Morawiecki junior ministrem, czyli wilk stanie na czele stada owiec?

Morawiecki junior ministrem, czyli wilk stanie na czele stada owiec?

Jaką rekomendację dla Morawieckiego stanowi fakt sprawowania od 2010 r. funkcji doradcy Donalda Tuska? Albo przewodniczenie radzie nadzorczej totalnie liberalnej ekonomicznie i obyczajowo Konfederacji Lewiatan - pyta Leszek Sosnowski.

Osobiście nie wierzę w to, że wieloletni prezes zagranicznego banku, co prawda działającego w Polsce, może zostać ministrem finansów albo nawet ministrem gospodarki z namaszczenia PiS-u. Na to na pewno „rada starszych” tej partii ma za dużo rozsądku. Ktoś jednak usiłuje wywrzeć z zewnątrz presje na ludzi dyskutujących obecnie nad składem rządu. Łatwo w przypadku domniemanej kandydatury Mateusza Morawieckiego domyśleć się kto – potężne lobby bankowe. Banki czują się bowiem wielce zagrożone. Zagrożone w swej niepohamowanej dążności do coraz większych zysków, a nie, jak pisze mainstream, zagrożone stratami. Mniejsze zyski od strat dzieli bardzo daleka droga. Zostawmy jednak te rozważania na inna okazję, stwierdzając tylko fakt, że banki w Polsce w ciągu ostatnich 25 lat zarobiły ok. 200 mld zł. Pytanie o to, z kim się tym zyskiem podzieliły, może mieć niestety charakter tylko retoryczny. Na pewno jednak należy zapytać, czy człowiek, który okazał się wielce utalentowany w przysparzaniu tych zysków, może reprezentować stronę bankom przeciwną: wielomilionową rzeszę ich klientów, czyli praktycznie wszystkich obywateli? Czyż nie przypomina to sytuacji, gdy do pilnowania stada owiec wyznacza się – wilka?   

Lobby bankowe dobrze wykombinowało: wytypowali na swego kandydata syna znanego działacza antykomunistycznego, który sam też ostro z tym reżimem walczył. To są jednak predyspozycje bardzo przydatne może np. w IPN, ale niekoniecznie w rządzie. I tu dobrze się składa, bowiem pan Mateusz Morawiecki jest z wykształcenia historykiem. Natomiast jeśli chodzi o ministra, to pamiętajmy, że nie szuka się przecież kogoś na stanowisko ministra bankowego, bo takiego na szczęście nie ma. Nie szuka się kogoś, kto będzie wiedział jak chronić pazerność banków, lecz jak chronić obywateli przed tą pazernością np. w postaci polisolokat albo tzw. kredytów walutowych, albo jeszcze innych chytrych sztuczek nazywanych elegancko produktami bankowymi (tak jakby banki faktycznie coś produkowały... ).

Tak więc nie wierzę, iż wspomniana kandydatura jest na Nowogrodzkiej rozważana na serio. Tym niemniej, jak to mówią prawnicy, „z ostrożności procesowej” chciałbym pokrótce wytłumaczyć niektórym osobom, w tym wybitnemu publicyście Bronisławowi Wildsteinowi, dlaczego propagowanie kandydatury pana Morawieckiego juniora jest nieporozumieniem. Nie ulega wątpliwości, jak to stwierdza autor artykułu zamieszczonego na stronie „wPolityce”, że pan Morawiecki jest bardzo solidnym i zdolnym prezesem bank. Ale to jest właśnie główny argument przeciwko niemu, jako kandydatowi na ministra w nowym rządzie.

