciem konferencji dwa miejsca w trzecim rzędzie miękkich krzeseł dla oficjeli zajęli – jak się później okazało – dwaj starsi polscy korespondenci w Niemczech. Nietrudno się domyśleć, że dwa rzędy twardych ławek z piwnego ogrodu były już dawno zajęte, a dziki tłum dziennikarzy – polskich i niemieckich – kłębił się wokół w duchocie i ciasnocie. Dwaj starsi polscy korespondenci nie dali się jednak przepędzić mimo dwukrotnych, czynionych przez organizatorów prób. Chyba również inni powinni byli tak się zachować, może wtedy wymoglibyśmy na perfekcyjnych niemieckich organizatorach dodatkowe miejsca do siedzenia i więcej szacunku. Dodam jeszcze, że zimne napoje, którymi nas poczęstowano na samym początku, szybko się skończyły, a przedstawiciele bogatego państwa niemieckiego następnych nie dostarczyli, choć przecież nie przyszliśmy tu na zwiedzanie zamku Bellevue, tylko do pracy. No i upał był ponad 30 stopni. Jakakolwiek konferencja prasowa w najbardziej prowincjonalnym ratuszu byłaby lepiej zorganizowana...

Również dziennikarzom piszącym nie zapewniono dogodnych - lub chociażby godnych - warunków do pracy. Również dziennikarzom piszącym nie zapewniono dogodnych - lub chociażby godnych - warunków do pracy.

Potem było jeszcze ciekawiej. Abyśmy mogli nadać relacje do naszych macierzystych redakcji ze spotkania obu prezydentów, zostaliśmy przewiezieni do hotelu Adlon Kempinski, jednego z najbardziej luksusowych i najbardziej znanych w Niemczech, usytuowanego w pobliżu Bramy Brandenburskiej przy prestiżowym bulwarze Unter den Linden (Pod Lipami). Tu zresztą tego dnia prezydent Duda miał swój jednodniowy apartament, a wcześniej spotkał się nieoficjalnie z ministrem spraw zagranicznych Niemiec Frankiem-Walterem Steinmaierem. Jako pomieszczenie do pracy wskazano nam hotelowe lobby, miejsce publiczne, w żadnym stopniu nie wyłączone, niezdatne dla pracy dziennikarzy z Polski. Było tu więc bardzo gwarno – pito kawę (5,50 euro) i jedzono ciaseczka (kawałek tortu w cenie 7,50 euro). Gościom hotelowym czas umilał dodatkowo muzyk grający na fortepianie, nam jednak po prostu przeszkadzał w skupieniu się nad tekstami. Za to kelnerzy gotowi byli spełnić każde życzenie, zwracali się do wszystkich zamawiających najuprzejmiej per gnädige Frau (łaskawa pani) i gnädiger Herr (łaskawy panie). Wykwintny i drogi luksus nie jest jednak tym, czego dziennikarze potrzebują najbardziej. Dużo bardziej przydałby się przyzwoity zasięg internetowy, z którym było bardzo kiepsko. Nie mówiąc już o tym, że kawiarniane ciasne stoliki, w większości i tak zajęte, nie sprzyjały rozłożeniu notatek, laptopów, tabletów itp. O podaniu choćby wody mineralnej znajdującym się w pracy przedstawicielom mediów nawet nikt nie pomyślał. Przypomniała mi się wtedy gorzka piosenka z Kabaretu Dudek śpiewana przed laty przez Magdalenę Zawadzką: Wesoły wieczór, wesoły wieczór /Jakby w dzień zaręczyn /A dookoła, a dookoła / A dookoła sami dobrzy Niemcy.

Oczywiście jest to tylko margines bardzo ważnej wizyty nowego polskiego prezydenta, bardzo ważnej, bo składanej z podniesionym czołem, z jasnym wyłożeniem niektórych elementów polskiej racji stanu, z grzecznym, ale stanowczym prezentowaniem polskich interesów. Margines jednak znamienny; strona niemiecka przyzwyczajona jest do lekceważenia polskich przedstawicieli, zwłaszcza jeśli nie pojawiają się w głębokich ukłonach. Samego prezydenta nie uchodziło lekceważyć, dziennikarskie „badziewie” – jak najbardziej. Nic dziwnego jednak, że centralne urzędy państwowe w Berlinie mogą sobie na takie postepowanie pozwolić, skoro olbrzymia większość tychże dziennikarzy nie zdobędzie się na żadną krytykę i z wielkim zapałem wciska swoim czytelnikom, widzom i słuchaczom poglądy i stanowisko Niemiec, dopuszczając się przy każdej okazji ustawicznych ataków na własnego prezydenta. Na co innego bowiem nie pozwolą im ich niemieccy pryncypałowie w Polsce…

Jolanta Sosnowska

Całość artykułu będzie dostępna w najbliższym numerze miesięcznika „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”, który ukaże się 21 września.

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.