Mateusz Morawiecki jest prezesem Santandera w Polsce, banku hiszpańskiego, który wchłonął po drodze 7. co do wielkości bank w Polsce, Kredy Bank (w 2012 r.). Santander 30 marca 2011 roku objął 95,67% udziałów Banku Zachodniego WBK. Bank Zachodni WBK w tym momencie trudno już było nazywać polskim, bowiem w 2001 roku ponad 70 proc. jego udziałów objęła irlandzka grupa Allied Irish Banks. Grupa AIB zaczynała skromnie; w 1995 r. nabyła od państwa 16,2 % akcji świetnie prosperującego Wielkopolskiego Banku Kredytowego, stopniowo powiększając udziały w spółce, by potem kupić 80% udziałów w innej spółce bankowej, w Banku Zachodnim S.A. i doprowadzić  (2001 r.) do połączenia tego ostatniego z WBK pod wspólnym szyldem Bank Zachodni WBK. Powstał bank uniwersalny, trzeci w Polsce, posiadający 900 placówek i obsługujący 3,5 mln klientów. To właśnie tę „wspólnotę” Santander kupił za grosze, za 3,1 mld euro. W warunkach zachodnich musiałby zapłacić wielokrotnie więcej za takie połączone konsorcjum jak Bank Zachodni WBK, o ile w ogóle ktoś chciałby sprzedawać kurę znoszącą rok w rok złote jaja.

Morawiecki ma w organizowaniu tych sprzedaży swój znaczący udział; nie bez powodu został nagrodzony prezesurą. W latach 1998 – 2001 był doradcą prezesa zarządu Banku Zachodniego, następnie jego dyrektorem, a po połączeniu i powstaniu Banku Zachodniego WBK najpierw był członkiem zarządu, a od 2007 r. do dziś prezesem. Bardzo sprzyjał wszelkim poczynaniom Santandera na polskim terenie (tak, jak poprzednio Irlandczykom) - przed nabyciem akcji Banku Zachodniego i po. Do tego stopnia zakochał się w Santanderze, że w 2014 r. bez wymaganych prawem konsultacji z Komisją Nadzoru Finansowego, przystąpił do tzw. rebrandingu, czyli zmiany nazwy i wizerunku Banku Zachodniego S.A. na „Santander”. KNF jednak nie interweniował, widać był bardzo zajęty czymś innym ważniejszym, prawdopodobnie SKOK-ami…

 

Kraje, w których działa Santander. Za santanderbank.com

 

A więc z punktu widzenia hiszpańskiego banku jego działania są  jak najbardziej efektywne i oczekiwane – tu trzeba się zgodzić z publicystą: Santander ma zapewne dobrego zarządcę. Ale z punktu widzenia tego, o co nam chodzi, o jakie zmiany walczymy, gdzie szukamy i pieniędzy, i przyczyn totalnej wyprzedaży majątku narodowego, z tego punktu widzenia jest to kandydatura wilka na przywódcę stada baranów i owiec. Może jestem za mało rozgarnięty, ale nie jestem też w stanie pojąć, jaką rekomendację dla Morawieckiego stanowi fakt sprawowania od 2010 r. funkcji doradcy Donalda Tuska? Albo przewodniczenie radzie nadzorczej totalnie liberalnej ekonomicznie i obyczajowo Konfederacji Lewiatan? Albo bycie konsulem honorowym Irlandii w Polsce (prawdopodobnie za zasługi we współpracy z Allied Irish Banks)? Współpracował swego czasu blisko z AWS – gdy ten był u władzy, potem z PO – gdy ta była u władzy. Teraz po władzę sięgnął PiS, pora więc na zmianę kolejnego frontu? Czas na zmiany, to jasne, ale chyba nie w interesie zagranicznych banków? Potrzeba również w gospodarce i w finansach ludzi doświadczonych, ale nie w wyprzedaży narodowego majątku. W innym artykule na stronie „wPolityce” wybitny patriota i ekonomista Janusz Szewczak podpowiada znakomite kandydatury ludzi sprawdzonych i doświadczonych we współpracy z narodem, a nie z zagranicznymi sępami krążącymi na Polską. Zresztą sam Janusz Szewczak, teraz poseł, też byłby znakomitym kandydatem ministerialnym.

Leszek Sosnowski

Autor jest prezesem wydawnictwa Biały Kruk i publicystą miesięcznika „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.